Rozdział 51

31.1K 973 111
                                    

Od pół godziny siedzę na łóżku zalewając się łzami. Dookoła walają się chusteczki, a ja sama dławię się własnymi łzami. Mama Mike'a ma rację. Kto zechcę taką jak ja? I to w dodatku w ciąży? Przecież Mike jest młody, musi korzystać z życia a nie zmieniać pieluchy i karmić z butelki. Nienawidzę tego uczucia. Tak cholernie się boję, że zostanę sama. I kto potem weźmie dziewczynę w ciąży? Nikt nie będzie jej chciał. Pozostaje mi tylko dom samotnej matki. Dlaczego życie jest takie ciężkie?Wypłakałam chyba dwie duże paczki chusteczek i ryczę dalej. Nie przeżyje jeżeli mnie zostawi.

-Daphne, jesteś tu?-usłyszałam wołanie Mike'a, ale zignorowałam go i ponownie zaczęłam dmuchać nos w chusteczkę cicho łkając.-tu jesteś-drzwi od sypialni się otworzyły i pojawił się w nich mężczyzna. Momentalnie znalazł się przy mnie. Ukląkł przede mną i położył swoje dłonie na moich kolanach.

-Skarbie, powiedz o co chodzi. Martwię się o ciebie. Chodzi o dziecko?

-Nie-zaprzeczyłam cicho szlochając.-nie chodzi o dziecko-wychlipiałam.

-To co się dzieje?-zapytał troskliwym głosem.

-Mike była...była u mnie twoja mama-wyszochałam, a ciało mężczyzny się spięło.

-Co?-zapytał zszokowany.

-Chciała dać...chciała dać mi pieniądze za to, żebym cie zostawiła. Ja...ja nie chciałam. W tedy wygadałam się o dziecku i chciała dać mi więcej, abym je usunęła-ukryłam twarz w dłoniach i rozryczałam się.

-Kurwa-usłyszałam głos Michaela.-Daphne, spójrz na mnie.

Po woli wziął moje ręce i oddalił je od mojej twarzy.

-Co jej powiedziałaś?

-Że...że nie usunę tego dziecka, ani tym bardziej cie nie zostawię. Nie dam rady. A ona w tedy powiedziała, że jestem dziwką, że to na pewno nie twoje dziecko i że mnie zostawisz. Że jesteś za młody na bycie ojcem i że na pewno znajdziesz sobie inną, ładniejszą...

-Daphne-Mike chwycił za moje dłonie i podniósł się pociągając mnie za sobą więc stanęłam na przeciwko mnie.-zapamiętaj jedno. Moja matka chce nas rozdzielić. Gdybym chciał cie zostawić zrobiłbym to już dawno. Kocham ciebie, kocham tą małą fasolką-dotknął mojego brzucha, a ja lekko się uśmiechnęłam.-i nie wyobrażam sobie bez was życia. Nie mogę się doczekać, aż poznam płeć naszego dziecka. Chciałbym już zacząć projektować jego lub jej pokój. I go rozpieszczać.

-Na prawdę? Nie zostawisz mnie?

-Nigdy-położył dłonie na moich policzkach i starł moje łzy. Wtuliłam się w jego ciepłą klatkę piersiową, a ten objął mnie bardziej przyciągając do siebie.-zapamiętaj sobie, że jesteście dla mnie wszystkim. I moja matka gada głupoty. Cieszę się, że was mam.

-Kocham cie Mike-wyszlochałam, a mężczyzna złożył delikatny pocałunek na mojej głowie.

-Ja też cie kocham księżniczko. Całym sercem. A teraz się zbieraj. Załatwiłem ci wizytę u ginekologa. Zobaczymy czy z maluszkiem wszystko dobrze-pocałował mnie delikatnie w usta.
***

-Dzień dobry-przywitaliśmy się z około czterdziesto letnią kobietą z brązowymi, krótkimi włosami i okularami.

-Dzień dobry-odezwałam się.

-Zapraszam na fotel. Zaraz zobaczymy co z maluszkiem.

Ściągnęłam bluzkę i położyłam się na fotelu. Kobieta nałożyła mi na brzuch maść, a ja w tymczasie trzymałam za ręke Mike'a.

-Hm?-kobieta od paru minut patrzyła się w ekran, a mi serce na chwilę stanęło, bo bałam się, że coś nie tak.-fasolka rozwija się prawidłowo. Widzicie? Tu jest wasze dzieciątko-wskazała na jakieś plamy na ekranie.-tu jest też jego serduszko.

-Piękne-wyszeptałam czując łzy w oczach.-wie pani jaka to płeć?

-Narazie za wcześnie na to. Mogę tylko powiedzieć, że dziesiątko jest całe i zdrowe.

-Na szczęście-westchnął mój chłopak. Kobieta dała mi papier, a ja mogłam zetrzeć maź z brzucha. Zapisaliśmy się na kolejny termin i wyszliśmy.

-Nawet nie wiesz jak mi ulżyło-westchnął Mike wychodząc z gabinetu. Objął mnie od tyłu kładąc dłonie na moim brzuchu.

-Ja też. Jest cały i zdrowy.

-Na szczęście-mruknął mi do ucha.-chodź, pojedziemy do domu. Zjemy coś, huh?

-Umieram z głodu-zaśmiałam się.
***

Po kolacji siedzieliśmy w salonie oglądając telewizję. Ja oczywiście na kolanach Mike'a a ten obejmował mnie głaszcząc kciukami mój brzuch.

-Wiesz, że za parę miesięcy będe tak ciężka, że nie będziesz mógł mnie już tak trzymać na kolanach?

-Dlatego korzystam z tego póki mogę-mruknął z chrypką w głosie.-ale po narodzinach znowu będe mógł cie tak nosić.

Uśmiechnęłam się i wtuliłam w ciepły tors mężczyzny czując jak moje powieki opadają. Nic dziwnego. Dochodziła już dwudziesta trzecia, a ja miałam dość wrażeń jak na jeden dzień.

Poczułam jak Mike podnosi mnie i zanosi do naszej sypialni. Przebiera mnie w swoją koszulkę i całuje w czoło:

-Dobranoc księżniczki-po czym złożył na moim brzuchu delikatny pocałunek.

Jesteś tylko mojaWhere stories live. Discover now