Trzydzieści Dziewięć: Dlaczego Czarny Pan kazał mi służyć właśnie Tobie?

1.4K 91 42
                                    

Pierwszego września razem z Draco stawiałam się na peronie numer dziewięć i trzy czwarte z tą różnicą, że ja nie wrócę dzisiaj do domu, a Draco nie. Czarny Pan powierzył mu kolejne zadanie i zastrzegł, że teraz nie ma wyjścia. Musi spisać się lepiej niż perfekcyjnie.

- Długo jeszcze będziesz się do mnie nie odzywał? - zapytałam, bo Draco od wczoraj nie odezwał się do mnie nawet jednym słowem. Przy kolacji delikatnie napomknęłam mu, że nie wracam z nim do Hogwartu.

- Tak - burknął, a ja przewróciłam oczami.

- Masz wszystko? Zapas eliksiru?

- Czasami zachowujesz się gorzej niż moja matka, serio - prychnął przepychając pierwszoroczniaków, którzy i tak na mój widok uciekali w popłochu.

Tak, wszyscy już wiedzieli kim naprawdę jest Eileen Riddle i do czego jest zdolna. Było jeszcze dużo czasu, więc postanowiłam zostać z Draco aż nie nadejdzie czas odjazdu.

- Może powinnaś już iść? - powiedział. - To nie jest dobry pomysł, żebyś paradowała tak na widoku przed wszystkimi.

- Jakby chcieli mnie schwytać, zrobiliby to dawno. Tu jest za dużo ludzi i za duże ryzyko, ze ktoś zostanie ranny. Zresztą... Muszę mieć pewność, że bezpiecznie wszedłeś do pociągu...

Draco nic nie powiedział. Najchętniej bym go teraz przytuliła i wycałowała na zapas, ale nie mogłam rzucić się na niego publicznie! Potrząsnęłam tylko głową i splotłam ręce na piersiach.

- Powiesz mi, co to za wielka rzecz, ktora leży gdzieś w Hogwarcie, a którą mam pilnować?

- Mówiłam Ci już, że nie wiem - powiedziałam. - Jedyne co mi wiadomo to fakt, że jest to potwornie ważne dla Czarnego Pana i pod żadnym pozorem nie może dostać się w ręce Pottera.

- A czemu po prostu nie pozwolił mi go zabić i byłoby po sprawie?

- Nie bądź taki wyrywny. Zabijanie to nie taka prosta sprawa, już się o tym wystarczająco przekonałeś na własnej skórze. Lepiej zostaw to innym.

- Eileen? - usłyszałam za swoimi plecami. Odwróciłam się i momentalnie utonelam w ramionach Zabiniego, który podniósł mnie i okręcił kilkukrotnie.

- Postaw mnie, wariacie! - zawołałam pretensjonalnie, po czym z gracją poprawiłam ubranie.

- Ale Ty się zmieniłaś. Gdyby nie ta czerwona czupryna, nawet bym nie poznał, że to Ty.

- Bo stałam tyłem? - prychnęłam. - A tak w ogóle to mogłeś w wakacje napisać do mnie cokolwiek.

- Wolałem nie ryzykować gniewu Czarnego Pana - powiedział. - Nie wiem nawet czy wolno mi z Tobą rozmawiać!

- Stary, a głupi - prychnęłam.

Blaise przywitał się z nadal markotnym Draco, a ja rozejrzałam się po peronie w poszukiwaniu znajomych twarzy. Od razu zauważyłam orszak złożony z rudzielców i kilku członków Zakonu. Wszyscy mieli markotna miny, a jedyną osobą, która pakowała się do pociągu była najmłodsza pociecha Artura i Molly - Ginewra. Nie było Pottera, Granger, nawet tego Wieprzleja. Dziwne...

Zastanawiałam się, czy nie podejść bliżej, ale uznałam, że jawna prowokacja Zakonu może skończyć się dla mnie źle. Tym bardziej że Scabior i reszta czekali na mój powrót na dworcu.

Był inny problem. Mimo obowiązku powrotu do szkoły, jaki wydał nowy minister i nowy dyrektor, Golden Trio, jak ich nazywano, nie stawiło się dzisiaj na peronie. Oznacza to, że praktycznie mogą być w każdym innym miejscu. Swoją drogą Lord Voldemort nie sądził chyba, że obowiązek nauki zmusi Pottera do powrotu do szkoły.
Ciekawe, co Wybraniec kombinuje...

- No, zbieramy się, bo pociąg nam ucieknie - powiedział Blaise, po czym ruszył w stronę pociągu, bo zegar wskazywał za dziesięć jedenasta. - A Ty nie jedziesz?

