Prolog

95.6K 1.9K 879
                                    

-Dzień dobry-przywitałam się z pracownicami które posłały mi jedynie miłe uśmiechy, a później ruszyłam na zaplecze, aby się przebrać. Zamieniłam jeansy z wysokiem stanem i fioletowy podkoszulek na stój dla pracownika; czarną, obcisłą spódniczkę i białą koszulę. Przeglądnęłam się w lustrze i stwierdziłam, że mogę iść zacząć pracę. Pożegałam się z Megan która właśnie skończyła zmianę i weszłam na jej miejsce. Jak na złość ludzi było dzisiaj sporo, a ja nie czułam się najlepiej. Marzyłam tylko o długiej, relaksującej kąpieli i o łóżku. Niestety, czeka mnie dzisiaj kilkugodzinna praca.

-Stolik numer dziewięć czeka-odparła dużo starsza ode mnie, wysoka kobieta patrząc na mnie z lekkim uśmiechem. Kiwnęłam głową, wzięłam swój notes i dumnie poszłam do stolika gdzie zobaczyłam jakiś czterech chłopaków którzy zawzięcie o czymś rozmawiali.

-Witamy. Co podać?-spytałam z uśmiechem widząc jak faceci jeżdżą po mnie wzrokiem.

-Ym...cztery razy czarna kawa-usłyszałam głos jakiegoś blondyna więc spisałam zamówienie w notesie.

-Coś jeszcze?

-Nie. To wszystko-rzucił chłodno chłopak, a ja przytaknęłam i odwróciłam się idąc w stronę kuchni i czując ich palące spojrzenie na moim tyłku. Że też szef musiał mi dać opinającą, czarną spódnicę.

Podałam zamówienie Hellen która zajmowała się kawą. Ta tylko przytaknęła i zaczęła robić cztery, czarne kawy, a ja poszłam obsłużyć kolejny stolik. To może nie jest praca moich marzeń, ale muszę za coś wyżyć. Mieszkam w małym mieszkaniu i niezbyt sobie radzę, ale się staram. Co miesiąc muszę płacić dość duże rachunki, mimo, że mieszkam sama i oszczędzam jak tylko mogę. Nie jestem jak rozpieszczona córeczka rodziców która ma wszystko pod nosem. Moich rodziców już dawno nie ma. I nie będzie. I teraz zostałam tylko ja. Sama. Nie mam na kogo liczyć. Można powiedzieć, że wszyscy się ode mnie odwrócili. Śmieszne, prawda? Ale taka jest prawda. Staram się brać każde nadgodziny dlatego nie mam prawie w ogóle czasu dla siebie. Staram się jak mogę aby starczyło mi na rachunki i na jedzenie, co nie jest takie łatwe zważywszy, że moja wypłata nie jest niewiadomo jak duża. Ale czego oczekiwać od pracy w zwykłym barze?

Jestem na nogach już trzecią godzinę. A zostały jeszcze pozostałe trzy. Jestem zmęczona, ale staram się zachować uśmiech, chociaż wychodzi mi raczej grymas. Spisuje zamówienia i podaje innym pracownicom, a potem przynoszę do odpowiedniego stolika. Praca nudna, ale zawsze coś. Gdybym była bezrobotna już dawno wylądowałabym pod mostem. Od osiemnastu lat pracuję to tu, to sam i staram się jak mogę, aby na wszystko mi wystarczało.

-Daphne-zwrócił się do mnie mój szef. Był pięćdziesięcioletnim, dość grubym mężvczyzną z zarostem.

-Tak?-spytałam grzecznie.

-Po pracy przyjdź proszę do mnie. To ważne-rzucił i zniknął w swoim gabinecie.

-Co szef od ciebie chciał?-zapytał Mellanie; niska, blondynka niewiele młodsza ode mnie która wycierała szklanki.

-Nie wiem. Kazał mi się stawić w jego gabinecie po pracy-wzruszyłam ramionami i poszłam przyjąć zamówienie od kolejnych osób.
***

Gdy tylko przebrałam się się w swoje ciuchy ruszyłam do gabinetu szefa. Zapukałam, a po usłyszeniu cichego "Proszę" weszłam do środka.

-Dzień dobry. Szef chciał się ze mną widzieć-powiedziałam nieśmiało widząc jak męzczyzna siedzi za biurkiem i obserwuje mnie czujnie.

-Tak, siadaj-wskazał na krzesło, a ja wykonałam jego polecenie.-sprawa nie jest zaciekawa. Nasz bar nie zarabia tyle co zwykle i nie jestem w stanie zatrudnić tyle osób. Niestety jestem zmuszony Panią zwolnić.

Zmarłam. To nie może być prawda. Bałam się tego każego dnia.

-Z...zwolnić?-to słowo ledwo przeszło mi przez gardło.-nie może szef. Szef wie w jakiej jestem sytuacji.

-Zdaję sobie z tego sprawę, ale nie dam rady płacić za tyle osób dlatego jestem zmuszony zwolnić parę z nich.

-Ale...ale-zaczęłam się jąkać. Histeryzowałam, ale to u mnie normalka.-dlaczego ja? Dlaczego nie ktoś inny?

-Zostawie tylko parę osób. Nie martw się Daphne. Nie tylko ty zostaniesz zwolniona.
Ale pocieszenie.

-Dostaniesz wypłatę za ten miesiąc i musimy się pożegnać-rzucił cicho, a ja miałam w oczach łzy.

-Ale...co ja teraz zrobię? Przecież wie pan, że ledwo wiąże koniec z końcem.

-Daphne...Jesteś młoda, atrakcyjna i masz niezłą figurę. Na pewno znajdziesz pracę wszędzie.

-Jakoś niesądze-warknęłam.

-W klubie Go Go na przykład.

-Słucham?-czy ja się przesłyszałam.-proponuje mi pan, żebym została prostytutką?

-Masz niezłe ciałko i musisz to wykorzystać. A tam nieźle płacą.

-Ja chyba śnie-prychnęłam oburzona.-szef każe mi pracować jako dziwka.

-Nie dziwka tylko prostytutka. To różnica. I można nieźle zarobić.

-Nie będe machać tyłkiem przed napalonymi facetami!-warknęłam.

-Ja tylko ci proponuje. Byłbym najczęstszym klientem.

-Jest Pan obrzydliwy-wstałam gwałtownie z krzesła w wyniku czego spadło z hukiem.-nie zamierzam być dziwką i tańczyć przed jakimiś facetami. Nie wierze, że własny szef mi to proponuje. Żegnam-posłałam mu mordercze spojrzenie i wyszłam z gabinetu z hukiem trzaskając drzwiami.



Hej hej hej! Kolejna książka do kolecji? Co myślicie? Podoba się?

Jesteś tylko mojaWhere stories live. Discover now