Pięćdziesiąt Cztery

735 61 0
                                    

Camila

Kanadyjski akcent. Znałam ten głos!

– Fallon? – wykrztusiła Lauren z ulgą w głosie. – I Wyrocznia... – dodała szybko, jakby sobie o czymś przypomniała.

Z ciemności wyłoniły się dwie postaci. Jedną z nich był mężczyzna, a drugą dziewczyna, może szesnastoletnia.

Zapadła cisza. Przerwała ją Lauren:

– Camila, to Jego Atheneańska Wysokość, książę Fallon – przedstawiła mi przybysza drżącym głosem. – Oraz... przepraszam, szacowna Wyrocznio, ale nie pomnę imienia.

Dziewczyna zrobiła kroczek i dygnęła. Dopiero teraz ujrzałam jej twarz.

– Jesienna Róża, Wasza Wysokość. Z dynastii Wiecznego Lata.

Znów zapadła cisza. Dziewczyna – jeśli to naprawdę była dziewczyna – stała skąpana w świetle księżyca, w opończy na ramionach, z odsuniętym do tyłu kapturem, spod którego ukazywały się długie złociste loki przetykane barwą miodu i kasztanów. Miała popielatą skórę, a lewy i tylko lewy policzek zdobiło kilka wyblakłych piegów, gdyż prawy policzek... o nie... całą prawą stronę jej twarzy pokrywała splątana, wijąca się siateczka blizn. Była wielokolorowa, wypukła jak nitki kordonka, skręcona spiralnie i wirująca żółto, pomarańczowo, w kolorze ochry i czerwieni, ciemniejsza na szyi i jaśniejsza wokół twarzy, złocista, gdy sięgała czoła. Znikała po drugiej stronie.

Jej towarzysz, Fallon, zrobił krok, a oczy dziewczyny – barwy płynnego bursztynu – spojrzały na niego przez sekundę, jakby szukając w nim wsparcia. Potem opuściła je, by w końcu unieść wzrok i najostrożniej przyjrzeć się polanie.

– Róża? – wykrztusiła Lauren. – Wybacz, chyba cię nie poznałam. Wyrosłaś. I jesteś Du...

– Niech mi Wasza Wysokość wybaczy... – przerwała śpiewnym głosem, który brzmiał jak czarowna muzyka, choć mówiła z silnym brytyjskim, arystokratycznym akcentem. – Od bez mała trzech lat nie miałam przyjemności przebywać w towarzystwie Waszej Wysokości. Istotnie, wyrosłam przez ten czas. I byłabym zobowiązana, gdyby Wasza Wysokość zechciała nie używać tego tytułu.

Miałam wrażenie, że wyczułam w jej głosie odrobinę sarkazmu – tak dobrze zawoalowanego, że mogło go wcale nie być. Kiedy zwracała się do Lauren, zaciskała i prostowała dłonie, a na jej lewym policzku pojawił się lekki rumieniec. Owinęła się ciaśniej opończą, dzięki czemu przekonałam się, że ma okrągłe biodra, wcięcie w talii i... hm... ogromne piersi. Na nogach miała ciemne rajstopy, sfatygowane i podarte, nad nimi krótkie szorty i ciemny top. Sięgające do połowy łydki sznurowane buty były mocno ubłocone.

Przyglądałam się z nieskrywanym zaciekawieniem bliznom na jej skórze, czując ukłucie zazdrości, gdy Lauren wybałuszała na nią oczy. Spojrzała na mnie pytająco, a potem odwróciła duże migdałowe oczy, jakby skośne w kącikach, i opuściła skromnie wzrok ku ziemi. Przez tych kilka chwil czułam, że przygląda mi się z ciekawością dorównującą mojej.

– No cóż, Lauren nigdy nie znała się za dobrze na etykiecie – stwierdził Fallon i uścisnął mocno dłoń tej, o której mówił. Lauren odwzajemniła mu się posłusznie, jakby wciąż była oszołomiona i wstrząśnięta pojawieniem się przybyszów. Z drugiej strony osądzałam ją pewnie po sobie. Spojrzałam na Fallona, którego Lauren przedstawiła jako „Jego Wysokość". Jego status musiał dorównywać pozycji Lauren, gdyż nie pochyliła głowy przed następczynią tronu.

Był niewątpliwie przystojny, choć również miał na twarzy blizny. W dodatku wyróżniała go opalenizna – w przeciwieństwie do pozostałych na polanie. Jego blizny miały ciemnoczerwoną barwę, barwę burgunda i krwi, choć miejscami stawały się rudobrunatne i bardziej się ciągnęły, niż wiły... Natomiast jego oczy... Miał najbardziej jaskrawe kobaltowo-niebieskie oczy, jakie widziałam. Jego włosy, lnianego koloru, potargane opadały mu na czoło; nie były zbyt dobrze ostrzyżone i utrzymane. Na szyi, na skórzanej sznurówce, miał ząb rekina widoczny w rozpięciu ciemnoszarej koszuli, której kołnierzyk wyciągnięty był na sweter. On także był ubrany w opończę.

Mroczna Bohaterka x CamrenWhere stories live. Discover now