Rozdział 4

51.7K 1.6K 490
                                    

Byłam padnięta. Ta praca jest wyczerpująca zwłaszcza gdy dom jest taki duży. Pościerałam kurze, poodkurzałam i umyłam podłogę. Później zajęłam się obiadem bo w końcu za to też mi płacą.

-Obiad już jest-powiedziałam do mężczyzny który siedział w gabinecie.

-Już przyjdę-ściągnął okulary, a ja poszłam w stronę kobiety. Znalazłam ją w swoim drugim biurze na parterze która robiła papierkowe papiery.

-Zrobiłam obiad-oznajmiłam cicho.

-Za chwilę przyjdę-burknęła nawet na mnie nie patrząc. Rozstawiłam więc talerze a na środek dałam półmisek z sałatką, ziemniakami i kurczakiem. Sama usiadłam w kuchni, bo raczej pracownice nie jedzą w jadalni i zaczęłam konsumować swój obiad. Usłyszam, że małżeństwo weszło do jadalni i zajęło się jedzeniem i omawianiem czegoś. Nic z tego nie rozumiałam więc po zjedzeniu umyłam naczynia i weszłam do jadalni.

-Wszystko wysprzątane. Mogłabym iść na górę?

-Tak. Jutro my jedziemy do pracy więc musisz sobie sama radzić-odparł mężczyzna.

-Poradzę sobie-odparłam.

-A, jeszcze jedno-odparła Alice.-jutro od znajomych wraca tu nasz syn więc radziłabym ci się do niego nie zbliżać, jasne? Nie potrzebujemy problemów. Nasz syn ich nie potrzebuje.

-Oczywiście. Rozumiem-powiedziałam i czmychnęłam na górę. Założyłam swoją piżame i padłam na łóżko. Napisałam jeszcze do mojej sąsiadki co z Simonem. Odpisała, że jest zdenerwowany i mnie szuka, ale postara się go uspokoić. Poczułam, że płaczę gdy to czytałam. Zostawiłam przyjaciela...teraz nie mam nikogo.

***

Rano zrobiłam szybki prysznic i założyłam czarne legginsy i biały top. Włosy związałam w kucyka i zbiegłam na dół. W domu panowała cisza więc wiedziałam, że nikogo w nim nie ma. Byłam jednak troche zdenerwowana, że zostałam sama w tak wielkim domu. Ale postanowiłam zacząć pracować. Włączyłam w telefonie piosenki, aby chociaż trochę umilić sobie ten dzień i zaczęłam sobie tańczyć w rytm muzyki ścierając przy okazji kurze. Byłam strasznie pochłonięta w muzyce i w swojej pracy. Podśpiewywałam, a po chwili zaczęłam też tańczyć.

-No no no. Takie widoki mogę mieć codziennie przychodząc do domu-usłyszałam męski głos i odskoczyłam przy okazji uderzając stopą w blat.

-Auć-syknęłam.-cholerny blat.

-Jakie słownictwo-zaśmiał się mężczyzna.

-K...kim jesteś?-wyjąkałam cała czerwona. Nie wierzę, że przyłapał mnie na tańczeniu i śpiewaniu. Ale wstyd.

-Michael.  Mike-sprecyzował.-syn Alice i Geogra.

-Ahaa..rozumiem-pokiwałam głową.-to...miło poznać.

-Nawzajem-uśmiechnął się, a ja dopiero teraz zauważyłam jaki jest przystojny. Wysoki, dobrze umięśniony, brązowe włosy i szare oczy, a na dodatek dołeczki w policzkach gdy się uśmiecha.

-Jesteś tu nową sprzątaczką?-zapytał, a ja pokiwałam twierdząco głową.-cóż... w takim razie chyba nie będe wychodził z domu-oparł się o framugę drzwi i spojrzał na mnie.

-Ym...ja właściwie wracam już do pracy.

-Nie przeszkadzaj sobie. Chętnie popatrze-odparł i cicho się zaśmiał.

-Może Pan iść do siebie, ja dokończę i zrobie Panu coś do jedzenia.

-Jaki Pan? Mam dwadzieścia cztery lata. Mów do mnie na TY bo czuję się staro.

-Obawiam się, że pańskim rodzicom by się do nie spodobało-odparłam nieśmiało a chłopak rozejrzał się.

-Nie ma ich tu.

