Czterdzieści: Był ktoś, kto znał Cię lepiej niż Ty sama.

1.3K 90 32
                                    

Zwolniłam, zwolnił. Przyspieszyłam, przyspieszył. Skręciłam, skręcił. Specjalnie weszłam między wystawy sklepowe aby w jednej z witryn odbił się mój prześladowca. Był rudy. To już coś. A jak był rudy to znaczy, że nie był sam.

Skręciłam w stronę parku, o tej porze praktycznie opustoszałego. Szłam energicznie środkiem brukowanego deptaka. Wzięłam kilka głębokich wdechów, po czym zacisnęłam palce na różdżce. Zatrzymałam się i spojrzałam przez ramię.

- Myślicie, że doprowadzę Was do Czarnego Pana? - zapytałam.

- A skąd pomysł, że nie wiemy gdzie go szukać? - odezwał się jeden.

- Z Waszego umysłu można czytać jak w otwartej księdze.

Powoli odwróciłam się w ich stronę. Fred i George Weasley celowali do mnie ze swoich rożdżek. Uśmiechnęłam się z lekceważeniem i nawet nie wyjęłam swojej różdżki.

- Umiesz czytać w myślach, wiedźmo? - zapytał ten po prawej. Fred.

- Coś tak jakby. Zwłaszcza kiedy ktoś myśli tak głośno jak Wy.

Bliźniacy nadal celowali do mnie, ale wiedziałam już, że nic mi z ich strony nie grozi. Nie byli w stanie zrobić mi krzywdy. Może byli zgrywusami, ale nie byli w stanie rzucić jakiegoś oszałamiającego zaklęcia.

- Uważaj o czym myślisz, braciszku, bo jeszcze wiedźma dowie się czegoś, czego nie powinna wiedzić.

- Skąd pewność, że już tego nie wiem? - zaśmiałam się drwiąco. - Tak się składa, George, że Twój brat jest nieco mniej powściągliwy w myślach.

Fred wyglądał na nieco zmieszanego, bo właśnie myślał o moich długich nogach i kształtnym biuście. Zaśmiałam się.

- Jesteś aresztowana - powiedział George.

- Och, doprawdy? - zapytałam przekrzywiając głowę i przyglądając mu się spod zmrużonych oczu.

- Doprawdy - powiedział i machnął różdżką, ale nie zdążył złożyć zaklęcia, bo byłam szybsza. Różdżka wystrzeliła z jego dłoni. Drugi w tym czasie zrobił krok do przodu, a z mojej różdżki wystrzeliła długa lina, która owinęła się dookoła jego kostek. Chłopak runął jak długi, a różdżka wypadła mu z ręki.

- Accio różdżka - powiedziałam. Teraz każdego z nich miałam na swoim celowniku. Ciekawe czy idzie rzucić zaklęcie z dwóch różdżek jednocześnie...

- Któryś z Was wyrecytuje mi moje prawa? - zapytałam wściekła, że byłam zmuszona do obrony. Scabior chyba miał rację. Nie powinnam go odsyłać. Dobrze, że było ich tylko dwóch. - Nie? Jaka szkoda.

Machnęłam różdżką, a drugi z braci upadł tuż obok pierwszego, a na jego twarzy wymalowany był grymas bólu.

- Następnym razem, kiedy porwiecie się na któregoś z nas, upewnijcie się, że dacie sobie radę.

- Następnym razem - warknął Fred - pamiętaj, żeby nie szwendać się samemu.

Mina mi momentalnie zrzedła, bo kilka kroków ode mnie pojawili się inni członkowie Zakonu Feniksa.

- O kurwa mać - skwitowałam, po czym odwróciłam sie na pięcie i pędem ruszyłam do ucieczki. Drogę jednak przestąpił mi Bill, Charlie i Fleur.

- Drętwota! - wrzasnęli całą trójką, a ja z olbrzymim trudem uskoczyłam przed zaklęciem.

- Crucio! - ryknęłam, a z obu różdżek wystrzeliło światło, które ugodziło dziewczynę. Padła na ziemię krzycząc w przerażającym bólu, jaki jej sprawiłam.

Eileen: DziedzictwoWhere stories live. Discover now