Rozdział 7

44.5K 1.4K 51
                                    

Posprzątałam dom na błysk. Byłam padnięta i jedyne co chciałam to prysznic i łóżko.

Kończąc ścieranie salonu ktoś wszedł do środka. Obróciłam się i zobaczyłam Reychel. Posłała mi pełne kpiny spojrzenie i warknęła:

-A, to tylko gosposia-uśmiechnęła się kpiąco i usiadła na fotelu biorąc do ręki wafle ryżowe i zaczęła jeść, a ja kończyłam sprzątać.

-Ouć-usłyszałam jej jadowity głos i odwróciłam się. Na kanapie i dywanie były wszędzie okruszki i kawałki po waflach ryżowych.-nie chciałam-odparłam, ale wiedziałam, że mówi to sarkastycznie.

-Nic się nie stało. Posprzątam-przywołałam na twarz sztuczny uśmiech i zaczęłam sprzatać po sztucznej blondi. Usłyszałam tylko jej prychnięcie, a potem odgłosy szpilek na schodach.

Po skończeniu sprzątania wreszcie mogłam położyć się do łóżka. Póki co nie miałam innego zajęcia.

Gdy zasypiałam przytulona do poduszek usłyszałam krzyk pani Alice więc pobiegłam na dół.

-Idź na zakupy-rzuciła.-na blacie masz listę i pieniądze.

Kiwnęłam głową, wzięłam wszystkie potrzebne rzeczy i wyszłam z domu kierując się do osiedlowego marketu.

Wchodząc tam zaczęłam pakować do koszyka wszystkie potrzebne rzeczy. Trwało to dość długo, zważywszy na to, że jestem troche zmęczona kilkugodzinnym sprzątaniem.

Znalazłam jednak wszystkie produkty, zapłaciłam i wyszłam ze sklepu marząc tylko o tym, aby znaleźć się wreszcie w łóżku.

Niestety słynę z tego, że jestem niezdarą. Niezbyt patrzyłam gdzie idę i w rezultacie na kogoś wpadłam. Siatki wypadły mi z rąk, ale za dużo produktów się nie wysypało.

-Jejciu, przepraszam!-pisnął damski głosik i schylił się aby pomóc mi pozbierać zakupy.

-Nic się nie stało. To moja wina-westchnęłam.

-Nic ci nie jest?-dziewczyna podniosła wzrok, a ja w tedy się jej przypatrzyłąm. Miała ciemniejszą karnację ode mnie z burzą, czarnych, kręconych włosów. Ubrana była sportowo, aprzy okazji dziewczensko; miała na sobie zieloną bluzę na zamek, jeansy i zwykłe trampki.

-Jestem Erica-przedstawiła się.

-Daphne-odpowiedziałam wstając i dziękując skinieniem głowy za pomoc w pozbieraniu zakupach.

-Mieszkasz gdzieś tutaj?-spytała wkładając ręce do kieszeni bluzy.

-Uhm..tak. Niedaleko. A ty?

-Właściwie to też. Nigdy cie tu nie widziałam.

-Przeprowadziłam się niedawno-odpowiedziałam.

-Ja już tu mieszkam parę lat-powiedziała.-małe miasteczko, znam dużo osób, a ciebie widzę pierwszy raz-zaśmiała się.

-Przepraszam cie, ale muszę już iść. Śpiesze się.

-Jasne. Podasz mi swój numer?

Wpisałam jej numer do telefonu i rozeszłyśmy się.

Do domu dotarłam parę minut później. Rozpakowałam zakupy, zostawiłam resztę oraz paragon i poszłam na górę do pokoju rzucając się na łóżko. Byłam padnięta. Od rana na nogach, a jest...osiemnasta. Kiedy ten czas tak szybko zleciał?

-Daphne!-usłyszałam krzyk pani Alice gdy zasypiałam.

-Jezu-jęknęłam sama do siebie. Jestem zmęczona, a ona ciągle mnie woła. Ale...taka moja praca.-tak?-spytałam zbiegając ze schodów.

-Wypierz to-kobieta podała mi koszyk z toną prania.

-To całe pranie?-spytałam odbierając koszyk.

-Nie. To ubrania Reychel. My swoje sami pierzemy. No już, ruszaj się-ponagliła mnie, a ja poszłam do łazienki. Tak jak mnie pani Alice prosiła włożyłam pranie do pralki i po włączeniu jej poszłam do swojego pokoju. Byłam wykończona. Miałam ochotę zasnąć i spać. Spać wiele godzin. I gdy w końcu miałam spokój moje oczy same się zamykały. Nie fatykując się z ubraniem piżamy zasnęłam wtulona w poduszki słysząc za oknem jedynie przejeżdżające samochody.


Jesteś tylko mojaWhere stories live. Discover now