Rozdział 20

42.6K 1.2K 259
                                    

MICHAEL

-Mike! Pozwól tu-usłyszałem krzyk ojca więc pobiegłem do salonu. Po drodze mijałem kuchnie gdzie sprzątała Daphne. Mrugnąłem w jej stronę i usiadłem na kanapie obok rodziców.

-Tak?

-Dzisiaj wieczorem mamy ważny bankiet i postanowiliśmy cie wziąźć.

-Co ja mam z tym wspólnego?-uniosłem brwi. Nigdy nie lubiłem takich oficjalnych spotkań. Muszę chodzić w garniturze i udawać kulturalnego faceta i do każdego się uśmiechać. Pełno nudnych osób którzy gadają o interesach i formalnościach.

-Po prostu chcemy, żebyś zaczął się przyzwyczajać. Bankiet mamy o dziewietnastej więc się przygotuj. A, i idziesz z Reychel.

Spiorunowałem ją wzrokiem i spojrzałem na nich z szokiem.

-Oszaleliście, prawda?

-Nie. Musisz stwarzać pozory szczęśliwego chłopaka, więc Reychel będzie twoją dziewczyną.

-Chyba was coś-prychnąłem.

-Mike-zbeształ mnie ojciec, a ja wywróciłem oczami.-Reychel idzie z nami.

-Jesteście niepoważni-wyrzuciłem ręce w górę.-i co? Mam udawać szczęśliwy związek z Reychel.

Miałem ochotę wykrzyczeć im w twarz, że poszedłbym z Daphne. W tedy chociaż trochę miałbym ochotę tam iść. Ale nie mogę im tego powiedzieć.

-To już postanowione. Ubierz jakiś garnitur.

Prychnąłem głośno i ze złością ruszyłem do swojego pokoju. Pierdolony bankiet. Pierdolona Reychel. Nienawidze jej. Nie chce z nią iść. Wszyscy będą myśleli, że jestem szczęśliwy i że poszedłem tam ze swoją dziewczyną. A prawda jest taka, że nienawidzę Reychel.

Ale jak mus to mus. Pójdę tam, ale szybko wrócę do domu. Nie będe do kurwy siedziec z jakimiś nudnymi ludźmi którzy gadają o rzeczach o których ja nie rozumiem.

Gdy po jakiejś godzinie poszedłem na dół, ale rodziców nie było więc pewnie pojechali do pracy. Zobaczyłem, że Daphne stoi w korytarzu i sprzata. Podszedłem do niej i przytuliłem ją od tyłu. Na początku trochę zesztywniała, ale po chwili na jej ustach rozkwitł szeroki uśmiech.

-Nie chce tam jechać-mruknąłem w jej włosy.-wolałbym zostać z domu.

-Musisz Mike-odparła.

-Pojechałbym tam gdybyś ty tam była.

-Wiesz, że to niemożliwe-westchnęła.-Reychel musi z tobą jechać.

-Daj spokój-prychnąłem.-nie chce jej tam. Dlaczego ty nie mogłabyś pojechać?-zacząłem sunąć nosem po jej policzku.

-Nie mogę. Jestem tu tylko gosposią-rzuciła, a ja westchnąłem ciężko, ale nie skomentowałem tego.

-Mike, za niedługo masz bankiet. Musisz iść się szykować.

-Nie chce-mruknąłem zaciągając się cytrynowym zapachem jej włosów.

-Idź Mike-odepchnęła mnie lekko-zobaczymy sie po bankiecie, tak?

-Mhm-pocałowałem ją w usta, a po chwili z szerokim uśmiechem ruszyłem do pokoju.

***
-Mike, gotowy!?-krzyknęła moja mama.

-Tsa-mruknąłem zbiegając na dół. Miałem na sobie czarny garnitur, a włosy ułożone na żelu. Nienawidziłęm tego. Wolałem luźny styl. Miałem tak wielką ochote roztrzepać te ulizane włosy, a garnitur zamienić na zwykłe dresy.

Jesteś tylko mojaWhere stories live. Discover now