Energicznie spacerowałam po niewielkim, ale schludnym pokoiku pachnącym kurzem i starym drewnem. Musiałam jakoś opanować emocje, które mną targały. Kilka godzin temu żegnałam się z Draco na peronie, a teraz znajdowałam się gdzieś na końcu świata w zamykanym na klucz pokoju. Bez różdżki i bez możliwości jakiegokolwiek kontaktu z Czarnym Panem, bo ktoś rzucił na to miejsce bardzo silne zaklęcia ochronne.
- Jak ja mogłam być aż tak głupia? - złapałam się za głowę nie mogąc uwierzyć w to, że byłam więźniem Zakonu Feniksa.
Zgubiła mnie moja naiwna pewność siebie. Scabior miał rację. Nie powinnam była go odsyłać, a potem jeszcze bezczelnie szlajać się po mugolskich ulicach. Ale do jasnej cholery skąd mogłam wiedzieć, że dam się złapać Zakonowi?
- To mi się chyba śni - powiedziałam i rzuciłam się w poprzek łóżka tak, że głowa zwisała mi z drugiej strony. Patrzyłam na drzwi za którymi cały czas ktoś się kręcił.
Muszę się stąd jakoś wydostać. Musi być stąd jakieś wyjście. Co prawda dookoła nie ma nic poza polami i trawiastymi łąkami, ale jak tylko ucieknę poza barierę, będę mogła wezwać pomoc i pojawi się ktokolwiek, ucieszyłaby mnie nawet zakazana morda Fenrira. Albo Bellatrix. Chociaż nie. Aż tak zdesperowana to ja nie jestem.
Cień pod drzwiami zatrzymał się, zamek w drzwiach szczęknął i po chwili do środka wszedł Remus z tacą z jedzeniem.
- Zjedz coś - powiedział stawiając tacę na etażerce stojącej przy łóżku.
- Sam sobie to zjedz, wilkołaku - powiedziałam obojętnie.
- Myślisz że my tu chcemy Cię otruć czy jak?
- Mam to gdzieś.
- Porozmawiamy?
- Spadaj.
Remus westchnął.
- Zostawię Ci tacę, na wypadek gdybyś jednak zmieniła zdanie.
Znowu zostałam sama. Jedzenie, które przyniósł pachniało zachęcająco, i mimo olbrzymiego głodu postanowiłam jednak nie tknąć ani jednego smażonego ziemniaczka, ani uszczknąć chociażby kawałeczek kurczaka. Westchnęłam ciężko, położyłam się wygodniej na łóżku i zaczęłam beznamiętnie wpatrywać się w sufit.
Ciekawe, czy Czarny Pan mnie szuka. Napewno. Zaraz po odjeździe ekspresu miałam byc spowrotem w Malfoy Manor, a minęło już kilka godzin. Zresztą, czy to ważne? I tak nie ma szans, żeby mnie tu znalazł. To miejsce jest przesiąknięte zaklęciami obronnymi, a bariera nie przepuszcza żadnych myśli z zewnątrz. Jeśli stąd nie ucieknę, zostanę tu na zawsze.
Minęła kolejna godzina, może dwie. Zamek szczęknął ponownie, a do pokoiku wszedł Remus w towarzystwie bliźniaków. Spojrzał na tacę z nietkniętym jedzeniem.
- Chcesz się zagłodzić?
Nie odpowiedziałam mu, tylko patrzyłam na niego z wyższością.
- Daj znać, jak będziesz czegoś potrzebować - powiedział. Usiadłam.
- Muszę do toalety - powiedziałam. Była to szansa rozejrzeć się po miejscu, w którym mnie przetrzymywali.
- Fred, zaprowadź ją do łazienki.
Wstałam i poszłam za chłopakiem, który zatrzymał się przed drewnianymi drzwiami.
- Masz trzy minuty - powiedział i otworzył mi drzwi, a ja uśmiechając się bezczelnie weszłam do środka. Łazienka była przytulna, chociaż chłodna. Na ścianach widniały kolorowe płytki, a na podłodze wylano posadzkę. Skorzystałam z toalety i spuściłam wodę, po czym podeszłam do okna, żeby się rozejrzeć po okolicy. Tak jak przypuszczałam, znajdowaliśmy się na jakimś bezludziu. W zasięgu wzroku nie było żadnego domu czy jakiegokolwiek innego budynku.
YOU ARE READING
Eileen: Dziedzictwo
FanfictionJak wigilijne niebo krzykiem dziecięcia tak serce rozdarte od chwili poczęcia. wybrać swą drogę to niełatwa sprawa zwłaszcza gdy do wyboru żadnego nie masz prawa. Dziecko które przecież nigdy żyć nie miało, jednak to życie tak bardzo pokochało. Aby...