Rozdział 57

28.4K 912 139
                                    

MICHAEL

-Zna pan tą kobietę?-zapytał policjant.

-To...moja matka-powiedziałem jak w transie.-gdzie ona jest?

-Obecnie przebywa na komisariacie i jest przesłuchiwana. Chcieliśmy się spytać czy złożyłby pan zeznania gdyby była taka potrzeba.

-Oczywiście-przytaknąłem głową. Policjanci pożegnali się i wyszli. Moja matka chciała zabić moje dziecko i moją narzeczoną. Myślałem na początku, że to nieporozumienie. Cholerny błąd! Moja matka która mnie urodziła chciała śmierci mojego dziecka. Nie daruje jej tego. Gdyby nie była na tym komisariacie pojechałbym tam i zabiłbym ją gołymi rękami. Nie hamowałbym się. Nigdy nie uderzyłem kobiety, a tym bardziej mojej matki. Raczej byłej matki.

-Mike!-usłyszałem głos Vivian więc podniosłem się. Rudowłosa od razu wpadła w moje ramiona i zaczęła szlochać. Tuż za nią szła równie zapłakana Erica.

-Co z nią?-wyłkała.

-Nie wiem-westchnąłem smutno gdy się ode mnie odsunęła.-nic nie chcą mi powiedzieć.

Erica opadła na krzesło i zaczęła cicho płakać. Zaraz obok niej usiadła Vivian i obie cicho szlochały. Nic dziwnego. W końcu to ich przyjaciółka i również martwią się o dziecko.

Zaraz potem zobaczyłem że idzie do mnie mój tata. Nie myśleć długo mocno go do siebie przytuliłem.

-To matka.

-Co?-zapytał.

-To mama chciała zabić dziecko i Daphne-wyłkałem.-byli policjanci i ją złapali.

-Nie. Kurwa. Byłem z kobietą która jest chora psychicznie i która...chciała śmierci dziecka. Teraz już wiem. Rozwodzę się z nią. Nie będe z kurwa z psychopatką. A co z dzieckiem?

-Nie wiem-powiedziałem bezradnie.-od dwóch godzin tu siedzę.

-Mike!-usłyszałem głos tym razem należący do ciotki. Od razu wpadła mi w ramiona. Za nią szedł mój wujek z April na rękach.

-Nic nie wiadomo-wyszeptałem chociaż ciotka nie zadała żadnego pytania. Oderwała się ode mnie i przytuliła do swojego męża. Była strasznie zapłakana. Nie znała długo Daphne, ale ją pokochała.

-Co z dzidziusiem?-zapytała April, a ja wziąłem ją od wujka. I w tym momencie tama pękła. Poczułem jakby to było moje dziecko, jakbym to ja niósł go za pare lat.

-Nie wiem kochanie-wyszeptałem.

-Nie płacz Mik'ei-powiedziała zdrobniale całując w policzek.-dzidziuś się urodzi. I ja będe się z nim bawić, prawda?

-Oczywiście. Kiedy tylko będziesz chciała-zaśmiałem się przez łzy. Ona mimo niepełnosprawności jest zawsze optymistyczna i uśmiechnięta.

-Jakie będzie miał imie?-zapytała dziewczynka.

-Nie wiem skarbie. Wymyślimy jak się urodzi.

-Chciałabym dziewczynkę-powiedziała.-mogłybyśmy się bawić lalkami. Ale chłopczyk też byłby fajny. Bawiłabym się z nim samochodzikami.

Zaśmiałem się cicho i pocałowałem blondynkę w czoło oddając ją w ręce swojej mamy. Usiadłem na krześle obok rudowłosej i ukryłem twarz w dłoniach. Ponownie.

-Będzie dobrze-mój tata poklepał mnie po ramieniu.

-Tutaj są!-tym razem krzyk należał do moich kumpli. Przyszli wszyscy oprócz Jasona którego od incydentu z Daphne nie chce znać.

-Wiadomo już co z nią?-zapytał Luis, a Vivian wpadła w jego ramiona więc ten pocałował swoją dziewczynę w czubek głowy.

-Nie wiadomo-powiedziałem cicho.-czekamy.

-Będzie dobrze-chłopak usiadł na krześle pociągając dziewczynę na swoje kolana i przytulając do siebie. Tristan usiadł obok mulatki i przytulił ją do siebie całując w czoło. Od kilku dni ze sobą kręcą. I życze im szczęścia z całego serca.
***

-Pójdę po kawę-powiedział Tristan.

-Idę z tobą-powiedziała Erica.-muszę się przejść. Zaraz wracamy.

Gdy ta dwójka zniknęła z pola widzenia spojrzałem na wszystkich dookoła. Vivian spała na kolanach Luisa który przytulał ją do siebie, mój tata siedział obok wujka w ciszy i denerwując się, a moja ciocia mimo, że wciąż była zrozpaczona próbowała zabawić czymś April siedzącą na jej kolanach.

-Idę do toalety-powiedziałem cicho i wstałem. Zachwiałem się bo od paru godzin siedziałem na krześle, a później chwiejnym krokiem poszedłem szukać toalety. Czułem się jakbym był pijany. Kręciło mi się z nerwów w głowie i chodziłem chwiejnie. Mijając bufet zatrzymałem się i spojrzałem na Tristana i Erica z szokiem. Erica stała oparta o automat, a Tristan na przeciwko niej i całowali się. Uśmiechnąłem się mimowolnie ciesząc się, że mój kumpel kogoś znalazł. Ruszyłem więc do toalety. Szybko załatwiłem potrzebe i wróciłem do pozostałych. Erica i Tristan już siedzieli na krzesłach lekko zarumienieni. Usiadłem obok nich i oparłem się o krzesło zamykając lekko oczy.

-Mike, może pójdziesz do domu się przespać-powiedział Luis trzymając w ramionach śpiącą dziewczynę.

-Nie-zaprzeczyłem natychmiast.-poczekam tutaj.

-Jesteś zmęczony. Może chociaż chcesz kawy?

-Nie chce nic-burknąłem. Gdy wreszcie z sali operacyjnej wyszedł lekarz dosłownie każdy zerwał się na równe nogi, nawet Vivian która dopiero się obudziła. W tym momencie ręce niemiłosiernie mi drżały. Bałem się co powie. Zbladłem i myślałem, że upadnę. Podeszłem do lekarza i posłałem mu błagalny wzrok nie umiejąc nic powiedzieć. Starszy mężczyzna spojrzał na nas i powiedział:

-Wszystko poszło dobrze. To cud.



Więc się udało :D Daphne i dzieicątko żyją.
Myślę, że jeszcze pare rozdziałów i epilog.
Nie mogę ciągnąć tą książke w nieskonczoność.

Jesteś tylko mojaWhere stories live. Discover now