Rozdział Szesnasty

146 10 4
                                    

Fallon

Usiadłem w fotelu stojącym najbliżej kominka. Patrzyłem, jak wuj odstawia na drewniany stolik szklankę wypełnioną brandy i lubczykiem. Zimą siadywał na swoim fotelu o prawie pionowym oparciu zawsze z takim właśnie napojem. Był to jego zimowy faworyt. Pijał go, odkąd jako młody mężczyzna zjeździł całe hrabstwo Devon. Zarzekał się, że to coś „dobrze mu robi na żołądek". Ja miałem poczucie, że gdyby hrabstwu Devon spróbować przypisać smak, to brandy z lubczykiem byłoby strzałem w dziesiątkę.

Róża przeprosiła nas niedawno i wróciła do swojej komnaty. Powiedziała, że ma do dokończenia pracę domową. Ja na dobrą sprawę powinienem zająć się tym samym, ale jakoś nie potrafiłem wykrzesać z siebie motywacji. Jej zapał do odrabiania lekcji jakoś nie współgrał mi z tym, jak często opuszczała zajęcia. Liczne nieobecności zauważyłem nie tylko ja, ale najwyraźniej także jej rodzice.

Wuj rozłożył gazetę. Pierwszą stronę zajmowały jak zwykle zdjęcie Camili Cabello i niepokojąco brzmiący nagłówek. Ludzie byli wciąż w szoku i – prawdę mówiąc – stawiałem, że nie otrząsną się z niego, póki sprawa nie zostanie rozwiązana. Moja ciotka, która przez ramię wuja zajrzała do gazety, prychnęła tylko i powiedziała pod nosem coś pogardliwego na temat wampirów. Zmarszczyłem brwi, na co zarówno Elizabeth, jak i Alfie spojrzeli na mnie pytająco.

Ciotka obeszła zajmowany przez wuja fotel i usiadła naprzeciwko mnie.

– Jauregui ogłosili zakaz publikacji. Gazetom wolno jedynie napisać, że rada wampirów w dalszym ciągu odmawia podjęcia negocjacji z którymkolwiek z brytyjskich rządów.

Alfie wstał, podszedł do barku i nalał sobie porto.

– Zakaz publikacji to w sumie to samo co cenzura, prawda? Po jaką cholerę potrzebne im takie coś?

– Trafne pytanie – odpowiedział wuj, składając gazetę wzdłuż zagięcia.

Po co?

– Myślisz, że coś się wydarzyło? – spytał zwrócony do nas tyłem Alfie.

– Najprawdopodobniej. – Wuj rzucił gazetę w ogień. Płomienie zaczęły natychmiast pożerać papier, zmieniając go w ciągu sekundy w coś na kształt okopconego plastra miodu: dziury przetykane wysepkami druku. Po krótkiej chwili z twarzy Camili pozostał tylko popiół.

– Naprawdę się cieszę, że nie jesteśmy teraz na dworze królewskim. Przepadają mi posiedzenia rady, ale to i tak niska cena za uniknięcie stresu związanego z całym tym zamieszaniem.

Sięgnął ponad oparcie i wziął ciocię za rękę. Gdy dotknął jej dłoni, na jego twarzy odmalował się spokój. Alfie i Elizabeth siedzieli bliżej ognia, cicho rozmawiając. Odwróciłem od nich spojrzenie. Nie przywykłem do życia jako singiel.

Ciocia puściła dłoń wuja i sięgnęła po filiżankę herbaty.

– Jesienna Róża robi wrażenie bardzo dojrzałej. I ma doskonałe maniery.

Wiedziałem, że próbuje odegnać wiszący w powietrzu ciężki nastrój. Miałem też świadomość, że moja rodzina aż rwie się, by pomówić o księżnej. Tematu, który najbardziej nas interesował, nie mogliśmy jednak w tej chwili poruszyć. Nie w obecności Elizabeth. Sprawa była na tyle delikatna, że nawet użycie telepatii byłoby podejmowaniem zbędnego ryzyka.

Wuj upił z kieliszka brandy z lubczykiem. Przyjrzał mi się sponad nakrapianego szkła z błyskiem w oku.

– Tak... Jest też naprawdę piękna, dokładnie tak jak się spodziewaliśmy.

Mroczna Bohaterka x CamrenWhere stories live. Discover now