Zwolniłam, zwolnił. Przyspieszyłam, przyspieszył. Skręciłam, skręcił. Specjalnie weszłam między wystawy sklepowe aby w jednej z witryn odbił się mój prześladowca. Był rudy. To już coś. A jak był rudy to znaczy, że nie był sam.
Skręciłam w stronę parku, o tej porze praktycznie opustoszałego. Szłam energicznie środkiem brukowanego deptaka. Wzięłam kilka głębokich wdechów, po czym zacisnęłam palce na różdżce. Zatrzymałam się i spojrzałam przez ramię.
- Myślicie, że doprowadzę Was do Czarnego Pana? - zapytałam.
- A skąd pomysł, że nie wiemy gdzie go szukać? - odezwał się jeden.
- Z Waszego umysłu można czytać jak w otwartej księdze.
Powoli odwróciłam się w ich stronę. Fred i George Weasley celowali do mnie ze swoich rożdżek. Uśmiechnęłam się z lekceważeniem i nawet nie wyjęłam swojej różdżki.
- Umiesz czytać w myślach, wiedźmo? - zapytał ten po prawej. Fred.
- Coś tak jakby. Zwłaszcza kiedy ktoś myśli tak głośno jak Wy.
Bliźniacy nadal celowali do mnie, ale wiedziałam już, że nic mi z ich strony nie grozi. Nie byli w stanie zrobić mi krzywdy. Może byli zgrywusami, ale nie byli w stanie rzucić jakiegoś oszałamiającego zaklęcia.
- Uważaj o czym myślisz, braciszku, bo jeszcze wiedźma dowie się czegoś, czego nie powinna wiedzić.
- Skąd pewność, że już tego nie wiem? - zaśmiałam się drwiąco. - Tak się składa, George, że Twój brat jest nieco mniej powściągliwy w myślach.
Fred wyglądał na nieco zmieszanego, bo właśnie myślał o moich długich nogach i kształtnym biuście. Zaśmiałam się.
- Jesteś aresztowana - powiedział George.
- Och, doprawdy? - zapytałam przekrzywiając głowę i przyglądając mu się spod zmrużonych oczu.
- Doprawdy - powiedział i machnął różdżką, ale nie zdążył złożyć zaklęcia, bo byłam szybsza. Różdżka wystrzeliła z jego dłoni. Drugi w tym czasie zrobił krok do przodu, a z mojej różdżki wystrzeliła długa lina, która owinęła się dookoła jego kostek. Chłopak runął jak długi, a różdżka wypadła mu z ręki.
- Accio różdżka - powiedziałam. Teraz każdego z nich miałam na swoim celowniku. Ciekawe czy idzie rzucić zaklęcie z dwóch różdżek jednocześnie...
- Któryś z Was wyrecytuje mi moje prawa? - zapytałam wściekła, że byłam zmuszona do obrony. Scabior chyba miał rację. Nie powinnam go odsyłać. Dobrze, że było ich tylko dwóch. - Nie? Jaka szkoda.
Machnęłam różdżką, a drugi z braci upadł tuż obok pierwszego, a na jego twarzy wymalowany był grymas bólu.
- Następnym razem, kiedy porwiecie się na któregoś z nas, upewnijcie się, że dacie sobie radę.
- Następnym razem - warknął Fred - pamiętaj, żeby nie szwendać się samemu.
Mina mi momentalnie zrzedła, bo kilka kroków ode mnie pojawili się inni członkowie Zakonu Feniksa.
- O kurwa mać - skwitowałam, po czym odwróciłam sie na pięcie i pędem ruszyłam do ucieczki. Drogę jednak przestąpił mi Bill, Charlie i Fleur.
- Drętwota! - wrzasnęli całą trójką, a ja z olbrzymim trudem uskoczyłam przed zaklęciem.
- Crucio! - ryknęłam, a z obu różdżek wystrzeliło światło, które ugodziło dziewczynę. Padła na ziemię krzycząc w przerażającym bólu, jaki jej sprawiłam.
YOU ARE READING
Eileen: Dziedzictwo
FanfictionJak wigilijne niebo krzykiem dziecięcia tak serce rozdarte od chwili poczęcia. wybrać swą drogę to niełatwa sprawa zwłaszcza gdy do wyboru żadnego nie masz prawa. Dziecko które przecież nigdy żyć nie miało, jednak to życie tak bardzo pokochało. Aby...