Dwadzieścia

676 72 10
                                    


Camila

– Mogę już otworzyć? – zapytałam z zaciśniętymi oczyma, kiedy Ashley prowadziła mnie do lustra.

– Nie, jeszcze nie. – Poczułam pociągnięcie za włosy, gdy nawijała luźne pasemko na palec by jeszcze je bardziej skręcić. – Okay, teraz już możesz – bąknęła.

Otworzyłam oczy i zobaczyłam wpatrzoną we mnie nieznajomą z wielkimi, brązowymi, zdumionymi oczyma.

– Czy to ja?

Ashley kiwnęła głową, podziwiając swoje dzieło. Odprawiła gestem dwie pokojówki, a ja wpatrywałam się w siebie w lustrze, nie mogąc uwierzyć, że ta, która na mnie patrzy ze zwierciadła, to ja. Odmieniona.

Ciemne, prawie czarne włosy, podwinięte luźno na końcach, opadały mi ponad ramię. Miałam równomiernie jasną, niemal bladą cerę, bez makijażu, jeśli nie liczyć tuszu do rzęs, kredki do oczu i delikatnych cieni na powiekach. Szyję zdobił mi srebrny, gruby naszyjnik z diamencikami. Czułam jego ucisk na tchawicy i własny puls na delikatnej tkaninie.

Ale największą odmianą była suknia. Balowa suknia bez ramion – jasnofioletowa.

Górę sukni zdobiły maleńkie kryształki, a gdzieniegdzie znajdowały się fioletowe kwiaty. Sukienka rozszerzała się od pasa w dół. Oddałabym wszystko, żeby mieć taką sukienkę na własność. Wszystko!

Przyjrzałam się jeszcze raz swojej niezdrowo wyglądającej cerze. Róż na policzkach był surowo zabroniony w świecie wampirów, więc karnacja pozostała chorobliwie blada, ale trzeba przyznać, że miało to swój urok.

– Masz, będą ci potrzebne – powiedziała Ashley, podając mi śnieżnobiałe rękawiczki. Kiedy je włożyłam, sięgały mi za łokieć. – Pod żadnym pozorem nie wolno ci ich zdjąć! – poinstruowała mnie, a ja kiwnęłam głową i odwróciłam się, żeby się jej przyjrzeć.

Jej blond włosy upięła, zostawiając kilka luźnych pasemek, które okalały jej twarz. Ubrana była w szmaragdową suknię bez pleców, a wycięcie sięgało jej aż do krzyża. Spódnica opadała luźnymi fałdami na podłogę, tworząc z tyłu krótki tren. Ashley też nie miała makijażu, i wcale go nie potrzebowała.

Przełożyła przez ramię szmaragdową szarfę z wyhaftowanym srebrną nicią herbem Jauregui. Na jej znak podeszła pokojówka i przypięła szarfę broszą, a potem włożyła jej na głowę drogocenną tiarę i podała białe rękawiczki – takie same jak te, które przed chwilą włożyłam.

– Chyba jestem gotowa, ty zresztą też. Muszę przyznać, że jesteś moim najbardziej imponującym dziełem – paplała.

– Dzięki – wymamrotałam z sarkazmem.

– Wyglądasz prawie jak wampirzyca – ciągnęła. Spojrzałam w lustro. „Naprawdę tak bardzo się zmieniłam? Naprawdę wyglądam jak wampir?"

Odpowiedź brzmiała „nie". Ciągle czułam pulsującą na szyi żyłę, widziałam naturalny kolor na policzkach, słyszałam bijące miarowo serce. Brakowało mi wdzięku i elegancji wampirzycy, ale brzydziłam się wszystkim, co miało z nimi jakikolwiek związek. A poza tym pachniałam... najapetyczniej jako człowiek.

Czułam motylki w brzuchu, ale lekkie przerażenie zatruwało mi myśli. Słyszałam orkiestrę grającą cicho na dole i szuranie wielu stóp na marmurowej posadzce w foyer. Na podjeździe pojawiały się kolejne limuzyny, a lokaje i służący podbiegali do gości. Za każdym razem, kiedy słyszałam czyjś niewyraźny głos na dole, kłuło mnie w dołku i chwiałam się na nogach. Nawet zegar drwił sobie ze mnie, wskazując nieuchronnie zbliżającą się północ.

Mroczna Bohaterka x CamrenDonde viven las historias. Descúbrelo ahora