Rozdział 54

29.6K 947 213
                                    

Siedziałam w salonie oglądając telewizje. Za oknem lało i było zimno więc siedziałam pod kocem. Nic dziwnego; w końcu nadchodzi jesień. Ogrzewała mnie Sasha leżąca na moich nogach. Obok mnie leżał Simon. Zwierzaki już się w miare akceptują. Nie mówię że się lubią i chodzą ze sobą na każdym kroku. Po prostu Simon już tak nie ucieka i nie syczy, a Sasha nie goni tak za nim. Mam ją już miesiąc i jest cudowna. Przez ten czas jednak bardzo dużo urosła i teraz nie tak łatwo wziąć ją na ręce.

Gdy drzwi się otworzyły pies zeskoczył z kolan i szczekając popędził do drugiego pana.

-Cześć maluchu-usłyszałam ten niesamowicie seksowny głos. Po chwili do salonu wbiegł pies, a zaraz za nim przyszedł Mike.

-Cześć skarbie-mruknął i schylił się, aby mnie pocałować, a później klęknął i dotknął mojego brzucha.-jak tam ma się nasz skarb?

-Świetnie-powiedziałam z uśmiechem.

-Nic cie nie bolało?

-Nie-powiedziałam lekko zirytowana. Od kąd jestem w ciąży Mike cały czas się o to pyta co jest lekko irytujące, ale jednak rozumiem, że się o mnie martwi. -jesteś głodny?-spytałam i chciałam wstać z kanapy, ale Mike chwycił mnie za ramiona więc z powrotem usiadłam.

-Ja sobie zrobię.

-Mike-jęknęłam.-nic mi nie jest. Coś ci zrobię.

-Daphne-rzucił zirytowany.

-Jestem w ciąży. Nie mam amputowanych rąk.

-Wiem, ale chcę sobie sam coś zrobić. Mam ręce. Jesteś głodna?

-Trochę, ale...

-Zrobię nam coś-uśmiechnął się i zniknął w kuchni, a ja wywróciłam oczami kontynuując oglądanie filmów.

Po jakiś piętnastu minutach zjawił się Mike z jakąś sałatką, talerzami i kanapkami.

-Mniam. Sam to zrobiłeś?-zapytałam.

-Pewnie-odparł i usiadł obok mnie. Zaczęliśmy rozmawiać na wiele bezużytecznych tematów jedząc przy okazji kolację.

-Nie chce jesieni-marudziłam.-jest w tedy zimno.

-Ja cię ogrzeje-mruknął przyciągając mnie do siebie.

-Jesteś moim prywatnym grzejnikiem-wtuliłam się w niego.

-Tylko twoim-pocałował mnie w czoło.-idziemy spać?

-Mhm, pójdę się przebrać.

-Pomóc ci?-zapytał a ja spojrzałam na niego ze złością.

-Mike. Nie jestem w dziewiątym miesiącu. To dopiero początek. Dam radę.

-Jakby co krzycz.

Weszłam do łazienki i rozebrałam się wskakując w piżamę. Darowałam sobie dziś kąpiel. Nie miałam na to siły. Weszłam pod kołdrę i włączyłam telewizję. Po chwili przyszedł też Mike w samych bokserkach.

-Mike, zimno-jęczałam.

-Kobiety-westchnął kładąc się obok mnie i przytulając do siebie.-zawsze wam zimno.

-Też cie kocham-zachichotałam.-po drugie nie mów, że ci źle.

-Skąd-roześmiał się.-jeżeli mam cie przytulać to może ci być zimno cały czas. A teraz śpij już skarbie.
***

To dziś! To dzisiaj się dowiemy jaka będzie płeć dla naszego dziecka. Ja i Erica myślimy, że to chłopiec, natomiast Mike i Vivian, że to dziewczynka.

-I tak wygram-szepnął mi do ucha Mike przygryzając jego płatek.-ale jeżeli będzie chłopak to będe go kochał równie mocno. Wyobrażam już sobie jak będe go uczył grać w piłkę, albo uczyć się bić.

-Nie będziesz uczył naszego syna bić się-syknęłam.

-Musi się nauczyć bronić.

-Nie-rzuciłam ostro.-możemy go za pare lat zapisać na jakieś sztuki walki. Ty nie będziesz go uczył. Wybij to sobie z głowy.

-No dobrze-westchnął prowadząc samochód.-a jak to będzie dziewczynka to będe oglądać z nią Barbie, nawet mogę bawić się z nią lalkami.

-Cóż za poświęcenie-zaśmiałam się.

-No, ale na zakupy to ty z nią będziesz chodziła. Ja nigdy!

-Nawet bym cie z nią nie puściła. Wolę nie wiedzieć jaki jest twój gust.

-Ej. Nie prawda! Mam pojęcie o modzie-zaparkował obok dużego budynku i wysiedliśmy cały czas się przekomarzając. Usiedliśmy w poczekalni i czekaliśmy. Przed nami była jeszcze kobieta w zaawansowanej ciąży, ale czekanie nie trwało długo. Weszliśmy do gabinetu i od razu powitała nas ta sama pani co ostatnio.

-Chwila chwila-zatrzymałam Mike'a.-ty nie wchodzisz.

-Co? Żartujesz sobie?-prychnął.

-Skoro chcesz wiedzieć płeć dziecka dowiesz się. Po narodzinach.

-Daphne, nie rób mi tego-jęknął.-ja chce wiedzieć już. Każdy chce już wiedzieć!-wyrzucił ręce w górę.

-Przykro mi skarbie, ale ja ustalam zasady. Nikt oprócz mnie nie będzie znał płci dziecka.

-Daphne, błagam-upadł na kolana.-pozwól mi tam wejść. Chce wiedzieć. Nie bądź takim potworem.

-Wykluczone, zostajesz tutaj-zaśmiałam się i weszłam do środka zostawiając na poczeklani klęczącego Michaela.
***

Wyszłam z uśmiechem na ustach widząc reakcje Mike'a. Siedział przybity na krześle, a gdy mnie zobaczył i chciał coś powiedzieć ja mu przerwałam.

-Nie powiem ci Mike.

-Daphe, błagam-jęknął gdy wyszliśmy na zewnątrz.-daj jakąś podpowiedź.

-Wykluczone. Dowiesz się za pare miesięcy.

-Jesteś potworem, wiesz?-syknął.-a co z innymi? Każdy czeka na wiadomość od ciebie jaka płeć.

-To sobie poczekają. Narazie tylko ja wiem.

-Jesteś bezduszna. Ja też jestem ojcem tego..lub tej. Widzisz? Nawet nie wiem po jakiemu mam do niego mówić.

-Nie gadaj już tyle-wsiadłam do samochodu.-jedź. Jestem głodna. Zjadłabym chipsów paprykowych i do tego lody śmietankowe. O, i wątróbkę.

-Nie lubisz wątróbki-powiedział odpalając samochód.

-Ale teraz mam na nią ochotę. Jedź do najbliższego supermarketu.

-Kobiety w ciąże są okropne-syknął.-nie dość, że nie chcesz mi mówić czy będe miał syna czy córkę to jeszcze masz zachcianki.

-Życie-zaśmiałam się.

Jesteś tylko mojaWhere stories live. Discover now