Czterdzieści Jeden: Nie mogłaś trafić gorzej.

1.2K 88 35
                                    

Energicznie spacerowałam po niewielkim, ale schludnym pokoiku pachnącym kurzem i starym drewnem. Musiałam jakoś opanować emocje, które mną targały. Kilka godzin temu żegnałam się z Draco na peronie, a teraz znajdowałam się gdzieś na końcu świata w zamykanym na klucz pokoju. Bez różdżki i bez możliwości jakiegokolwiek kontaktu z Czarnym Panem, bo ktoś rzucił na to miejsce bardzo silne zaklęcia ochronne.

- Jak ja mogłam być aż tak głupia? - złapałam się za głowę nie mogąc uwierzyć w to, że byłam więźniem Zakonu Feniksa.

Zgubiła mnie moja naiwna pewność siebie. Scabior miał rację. Nie powinnam była go odsyłać, a potem jeszcze bezczelnie szlajać się po mugolskich ulicach. Ale do jasnej cholery skąd mogłam wiedzieć, że dam się złapać Zakonowi?

- To mi się chyba śni - powiedziałam i rzuciłam się w poprzek łóżka tak, że głowa zwisała mi z drugiej strony. Patrzyłam na drzwi za którymi cały czas ktoś się kręcił.

Muszę się stąd jakoś wydostać. Musi być stąd jakieś wyjście. Co prawda dookoła nie ma nic poza polami i trawiastymi łąkami, ale jak tylko ucieknę poza barierę, będę mogła wezwać pomoc i pojawi się ktokolwiek, ucieszyłaby mnie nawet zakazana morda Fenrira. Albo Bellatrix. Chociaż nie. Aż tak zdesperowana to ja nie jestem.

Cień pod drzwiami zatrzymał się, zamek w drzwiach szczęknął i po chwili do środka wszedł Remus z tacą z jedzeniem.

- Zjedz coś - powiedział stawiając tacę na etażerce stojącej przy łóżku.

- Sam sobie to zjedz, wilkołaku - powiedziałam obojętnie.

- Myślisz że my tu chcemy Cię otruć czy jak?

- Mam to gdzieś.

- Porozmawiamy?

- Spadaj.

Remus westchnął.

- Zostawię Ci tacę, na wypadek gdybyś jednak zmieniła zdanie.

Znowu zostałam sama. Jedzenie, które przyniósł pachniało zachęcająco, i mimo olbrzymiego głodu postanowiłam jednak nie tknąć ani jednego smażonego ziemniaczka, ani uszczknąć chociażby kawałeczek kurczaka. Westchnęłam ciężko, położyłam się wygodniej na łóżku i zaczęłam beznamiętnie wpatrywać się w sufit.

Ciekawe, czy Czarny Pan mnie szuka. Napewno. Zaraz po odjeździe ekspresu miałam byc spowrotem w Malfoy Manor, a minęło już kilka godzin. Zresztą, czy to ważne? I tak nie ma szans, żeby mnie tu znalazł. To miejsce jest przesiąknięte zaklęciami obronnymi, a bariera nie przepuszcza żadnych myśli z zewnątrz. Jeśli stąd nie ucieknę, zostanę tu na zawsze.

Minęła kolejna godzina, może dwie. Zamek szczęknął ponownie, a do pokoiku wszedł Remus w towarzystwie bliźniaków. Spojrzał na tacę z nietkniętym jedzeniem.

- Chcesz się zagłodzić?

Nie odpowiedziałam mu, tylko patrzyłam na niego z wyższością.

- Daj znać, jak będziesz czegoś potrzebować - powiedział. Usiadłam.

- Muszę do toalety - powiedziałam. Była to szansa rozejrzeć się po miejscu, w którym mnie przetrzymywali.

- Fred, zaprowadź ją do łazienki.

Wstałam i poszłam za chłopakiem, który zatrzymał się przed drewnianymi drzwiami.

- Masz trzy minuty - powiedział i otworzył mi drzwi, a ja uśmiechając się bezczelnie weszłam do środka. Łazienka była przytulna, chociaż chłodna. Na ścianach widniały kolorowe płytki, a na podłodze wylano posadzkę. Skorzystałam z toalety i spuściłam wodę, po czym podeszłam do okna, żeby się rozejrzeć po okolicy. Tak jak przypuszczałam, znajdowaliśmy się na jakimś bezludziu. W zasięgu wzroku nie było żadnego domu czy jakiegokolwiek innego budynku.

Eileen: DziedzictwoWhere stories live. Discover now