Pokręciłam powoli głową. Blaise podszedł do mnie i przytulił mnie mocno do siebie.

- Kompletnie nie mam pojęcia, co kombinujesz i chyba nie chcę wiedzieć. Uważaj na siebie, zgoda?

- Zgoda - powiedziałam uśmiechając się niewyraźnie. Następnie podszedł do mnie Draco i również przytulił. Ale mocniej i dłużej.

- Kocham Cię - wyszeptał mi ledwie słyszalnie do ucha. - Pamiętaj o tym.

- Pamiętam. Ja Ciebie też.

Odsunął się ode mnie, miał smutne oczy. Bez słowa patrzył na mnie chwilę, po czym razem z Blaisem weszli do pociągu. Chwilę później widziałam ich czupryny w oknie jednego z przedziałów. Kiedy pociąg zaczął powoli ruszać, pomachałam im i stałam tam tak długo, aż pociąg nie znikł za zakrętem.

Cholera, jak ja będę za nim tęsknić... Mam tylko nadzieję że będzie tam bezpieczny. Miał pilnować Pottera i od razu poinformować kiedy zacznie interesować się jedną, konkretną rzeczą. Skoro Pottera nie ma, to Draco chyba może spać spokojnie...

Westchnęłam ciężko, po czym naciagnęłam na głowę kaptur, a dłonie wsunęłam do kieszeni płaszczyka. W jednej miałam różdżkę i musiałam ją czuć w dłoni by w razie niebezpieczeństwa ją użyć.

Opuściłam peron i wróciłam do świata mugoli. Jakie to zabawne, że oni nawet nie widzą, że ktoś pojawia się nagle wychodząc ze ściany i zmierza w tym samym kierunku co oni. Severus miał rację. Mugole faktycznie nie potrafią patrzeć.

Wyszłam z dworca i od razu skierowałam się do Scabiora i jego skromnego orszaku złożonego z tępych, ale całkiem użytecznych byłych więźniów Azkabanu. Nazywali siebie szmalcownikami, a ich bezpośrednim przywódcą był Fenrir, który aktualnie znajdował się na paktach z olbrzymami. Właściwie były już po naszej stronie, ale wilkołak miał jeszcze jakieś dodatkowe zadanie. Pod jego nieobecność odpowiedzialność spadła na barki Scabiora. Całkiem przystojnego, wysokiego mężczyzny w poplątanych włosach z kolczykiem w wardze i spodniach że smoczej skóry.

- Co tam, piękna? - zapytał. Nie cierpiałam jak tak do mnie mówił. Zmiażdżyłam go wzrokiem, ale ten pacan nawet nie poczuł się zmieszany czy skrępowany.

- Okazało się, że Potter i jego zacny orszak nie jadą do Hogwartu. A to oznacza, że macie zadanie.

- Co tylko rozkażesz, Pani - kiedy Scabior się odzywał, nie wiedziałam, czy jest to objaw szacunku, czy sobie zwyczajnie kpi.

- Pogadaj z dementorami. Niech wezmą Was ze sobą i zatrzymają pociąg. Wówczas sprawdzicie każdy przedział po kolei. Muszę mieć pewność, ze Pottera tam nie ma. Może być, że zwyczajnie go przegapiłam.

- Na Merlina! - Scabior nie był zachwycony - Mam się użerać z tymi cholernymi istotami, bo Ty przegapiłaś Pottera?

- Uważaj do kogo mówisz, Scabior - warknęłam.

- Lepiej od razu mnie zabij.

- Chętnie bym to zrobiła, ale wowczas sama musiałabym rozmawiać z dementorami - prychnęłam. - I uganiać się za szlamami.

- Dlaczego Czarny Pan kazał mi służyć właśnie Tobie? - jęknął zrezygnowany.

- Lepiej zacznij się przyzwyczajać do takiego stanu rzeczy, Scabior - powiedziałam. - I lepiej zabieraj tych swoich osiłków i znikaj, zanim znowu coś wymyślę.

- Mieliśmy Cię ochraniać aż do powrotu do domu - powiedział, a ja się zaśmiałam.

- Jestem już dużą dziewczynką i potrafię o siebie zadbać. Zresztą, miałeś tez słuchać moich poleceń. No to właśnie Ci je wydałam. 

Scabior miał opory, ale wreszcie ukłonił się nisko obrażony, po czym znikł razem ze swoimi towarzyszami. Zostałam sama w świecie mugoli, a przynajmniej tak mi się wydawało. Szybko zauważyłam, że ktoś mnie obserwuje. Idzie za mną.

Eileen: DziedzictwoWhere stories live. Discover now