Środek nocy. Młoda para, chłopak i dziewczyna śpią razem pod satynową pościelą. Blondyn przerzucił swoją rękę przez brzuch rudowłosej, ona natomiast położyła dłoń na jego łopatce. Śpią spokojnie, żadne z nich nie sądzi, że za chwilę brutalnie zostaną wyrwani ze snu.
W pokoju, w obecności czarnego, zimnego dymu i pyłu pojawiła się postać w długich, czarnych szatach. Jego biała głowa i dwie szparki w miejscu nosa upodabniają go do węża. W jednej ręce trzyma różdżkę, w drugiej miecz Godryka Gryffindora. Ten sam, którym kiedyś przebito bazyliszka.
Mężczyzna stał nad zakochanymi i przez chwilę przyglądał się, jak śpią. Spokojnie i beztrosko. Żadne z nich nie spodziewa się tego, co za chwilę się stanie.
Wycelował różdżkę w jasnowłosego i mruknął zaklęcie. Błysnęło zielone światło, a chłopak po prostu przestał oddychać. Nawet nie wiedział, że umiera.
Mężczyzna spojrzał na dziewczynę uśmiechając się nieładnie. Machnął różdżką, a dziewczyna zbudziła się w potwornym bólu zaklęcia torturującego. Machnął różdżką poraz drugi, a dziewczyna spadła z łóżka prosto na ciemny dywan. Poczuła, jak stopa mężczyzny przygniata ją do podłogi, jak nie może złapać oddechu. Zaczęła się szarpać, ale to nic nie dało. Mężczyzna zaśmiał się szyderczo.
- Myślałaś, że długo będę znosił fakt, że plamisz moje nazwisko zadając się z tym mieszańcem? - wskazał na martwe ciało w pościeli. - Ty naprawdę jesteś aż tak głupia, iż myślałaś, że pozwolę sobie w nieskończoność tak bezczelnie grać na nosie?
Kolejny szyderczy śmiech. Zimna stopa mężczyzny zrobiła się cięższa, dziewczyna praktycznie zaczęła się dusić.
- Chciałem zabić Cię od razu, tamtego dnia na cmentarzu, ale przekonywano mnie o Twojej przydatności, o tym, że któregoś dnia być może przejmiesz to, co udało mi się zdziałać. Dałem Ci szansę, ale jak się okazuje, niesłusznie.
Mężczyzna wziął miecz w obie ręce i uniósł go ponad swoją głowę.
- Twój kochanek umarł szybko i bezboleśnie. Ty nie będziesz miała takiego przywileju. Zadbam o to, żebyś wiedziała, że umierasz. Chcę to widzieć w Twoich oczach.
Mężczyzna z całym impetem upuścił miecz, a jego ostrze wbiło się w ciało dziewczyny, nieco po lewej, tuż przy mostku. Tam, gdzie znajdowało się serce.
Poczuła najpierw bolesne ukłucie, chrupnięcie towarzyszące rozrywanym żebrom, a potem ostrze wbiło się w jej serce, z którego od razu buchnęła krew. Czuła, jak zalewa jej klatkę piersiową, jak wypełnia płuca. Zaczęła się dusić. Coraz łapczywiej próbowała złapać powietrze, ale bezskutecznie. Poczuła w ustach metaliczny smak własnej krwi, a później czerwona strużka popłynęła z kącika ust i znikała gdzieś z tyłu, na karku. Chwilę później już nie żyła zadławiona własną krwią, a rozerwane na strzępki serce po prostu przestał bić. Jej bezwładne kończyny opadły, a puste, martwe oczy wpatrywały się w przestrzeń.
Stałam na balkonie w krótkiej koszulce próbując zapomnieć sen. Od kilku dni bez przerwy dręczyły mnie koszmary. I każdy kończył się tak samo. Moją bolesną śmiercią i martwą, pustą twarzą Rufusa Scrimgeoura. Jego śmierć bardzo mnie dręczyła, nie mogłam się pogodzić z myślą, że mężczyzna zginął z mojej ręki i mojej różdżki. Próbowałam sama siebie oszukać tłumaczeniem, że gdybym go nie zabiła, Czarny Pan nadal by go męczył, ale mimo to trudno było mi się z tym oswoić. Czułam wewnętrzną pustkę, jakby ktoś oderwał mi strzępek mojej własnej duszy.
YOU ARE READING
Eileen: Dziedzictwo
FanfictionJak wigilijne niebo krzykiem dziecięcia tak serce rozdarte od chwili poczęcia. wybrać swą drogę to niełatwa sprawa zwłaszcza gdy do wyboru żadnego nie masz prawa. Dziecko które przecież nigdy żyć nie miało, jednak to życie tak bardzo pokochało. Aby...