Obudziłam się z obrzydliwym bólem głowy. Na parkowej ławce w miejscu, gdzie pierwszego września złapał mnie Zakon, z tym, że teraz park przykrywała warstwa kolorowych liści. Uśpili mnie jakimś eliksirem i zostawili tutaj pod osłoną nocy.
Przetarłam oczy, po czym wstałam, ale zatoczyłam się i znów opadłam na ławkę. Zrobiło mi się niedobrze i myślałam, że zaraz zwymiotuję.
Skuliłam się na ławce obejmując za brzuch. Chociaż chciałam iść dalej, najpierw musiałam się pozbierać. Straciłam już wiarę w to, że jeszcze ktokolwiek mnie szuka. Może Czarny Pan spisał mnie już na straty?
Jak najszybciej musiałam dostać się do Malfoy Manor, tylko jak? Nie byłam w stanie się tam przenieść, każdy ruch sprawiał, że boli mnie brzuch, a głowa zaraz mi eksploduje.
Mijało mnie tylu mugoli. Każdy tak samo obojętny jak poprzedni. Niektórzy obrzucali mnie obojętnym wzrokiem, inni wręcz z obrzydzeniem, ale nikt nie zatrzymał się na dłużej, nie zainteresował się, co się stało. Może faktycznie mugole są nic nie warci?
Wreszcie jeden przystanął tuż nade mną.
- No cześć, piękna - odezwał się.
- Scabior? - spojrzałam na niego szczerze zaskoczona.
- Zdziwiona? Czarny Pan nas tu wysłał. Nie mam pojęcia, jak Wy to robicie, ale już wie, że nic Ci nie jest.
Nie byłam pewna, czy to dobrze.
- Mamy Cię stąd zabrać. Zgodnie z jego rozkazem.
Mężczyzna pomógł mi wstać, po czym chwycił pewniej w pasie. Trzasnęło i sekundę później byliśmy już w zupełnie innym miejscu.
- To nie jest Malfoy Manor - powiedziałam pretensjonalnie rozglądając się po znajomym wnętrzu krypty.
- Wybacz mi pani, ale Czarny Pan wyraźnie sobie tego życzył.
- Ale... Scabior! - zawołałam, ale mężczyzny już że mną nie było. - Zaczekaj!
Odpowiedziało mi echo. Zostałam sama. Jednak nie na długo, bo chwilę potem w tuż obok pojawił się Czarny Pan we własnej osobie. Stał jak wmurowany i patrzył na mnie z różdżką w ręce.
- Ojcze - pochyliłam głowę w pokłonie.
- Znikłaś na bardzo długo, Eileen. Gdzie byłaś? Nie mogłem się z Tobą skontaktować.
- Zakon mnie dopadł, ojcze.
- Dopadł? - zadrwił. - Mimo ochrony, którą Ci dałem?
- Odwołałam ich.
- Odwołałaś? - zasyczał.
- Tak - powiedziałam. - Uznałam, że przydadzą się bardziej szukając Pottera, a w świecie mugoli i tak mi nic nie groziło.
- Jak widać znowu przeceniłaś swoje zamiary ponad siły. - pokręcił z politowaniem głową. Milczałam. - Gdzie Cię przetrzymywano?
- Jakieś miejsce daleko na bezludziu, chronione bardzo silnymi zaklęciami obronnymi.
- Jak udało Ci się uciec? - zapytał, ale jego ton świadczył o tym, że zaraz wybuchnie. Starałam się o tym wszystkim nie myśleć, bo wiem, że mógł czytać we mnie jak w otwartej księdze.
- Nie... Nie pamiętam - wyszeptałam.
Czarny Pan cały swój gniew przelał do różdżki i w zaklęcie, które na mnie rzucił. Mimo iż byłam przygotowana, ścięło mnie z nóg, a z piersi wyrwał się krzyk. Kości zdawały się piec żywym ogniem. Każda, nawet najmniejsza kosteczka.
![](https://img.wattpad.com/cover/84626600-288-k733935.jpg)
YOU ARE READING
Eileen: Dziedzictwo
FanfictionJak wigilijne niebo krzykiem dziecięcia tak serce rozdarte od chwili poczęcia. wybrać swą drogę to niełatwa sprawa zwłaszcza gdy do wyboru żadnego nie masz prawa. Dziecko które przecież nigdy żyć nie miało, jednak to życie tak bardzo pokochało. Aby...