Czterdzieści Sześć: Nie mogłam podjąć tak ogromnego ryzyka.

1.3K 81 25
                                    

Zbliżające się święta zapowiadały się mroźnie i śnieżnie. Cały grudzień praktycznie prószył śnieg. Wszystko było białe, przykryte puchatym kocykiem. Opatulona kożuszkiem spacerowałam po ogrodzie Malfoy Manor. Starałam się, zgodnie z zaleceniami Doriana, jak najwięcej chodzić i się ruszać. Kości zrosły się całkiem dobrze, ale rozszarpane nerwy łydki nie zregenerowły się jeszcze w pełni. Nie do końca czułam stopę, więc i mój chód nie był prawidłowy. Robiłam jednak postępy.

Na świeżym, mroźnym powietrzu lepiej mi się myślało. Właściwie nie było nad czym się zastanawiać, jednak kilka rzeczy musiałam sobie ułożyć. Ale kolorowe lampki w ogrodach sąsiadów i świąteczny nastrój Narcyzy, która nuciła pod nosem kolędy sprawiły, że nie umiałam myśleć o złych rzeczach.

Białe pawie, które hodował Lucjusz siedział napuszone na żerdziach i łypały na mnie groźnie. Dobrze, że chociaż one nie miały świadomości tego, co działo się dookoła i jak bardzo zmienia się świat. Stałam tak i patrzyłam na nie ugniatajac w dłoniach kulkę ze śniegu. Zauważyłam, że z domu wyszedł Draco. Nie wrócił już do szkoły. Zgodnie z obietnicą został ze mną. Uśmiechnęłam się do niego i przytuliłam, kiedy do mnie podszedł.

- Chodzisz tak już trzy godziny - powiedział - Zmarzniesz.

- Lepiej mi się myśli - powiedziałam. Wspięłam się na palce i pocałowałam go w ciepły, praktycznie gorący policzek.

- O czym? - przyciągnął mnie do siebie bliżej - O czym tak myślisz? 

Wzruszyłam ramionami, bo szczerze powiedziawszy w głowie miałam pustkę.

- Coś Cię gryzie?

Od rozmowy z Severusem zastanawiałam się, czy porozmawiać o tym wszystkim z Draco. O tym, co zobaczyłam w jego gabinecie, czego się dowiedziałam i co powiedział mi Lupin. Kiedyś Draco nawet nie dopuściłby do siebie takich myśli, ale teraz bardzo dużo się zmieniło.

- Chyba musimy o czymś porozmawiać - powiedziałam. - Ale nie tutaj.

- Mój pokój?

Pokręciłam głową.

- Miałam na myśli jakieś bardziej neutralne miejsce.

Draco uśmiechnął się delikatnie.

- Chyba znam takie miejsce - trzasnęło i chwilę później znajdowaliśmy się w rynku małego, przytulnego miasteczka. Dookoła były sklepiki, kawiarenki i butiki.

- To Little Winging - powiedział widząc moje pytające spojrzenie. - Jest tu mała kafejka, mama zawsze w wakacje zabierała mnie tu... na urodziny.

Pociągnął mnie za rękę w stronę kawiarni, która znajdowała się po lewej stronie od fontanny. Szyld przedstawiał jednorożca że złotym rogiem i parą olbrzymich skrzydeł. "Złoty Pegaz".

- To całkiem mugolskie miejsce. Idealne jesli chcesz się wyrwać z czarodziejskiego świata.

W środku znajdowało się kilka stolików oraz obitych czerwoną skórą kanap. Całkiem przytulne. Zdjęliśmy płaszcze i zajęliśmy ostatnią wolną kanapę.

- Co dla państwa? - zapytała miła, usmiechnięta, długonoga kelnerka.

- Dwie gorące czekolady z piankami i posypką - powiedział.

Kilka minut później nasze zamówienie pojawiło się na stoliku. Wyglądało i pachniało niesamowicie.

- To o czym chciałaś rozmawiać? - zapytał oblizując wąsik z piany.

Eileen: DziedzictwoWhere stories live. Discover now