Rozdział 10

46.4K 1.4K 193
                                    

Siedziałam w swoim pokoju i przez bardzo długi czas myślałam nad jedną rzeczą. Znowu myślałam o moim kocie. Dla niektórych to tylko kot, ale ten kto miał lub ma zwierzę i go kocha wie jak to jest gdy się go straci. To tak...jakby ktoś stracił cząstke siebie i chociaż czasem głaszcze psy w domu to jednak nie to samo. Chciałabym być w końcu z Simonem, ale wiem, ze to teraz niemożliwe.

W końcu jednak podniosłam się z łóżka i pobiegłam na dół do gabinetu Alice. Kobieta w długiej, czarnej sukni i okularach siedziała przed laptopem i coś robiła. Odchrząknęłam i zapukałam, a ta spojrzała na mnie groźnie.

-Ja...chciałabym na chwilę wyjść.

-A posprzątałaś wszystko?

-Tak. Odkurzyłam, pościerałam kurzę, zrobiłam pranie i umyła podłogę.

Kobieta znów na mnie spojrzała i poprawiła swoje okulary na nosie.

-Dobrze. Ale nie długo.

-Dziękuje-uśmiechnęłam się i wybiegłam z domu wcześniej ubierając czarne trampki i skórzaną kurtkę, bo dzisiaj pogoda niezbyt dopisywała, ale nadal było piękne słońce.

Szłam szybkim krokiem patrząc się na chodnik który nagle wydał się taki interesujący. Gdy w pewnej chwili na kogoś wpadłam zachwiałam się, ale utrzymałam równowagę i spojrzałam wyżej. Oczywiście wpadłam na uśmiechniętego Mike'a.

-Daphne, hej. Do kąd tak pędzisz?-zapytał.

-Ja...uhm..muszę coś zrobić.

-Mam iść z tobą?

-Nie. Nie trzeba-pokręciłam głową.

-Na pewno. Wiesz...czasem towarzystwo pomaga-uśmiechnął się pokazując swoje białe zęby. Kompletnie nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Czy mam się zgodzić czy jednak iść sama. Potrzebna mi była samotność, ale...

-Zgoda-westchnęłam.-chodź.

-Daleko. Możemy się przejechać. Niedaleko mam samochód.

-Uhm dobra.

Już po chwili siedzieliśmy w aucie. Podałam mężczyźnie adres i ruszyliśmy. Całą drogę siedziałam oparta o chłodną szybę. Nie wiem czy dobrze robię jadąc tam. Może nie powinien mnie już widzieć? Ale cholera! Musze go zobaczyć i wiedzieć, że nic mu nie jest. Traktuje go jak dziecko.

Z tą różnicą, że dzieci nie oddaje się pod opieke sąsiadki...na zawsze...

-Jesteśmy-odparł Mike zatrzymując się na moim poprzednim osiedlu. To tutaj mieszkałam zaledwie trzy tygodnie temu. W małej, starej kamienicy. Myślałam, że Mike przerazi się wyglądem. W końcu on mieszka w bogatej dzielnicy, ale ten tylko się uśmiechnął i wyszedł z samochodu, więc ja zrobiłam to samo.

Zadzwoniłam domofonem, a gdy moja sąsiadka usłyszała, że przyszłam była przeszczęśliwa.

-Kiedyś tu mieszkałam-wytłumaczyłam mężczyźnie gdy weszliśmy na klatkę schodową i zaczęliśmy iść na trzecie piętro.-to była moja sąsiadka.

-Rozumiem. Chciałaś ją odwiedzić, tak?

-Niekoniecznie ją-odparłam naciskając dzwonek. Usłyszałam ciężkie kroki, a zaraz potem w drzwiach pojawiła się niska, grubsza staruszka z szerokim bananem na twarzy.

-Daphne, cześć-przytuliła mnie, a gdy się odsunęła spojrzała na mężczyzne.-a to twój chłopak?

-Nie!-rzuciliśmy razem.-to jest...ten...

-Kolega-powiedział za mnie.

-Ah kolega. Rozumiem. Zapraszam do środka.

Mike przepuścił mnie pierwszą, a ja weszłam do środka. Od razu zobaczyłam dwa koty leżące na legowisku i jakiegoś nowego, małego białego kociaka. Mimo, że ma ich sporo dom wygląda bardzo czysto, a koty nie chodzą po stole i nie zostawiają sierści w jedzeniu, więc nie czepiam się, że trzyma tyle zwierząt.