-Co nie znaczy, że mówić do Pana po imieniu. Nie powinnam w ogóle z Panem rozmawiać.

-Ale to robisz-wzruszył ramionami.

Cholera. Gorący jest no!

-I to jest chyba mój błąd-odwróciłam się tyłem i kontynuowałam sprzątanie przeklinając się w myślach, że ubrałam dziś na siebie legginsy.

-Ja nie żałuję, że z tobą gadam...-urwał czekając aż zdradzę mu swoje imię.

-Daphne.

-Daphne. Właśnie-uśmiechnął się.

-Nie chce mieć problemów, niech pan idzie już do pokoju.

-Jakich problemów?-prychnął.-nikogo tu nie ma.

-Powtarza się pan-rzuciłam, a szatyn się zaśmiał.

-Może mógłbym ci pomóc?

-To nie będzie konieczne. Na prawdę. Ja i tak...już kończę.

-No dobrze. W takim razie nie będe przeszkadzał. Do zobaczenia-mrugnał do mnie i odszedł, a ja się zaczerwieniłam. Nie wiedziałam, że mają tak przystojnego syna. Zaczęłam wachlować się ręką czując, że jestem cała czerwone po czym wróciłam do wykonywania obowiązków. Już bez muzyki i bez tańczenia.
***
-Zrobić ci kawę?-spytał Mike wchodząc do kuchni gdy ja ścierałam blat.

-Nie trzeba. Ja panu zrobię.

-Mam rączki. Umiem sobie zrobić-zaśmiał się wyciagając filiżanki.-nalegam.

-Nie powinnam-pokręciłam głową.

-Dlaczego? Rodzice wrócą za jakieś trzy godziny. Przez ten czas chyba możesz się skusić na kawę,hm?-spojrzał na mnie i wrócił do robienia napoju.

-Na prawdę to nie jest dobry pomysł-pokręciłam głową.-nie chce stracić pracy.

-Nie stracisz ją. Już ja o to zadbam-mrugnął do mnie i podał mi kawę którą z niechęcią przyjęłam i usiadłam przy stole.

CO JA DO CHOLERY ROBIĘ?!

Dlaczego pije kawę z synami moich szefów. Wzięłam niepewny łyk i musiałam stwierdzić, że to najlepsza kawa jaką piłam.

-A więc Daphne-powiedział, a moje imie w jego ustach brzmiało tak...seksownie.-opowiedz mi coś o sobie?

-Co chciałby Pan wiedzieć?-spytałam w momencie do kuchni wbiegły trzy psy i rzuciły się na jedzenie.-gdzie one były?

-Pewnie spały w sypialni moich rodziców-wzruszył i upił łyk kawy.-więc...

-Jestem Daphne. Mam dwadzieścia jeden lat. Coś jeszcze?

-Ale jesteś rozgadana-zaśmiał się.-dlaczego tu pracujesz?

-Szczerze? Zwolnili mnie z pracy, a ja nie miałam gdzie się podziać a tu gwarantujecie pokój, więc nie miałam innej opcji.

-Rozumiem-westchnął z uśmiechem.-a rodzina?

-Nie mam nikogo-spuściłam głowę na swoje krótkie paznokcie.-miałam jedynie kota, ale musiałam go oddać do sąsiadki, bo...twoja mama nie pozwalała mieć tu kotów.

-Racja. Ona nie lubi kotów i nie chce ich mieć. Ale współczuje ci. Musiał być dla ciebie ważny.

-Bardzo. A Pan opowie mi coś o sobie?

-Mów mi na TY-zaśmiał się.

-Zastanowię się.

-Więc...jestem Mike, mam dwadzieścia cztery lata. Uwielbiam siłkę, imprezy, alkohol...typowe życie typowego faceta.

Zaśmiałam się i znowu upiłam łyk kawy.

-Moi rodzice, zwłaszcza matka jest strasznie wredna i wymagająca, a do mnie strasznie nadopiekuńcza. Tata mniej. W sumie to tyle. Nie mam ciekawego życia.

-Rozumiem-odparłam cicho i wstałam.-dziękuje za kawę...ale ja muszę już iść do pokoju.

-Okey. Mam nadzieje, że jeszcze kiedyś spędze miło z tobą czas-powiedział, a ja wyszłam szybko z kuchni aby nie zobaczył moich rumieńców.


Jesteś tylko mojaWhere stories live. Discover now