Rozdział 41

33.9K 1K 529
                                    

Obudziłam się rano  cała mokra. No tak. Przez północy nie zmrużyłam oka. Płakałam. Moja twarz była mokra od łez. Poduszka też. To była moja ostatnia noc tutaj. Nie wiem gdzie teraz pójdę. Nie mam nikogo bliskiego. Wezmę walizki i co dalej? Mam przy sobie tylko sto dolarów. To za mało, ale może na hotel starczy. Tylko co dalej?

Poczułam jak ktoś mocniej mnie przytula i dopiero teraz zauważyłam, że spał ze mną Mike. Uśmiechnęłam się smutno i odgarnęłam mu włosy z twarzy, a on w tedy otworzył swoje cudne oczy i spojrzał na mnie.

-Jak się czujesz?-wychrypiał całując mnie w czoło.

-Źle. Za parę godzin mam się z tąd wynieść. Tylko gdzie? Mam troche pieniędzy, może starczy na jakiś hotel.

-Nie będziesz spała w żadnym hotelu. Wykluczone.

-To gdzie niby...

-Mam dom zaraz za miastem. Moi rodzice kiedyś go kupili gdybym chciał się wyprowadzić. Zacznę pracę, poradzimy sobie jakoś. Zobaczysz-odgarnął moje mokre włosy z twarzy.

-Ja...na prawdę nie chce być problemem. Przeze mnie się pokłóciliście. Zostań w domu, a ja coś znajdę.

-Nie ma mowy-rzucił szybko i ostro.-chce zamieszkać z tobą. Wymyślimy coś. Kocham cie i damy radę razem. Nie zostawię cię z tym samej. Po drugie już dawno chciałem się wyprowadzić, a teraz będe miał kolejny argument-uśmiechnął się co odwzajemniłam.

-Dziękuje. Kocham cie-wyszeptałam wtulając się w jego tors, a ten zaczął gładzić mi włosy.

-Ja ciebie też maleńka. Ja ciebie też...
***

Spakowana wyszłam z walizką z pokoju. Łza spłynęła po moim policzku. Mimo, że był ze mną Mike i tak się bałam.

-Ty chyba żartujesz?-usłyszałam głos pani Alice.

-W cale nie. Zamieszkam z Daphne.

-Oszalałeś! Nigdzie nie idziesz. Zostajesz tutaj! Ta gówniara niech robi co chce.

-Nie masz prawa tak o niej mówić-syknąłem.-jako jedyna była przy mnie gdy wy jechaliście na jakieś spotkania i gdy nie było was przez parę dni. Jako jedyna mi została...

-Nigdzie nie wyjedziesz!-ryknęła.

-Alice-usłyszałam głos Gorga.-nasz syn nie ma pietnastu lat. Wie co robi. I ja jestem jak najbardziej za tym, żeby się wyprowadził. Miłość nie wybiera.

-Tata mnie rozumie.

-Ale ja nie!-wrzasnęła.-nie będziesz mieszkał z tą smarkulą. Zamieszkasz z Reychel.

-Chyba cie pojebało!

-MICHAEL!-wrzasnęła.-nie wierze, że to powiedziałeś. Do własnej matki.

-Nie dziwie mu się-bąknął Gorg.-nasz syn jest zakochany. I ja się z tego powodu cieszę. Daphne jest bardzo sympatyczną dziewczyną i ciesze się, że nasz syn wreszcie kogoś znalazł.

-Wszyscy przeciwko mnie! Nie zgadzam się! Daphne się wyprowadza, ty zostajesz.

-Ja mu pozwalam.

-GORG!

-Nie Alice. Ciągle nami rządzisz i mówisz nam co mamy robić. Tym razem ostatnie zdanie należy do mnie. Masz moją zgodę synu.

-Dziękuje tato-usłyszałam, a potem byłam pewna, że cię przytulili.

-Oszaleliście! Michael, jak wyjdziesz możesz się więcej tutaj nie pokazywać.

-To świetnie, cześć-potem zobaczyłam jak idzie w moją stronę z dużą walizką.

-MICHAEL, WRACAJ!-wrzasnęła Alice idąc za nim. Była czerwona ze złości. Reychel też. Tylko Pan Gorg stał z uśmiechem na twarzy.

-Wyprowadzam cię czy ci się to podoba czy nie-chwycił mnie za ręke.-a skoro nie potrafisz zaakceptować tego, że się zakochałem to twój problem.

-ONA NISZCZY NASZĄ RODZINĘ!

-Ty zniszczyłaś ją już dawno-odpowiada chłodno.

-MICHAEL!

-Nie. Skończ. Podjąłem zdanie i koniec.

-WYJDŹ STĄD, A MOŻESZ SIĘ TU NIE POKAZYWAĆ.

-Świetnie-sarknął.-skoro moja matka nie może zaakceptować mojej miłości to najwyraźniej nią nie jest-po czym patrzy na swojego ojca i mówi do niego:-cześć tato.

A potem razem wychodzimy z domu słysząc jeszcze krzyki Alice.

-Jesteś pewny, że chcesz tego? Ja sobie poradzę Mike?-szepnęłam, a on pocałował mnie lekko w skroń.

-Jak nigdy. Chce być z tobą, a moja matka ma gówno do gadania-zapakowaliśmy bagaże i wsiedliśmy do środka ruszając.

-Twój tata jest fajny-mówie po chwili.

-Wiem. To spoko gość i cie polubił, czego nie można powiedzieć o matce.

-Mike...wierzysz mi, że to nie ja ukradłam ten wisiorek?

-Co to za pytanie?-prychnął i położył dłoń na moim udzie, drugą ręką trzymając kierownicę.-oczywiście, że ci wierzę. Reychel to podrzuciła do twojego pokoju. Jestem tego pewny. Wiem, że nigdy byś nic nie ukradła.

-Dziękuje Mike. Że mi wierzysz.

-Wierze ci bo cie kocham. A tego chyba trzeba w miłości, prawda? Zaufania.

-Prawda. Ja tobie też ufam Mike.

Mężczyzna uśmiechnął się szeroko i podniósł moją dłoń składając na niej lekki pocałunek.

-Przed nami jakieś dwie godziny drogi. Prześpij się. Dobrze ci to zrobi.

Sięgnął ręką do tylnego siedzenia cały czas skupiony na drodze, a po chwili podał mi koc i opuścił lekko mój fotel.

-Jesteś dla mnie za dobry Michael-zaśmiałam się przykrywając kocem.

-Nie prawda. Po prostu troszczę się o swój skarb.



No i kolejny rozdział :D Zamieszkają razem.
Jak myślicie?
Uda im się wspólne życie?

Jesteś tylko mojaWhere stories live. Discover now