Rozglądałam się, ale nigdzie nie widziałam Simona.

-Siedzi tam-szepnęła staruszka wskazując na mojego zwierzaka który leżał na oknie i nerwowo machał ogonem. Podeszłam bardzo blisko niego czując jak w oczach zbierają mi się łzy. Mike kroczył tuż za mną.

Gdy dotknęłam jego szorstkiej sierści zwierze czujnie na mnie spojrzało, a gdy mnie rozpoznał usiadł na parapecie i zaczął machać swoim długim ogonem i mruczeć gdy go głaskałam. Wzięłam go na ręce i przytuliłam.

-Cześć Simon-wyszeptałam słysząc jak zwierze mruczy mi do ucha.

-Nie był tak zadowolony od kąd go zostawiłaś-do salonu weszła starsza kobieta z uśmiechem na ustach.

-To twój kot?-zapytał Michael o obecności którego zapomniałam.

-Uhm tak. Chciałam go odwiedzić.

-Cześć mały-przywitał się, a zwierze go obwąchało, aby potem pozwolić się mu pogłaskać. Klękneliśmy i zaczęliśmy głaskać Simona który nieustannie koło mnie chodził. Tak okazywał radość i tęśknote.

-Tęsknisz za nim?-spytał gdy ja jak zahipnotyzowana głaskałam go.

-Mhm...

-Szkoda, że go nie możesz zabrać. Widać, że jesteście zżyci-rzucił Michael.-też chciałbym go przyjąć.

Uśmiechnęłam się lekko i starłam łzy z policzków. Simon na chwile wybiegł, a gdy wrócił niósł w pyszczku czerwoną piłeczkę.-to jego ulubiona zabawka-wytłumaczyłam i rzuciłam mu, a ten jak pies pobiegł za piłką.

Mike odebrał od kota zabawkę i mu rzucił.

-Nie mogę być tu długo-westchnęłam.-zaraz muszę się z nim pożegnać.

-Znowu będzie tęsknił jak odejdziesz-powiedział smutno mężczyzna gdy kot położył się na moich kolanach mrucząc.

-Simon, niedługo muszę cie znowu zostawić-wzięłam go na ręce i szturchnęłam nosem jego nosek.

-Już idziecie?-w salonie zjawiła się sąsiadka.

-Musimy. Muszę wracać do pracy-odłożyłam kota, ale ten był tuż koło mojej nogi. Znowu poczułam jak po policzkach spływają łzy. Zawiodę go. Znowu.

-Rozumiem. Chodźcie, odprowadzę was-kobieta ruszyła w stronę drzwi, a ja z Michaelem kroczyliśmy za nim. Tuż obok mnie szedł poddenerwowany Simon.

-Kocham cie mały-kucnęłam i ostatni raz go pogłaskałam.-odwiedze cie niedługo.

Gdy kobieta chciała go wziąć na ręce kot syknął i zaczął rozglądać się szukając jakiejś pomocy. Całe policzki miałam mokre od łez. To takie przykre.

-Pa Simon-wyszeptałam i wyszłam z mieszkania. Mike szedł tuż za mną.

Wychodząc z klatki schodowej poczułam ciepłe promienie słońca zmieszane z letnim wiaterkiem. W tedy nerwy puściły. Rozpłakałam się na dobre. Płakałam, aż w końcu poczułam jak ktoś przytula mnie do swojej piersi. Chociaż bardzo chciałam się odepchnąć nie mogłam. Brakowało mi kogoś bliskiego, dlatego wtuliłam się w ciepłe ciało mężczyzny i cicho szlochałam gdy ten gładził mnie po plecach, a ja ściskałam w rękach jego niebieski podkoszulek dociskając do jego klatki piersiowej zapłakany policzek.

-Spokojnie, wrócimy tu jeszcze-odparł, a mi zrobiło się cieplej na sercu gdy powiedział WRÓCIMY. Nie przejmowałam się nawet, że moczyłam mu koszulkę. Spojrzałam na jego troskliwą twarz i przetarłam moje mokre policzki, a potem wychrypiałam:

-Wracajmy.

Jesteś tylko mojaDove le storie prendono vita. Scoprilo ora