Zimny, grudniowy wieczór. Stałam przed tronem Czarnego Pana, że skruszoną miną. Siedział przede mną i patrzył na mnie triumfalnie.
- Zapytam poraz ostatni. Długo to trwa?
Milczałam zaciekle modląc się w duchu, żeby nie wyczytał nic z moich myśli, bo całkowicie mnie to zgubi. Myślałam o wszystkim tylko nie o nim.
- To bardzo bezczelne z Twojej strony. Myslałaś, że się nie dowiem? Czy Ty do jasnej cholery jesteś naprawdę aż tak głupia?
Nadal milczałam. Zagryzłam wargi, zacisnęłam pięści.
- Odpowiadaj, durna dziewucho! - Ryknął, a rzucone we wściekłości zaklęcie ścięło mnie z nóg i sprawiło, że padłam na kolana.
Podszedł bliżej i zaczął krążyć w około niczym wilk chcący za chwilę dobić swoją wycieńczoną ucieczką ofiarę.
- Sądziłem, że wyraziłem się wystarczająco jasno. Zadawałem Ci multum pytań, czy wszystko jest dla Ciebie oczywiste, a Ty do kurwy nędzy odwalasz mi taki numer?
Milczał. Wiedziałam, że czekał aż coś powiem. Wiedziałam, że szuka pretekstu, żeby znowu dotkliwie mnie ukarać.
- Zawsze masz tyle do powiedzenia, a tym razem milczysz? Mam wystarczający powód, żeby Cię ukarać.
Chciałam wstać, ale mi na to nie pozwolił. Znowu ścięło mnie z nóg, tym razem tak bardzo, że aż wygięłam się w pałąk ściągając łopatki i powstrzymując wydobywający się z piersi krzyk.
- Boli, prawda? - zasyczał. - Uwierz mi, że będzie boleć jeszcze bardziej. Crucio!!
Zawołał, a ja w tym momencie przebudziłam się z krzykiem, zlana potem. Oddychałam ciężko, a Mroczny Znak i cztery blizny szpecące moje ciało paliły żywym ogniem.
- Na brodę Merlina, tak bym chciała, żeby to był tylko sen! - zawołałam, po czym przetarłam twarz dłońmi.
Miałam złe przeczucia. Czarny Pan już wiedział, że coś łączy mnie z Draco, a ten sen był tego wyraźnym dowodem. Często dręczył mnie koszmary, ale ten był wyjątkowo prawdziwy, zupełnie jakbym tam była.
Powierciłam się w łóżku, ale sen kompletnie mnie opuścił, więc ubrałam się pospiesznie i zeszłam do pokoju wspólnego.
Dochodziła czwarta rano i wszyscy jeszcze smacznie spali w dormitoriach, dlatego pokój był pusty i cichy, rozlegało się tylko ciche chrapanie z jednego z portretów.
Musiałam zająć czymś myśli, postanowiłam więc usiąść nad runami, ale najpierw musiałam rozpalić dogasający w kominku ogień, bo wiatr w kominie hulał przerażająco, a za oknami panowała śnieżyca.
Rozejrzałam się za czymś, co mogło posłużyć za rozpałkę, ale jedyne, co znalazłam to egzemplarz Proroka Codziennego. Z trudem wcisnęłam do kominka polano drewna, po czym zaczęłam drzeć gazetę na mniejsze kawałki i podkładać w miejscach, gdzie tklił się jeszcze ogień.
- No rozpal się Ty przeklęty ogniu - warczałam szturchając żar pogrzebaczem.
- Riddle? To Ty się tutaj tak tłuczesz o czwartej nad ranem? - Draco uśmiechnął się, a ja zrobiłam minę małego dziecka, które właśnie przyłapano na czymś złym.
- Nie mogłam spać - powiedziałam - więc przyszłam tutaj i postanowiłam...
- Nie pozwolić spać całemu domowi? - zapytał, a ja burknęłam coś pod nosem i zaczęłam męczyć się z ogniem.
YOU ARE READING
Eileen: Dziedzictwo
FanfictionJak wigilijne niebo krzykiem dziecięcia tak serce rozdarte od chwili poczęcia. wybrać swą drogę to niełatwa sprawa zwłaszcza gdy do wyboru żadnego nie masz prawa. Dziecko które przecież nigdy żyć nie miało, jednak to życie tak bardzo pokochało. Aby...