Rozdział 3

51.8K 1.5K 323
                                    

-Ależ oczywiście. Mogę przygarnąć twojego kociaka-powiedziała siedemdziesięcioletnia kobieta która mieszkała kamienicę dalej. Była bardzo wyrozumiałą staruszką która ma już pięć kotów i bardzo o nie dba. Dom jest czysty,a zwierzaki mają co jeść.

-Dziękuje. I przepraszam, ale...sytuacja mnie do tego zmusiłam-mówiłam ze łzami w oczach.

-Rozumiem. Ja wszystko rozumiem skarbie. Możesz go odwiedzać.

-Dziękuje-ostatni raz go przytuliłam, a Simon zlizał łzy z mojego policzka. Machał ogonem, a ja wieziałam, że był nerwowy.
Rozumieliśmy się bez słów.
-Będe za tobą tęsknić smyku. Bądź grzeczny. Odwiedze cię niedługo. I nie myśl o mnie źle. Tu ci będzie dużo lepiej niż u mnie. Kocham cie Simon-wyłkałam i oddałam zwierzaka staruszce. Kot zaczął syczeć, ale pani Granda (Bo tak się nazywała) nie przejęła się tym.

-Idź dziecko, ja się nim dobrze zajmę-uśmiechnęła się. Popatrzyłam jeszcze raz w cudowne, błyszczące oczy mojego przyjaciela i odeszłam.

Jestem suką. Zostawiłam swojego kota bo praca była ważniejsza. Nie wybaczę sobie tego. Ale z drugiej strony Simon będzie tam miał dużo lepiej. Większe mieszkanie i dużo kocich przyjaciół.

Starłam łzy z policzka i ciągnąc walizke zaczęłam rozglądać się za jakimś tanim hotelem. Musiałam przespać się do jutra.
***

Rano oczywiście zostawiłam na recepcji klucz i wyszłam. Pokój był stary, a łóżko niewygodne, ale zawsze coś. Nadal nie mogę się przyzwyczaić do braku Simona. Co teraz robi? Może tęskni? Albo się zaklimatyzował?

-Jesteś zwykłą suką Daphne-mówiłam sama do siebie wycierając kolejne łzy. Wstąpiłam do kawiarni na zwykłą kawę, aby się pobudzić. Miałam jeszcze dużo czasu do rozmowy ze Smithami, dlatego długo piłam kawę, a potem byłam jeszcze w parku i tak kręciłam się aż do wyznaczonej godziny.

Odnalazłam jakimś cudem adres. Nie byłą to willa jak w tych wszystkich ksiązkach i filmach tylko duży jednorodzinny biały dom. Miał wypielęgnowany, duży ogród gdzie stał średniej wielkości basen. Piękny. Zadzwoniłam domofonem, a po chwili brama się otworzyła. Ciągnąc za sobą walizke poszłam pod drzwi gdzie otworzyła mi wysoka, szczupła, elegancka kobieta. Miała jasne blond włosy zaczesane w wysokiego, eleganckiego kucyka, mocny makijaż i cholernie drogą, czerwoną sukienke razem ze szpilkami.

-Zapraszam do salonu-odparła i dumnie poszła przez duży hol, aż weszliśmy do dużego, białego salonu. Tylko jedna ściana na której stała plazma była zrobiona z czerwonej cegły.

-Alice Smith-przedstawiła się.

-Gorge Smith-odparł przystojny mężczyzna ubrany w koszulę i eleganckie spodnie.

-Miło mi. Jestem Daphne Thomson.

-Wiemy-bąknęła kobieta.-więc dlaczego tutaj postanowiłaś pracować?

-Straciłam pracę i tak na prawdę nie miałam się gdzie podziać i bardzo zależało mi na jakiejś dobrej pracy.

-Masz jakieś doświadczenie związane z tą pracą?-no to jestem w dupie.

-Em..tak. Kiedyś pracowałam jako sprzątaczka.

-A dlaczego już nie pracujesz?-spytał mężczyzna który był bardziej przyjacielski niż kobieta.

-Cóż...wyprowadzili się, a ja później pracowałam jako kucharka czy kelnerka.

-Czyli znasz się na gotowaniu?

-Um..tak. Potrafię gotować i sprzątać.

-Przypomnij. Ile masz lat?-spytałą kobieta.

-Dwadzieścia jeden.

-Nie za młoda?-zwróciła się do męża.

-Jeżeli potrafi sprzątać i gotować to dla mnie idealna. Po drugie nie znajdziemy już innej gosposi, a zależy nam na czasie.

Kobieta znowu na mnie spojrzała spod wachlarza, długich, czarnych rzęs.

-Dobrze. Zatrudniamy panią.

-Na prawdę?!

-Prosze się nie ekscytować. Jeżeli zrobi coś pani źle będzie pani zwolniona.

-T...tak. Rozumiem.

-Gorge. Możesz pokazać Daphne pokój i oprowadzić ją po domu? Ja mam trochę papierkowej roboty.

-Oczywiście. Zapraszam-mężczyzna wstał, a ja nieśmiało poszłam za nim po białych, świecących schodach. Otworzył mi drzwi, a ja weszłam do środka. Pokój był śliczny. Białe ściany i podświetlana podłoga. Telewizor na ścianie i łózko z czarnymi poduszkami i kołdrą.

-To twój pokój-powiedział po chwilę mężczyzna.

-Jest śliczny. Dziękuje.

-Tak jak obiecaliśmy oferujemy nocleg i wyżywienie, więc jeżeli będzie się pani dobrze sprawować to zobaczymy co dalej.

Pokiwałam energicznie głową i uśmiechnęłam się lekko, a mężczyzna poszedł dalej. Pokazywał mi kolejno drzwi;dwie łazienki na górze, drugi pokój gościnny i pokój zabaw.

-A za tymi drzwiami co jest?-spytałam widząc, że mężczyzna je ominął.

-Te ignoruj. Nie wolno ci tam wchodzić-warknął, a ja posłusznie pokiwałam głową i pobiegłam za nim dalej. Pokazał mi też dużą kuchnie i trzecią łazienkę na dole. Oprowadził mnie też po ogrodzie i zapoznał z psami które tam się bawiły. Trzy, miniaturowe pudelki. Serio? Myślałam, że w tak wielkim domu będą przynajmniej labradory, a nie pudelki. Ale cóż...skoro takie psy lubią...

-To chyba tyle-rzucił gdy skończyliśmy zwiedzanie.

-Dobrze. Kiedy mogę zacząć?

-Najlepiej teraz-z salonu na swoich cholernie wysokich szpilach wyszła pani Alice.-i pamiętaj...jeżeli coś ukradnie to odpowiedzialność ponosisz ty, rozumiesz? Znam takie jak ty. Tylko czekają na okazję.

-Alice-zwrócił jej uwagę mąż, ale ta go zignorowała.

-Rozumiem. Nie zamierzam nic kraść-odparłam szczerze.

-Mam nadzieje-warknęła.-a teraz zajmij się domem. My musimy pracować.

Jesteś tylko mojaWhere stories live. Discover now