Rozdział 55

27.9K 885 169
                                    

-CIEBIE CHYBA POJEBAŁO!-wrzasnęła na wstępie Vivian do słuchawki.-jak to nie chcesz zdradzić nam płci dziecka!? Jesteś aż tak bez serca!?

-Vivi, uspokój się-westchnęłam.-chce, aby każdy miał niespodziankę.

-Zajebista niespodzianka-sarknęła.-jak ja teraz będe wiedzieć jakie kupić śpioszki?!

-Kupi unisex-wzruszyłam ramionami, a rudowłosa prychnęła.

-Nie masz serca Daphe-warknęła i rozłączyła się, a ja wywróciłam oczami. Chwilę potem dostała kolejny telefon.

-Nienawidze cie-syknęła do telefonu Erica, a ja już wiem o co jej chodzi.

-Poznacie za parę miesięcy.

-Nie możesz mi powiedzieć?-zaćwierkotała.-no Daphneee...

-Nope-zaśmiałam się.-każdy dowie się w tym samym czasie.

-Ugh, nie masz serca.

-To samo powiedziała Vivian zanim się rozłączyła.

-Więc ja zrobię to samo-fuknęła i usłyszałam dźwięk zakończonej rozmowy.

-Świetne z was przyjaciółki-parsknęłam. Cóż...muszą trochę poczekać na poród.
***

Miesiące mijały, a mój brzuch rósł. I rósł. I rósł. I w pare miesięcy nabrał olbrzymich rozmiarów. Przez ten brzuch każdy ruch sprawia mi problem, więc siedzę głównie na kanapie. Mike nie spuszcza ze mnie oka gdy przyjeżdza z pracy.

W czasie pracy co pięć minut dzwoni i pyta się czy wszystko okey. Jest strasznie przewrażliwiony. Nie mogę nigdzie sama wychodzić. To tylko ciąża, nie choroba. Jestem mu za to wdzięczna, ale jednak chciałabym mieć trochę wolności. Sasha również pdorosła i teraz nie da się ją wziąć na ręce. Jest prawdziwym olbrzymem. Śliniącym się, kochanym olbrzymem. Cały czas leży z pyszczkiem na moim brzuchu pilnując dziecka. Zwierzęta to wyczuwają, a moje podobnie jak Mike są przewrażliwieni na tym punkcie.

Aktualnie siedzę w salonie dotykając już mojego dużego brzucha.

-Kiedy ty wreszcie wyjdziesz?-mówiłam do dziecka.-męczysz mnie.

Często tak do niego mówiłam. Z resztą Mike też. Codziennie wypytywał mnie o płeć. Z resztą nie tylko on, ale nic nie mówiłam. Tylko ja i mój ginekolog znają prawdę.

-Daphne, okey?-zapytał Mike zbiegając na dół.

-Tak, wszystko dobrze-mruknęłam głaszcząc mój brzuch.

-Muszę iść do pracy. Przychodzę dzisiaj wcześnie-powiedział całując mnie krótko w usta.-dbaj o siebie. Nigdzie najlepiej nie wychodzić. Jedzenie masz tutaj, telewizor też. Chyba, że to toalety. Pa księżniczko lub kcięciu-pocałował mnie w brzuch, a później pogłaskał psa.-pilnuj przyszłej mamusi dobrze?

Zwierze spojrzało na niego jak na idiotę i znowu ułożyło pysk na moim brzuchu.

-Ja lece, pa kochanie-ostatni raz mnie pocałował i wybiegł z domu.

-Ehh, zostaliśmy sami-mruknęłam do dziecka.-mam nadzieje, że teraz będziesz grzecznie sobie spało, bo mama jest zmęczona i nie chce znowu czuć jak kopiesz.

Przełączałam leniwie kanały siedząc zawinięta w koc. Niestety gdy usłyszałam dzwonek do drzwi musiałam wstać co było ciężkie. Wzięłam głęboki oddech i podniosłam się a później leniwym, ostrożnym krokiem poszłam do drzwi.

-Co pani tu robi?-syknęłam widząc matkę Mike'a.-chyba wyraźnie powiedziałam co myślę o pani żałosnych pieniądzach.

Ta jednak zignorowała mój bulrwers i spojrzała z kpiną na mój brzuch.

-Czyli jednak jesteś aż tak głupia, żeby urodzić tego bachora. Widzę, że to niedługo.

-A co pani do tego?

Kobieta znów spojrzała w moje oczy, a na jej twarzy błądził ten leniwy, fałszywy uśmiech.

-Nie sądziłam, że Mike jest aż tak głupi, żeby z tobą być.

-Najwyraźniej jest skoro zrobił to-wskazałam z uśmiechem na brzuch.-i to-pokazałam dłoń na której widniał pierścionek zaręczynowy. Szok kobiety było widać na pierwszym planie. Zrobiła wielkie oczy, a usta otworzyła w litere "o".

-To niemożliwe. On nie mógł ci się oświadczyć.

-Najwyraźniej mógł-sarknęłam.-niech pani zrozumie, że jesteśmy ze sobą szczęsliwi, a pani to psychopatka która na okrągło chce mieć synka przy sobie. Nie ma już trzynastu lat.

-Do ślubu nie dojdzie!-krzyknęła, a żyłka na jej skroni poruszała się niespokojnie. Jest wściekła, to widać. A ja zachowałam spokój. Wiem, że stres dla dziecka jest nieodpowiedni.

-Czyżby?-uniosłam jedną brew.-pani nie zrujnuje naszego życia. Niech pani sie zajmie swoim!

-To mój syn!-ryknęła.-i nie będzie chodził z taką wywłoką i opiekował się bachorem który i tak nie jest pewnie jego!-wykrzyknęła a ja zaśmiałam się bez krzty wesołości.

-Stworzymy razem szczęśliwą rodzinę, a tobie nic do tego.

-Nie stworzycie-syknęła popychając mnie, a ja cofnęłam się pare kroków do tyłu, ale podtrzymałam się komody. Zaczynałam jej się bać.

-Niech mnie pani nie popycha-warknęłam.-i wyjdzie z tego domu.

-Jesteś bezczelną suką-zbliżyła się do mnie.-zniszczyłaś moją rodzinę.

-Sama ją pani zniszczyła.

-Nie prawda!-warknęła.-do ślubu nie dojdzie. Dziecka nie urodzicie.

-Co pani...-nie dokończyłam, bo kobieta popchnęła mnie na ścianę. Poczułam straszny ból w plecach przez co zsunęłam się na podłogę, a obraz po woli zaczął mi się zamazywać. Kobieta podeszła bliżej i schyliła się.

-Robie to dla mojego syna. Nie wychowa z tobą z tego dziecka-warknęła, a później zrobiła coś czego się bałam. Kopnęła mnie. W brzuch. Wrzasnęłam na całe gardło czując jak wszystkie wnętrzności mi się rozrywają. Skuliłam się widząc przez zamazany obraz kałużę krwi. Ból był niedoopisania. Pierwsze o czym pomyślałam-nie mogę stracić dziecka. Nie teraz jak ma się zaraz obudzić. Zamknęłam oczy czując, że zaraz rozsadzi mi brzuch. Nigdy tak nie cierpiałam. Ostatkami sił chwyciłam swój brzuch i wyszeptałam.

-Mamusia cie uratuje, skarbie-potem zamknęłam oczy...



O kurcze. Drama... jak myślicie? Przeżyje dziecko czy niestety nie. Jeśli tak to urodzi się chłopczyk czy dziewczynka?

Jesteś tylko mojaWhere stories live. Discover now