Trzydzieści Dwa

531 64 0
                                    

Camila

Wampiry nie są łagodnymi, kochającymi istotami. Zmiana nie leży w ich naturze, nie potrafią się przystosować ani akceptować innych. Ich miłość nie jest tym, co ludzie nazywają miłością, a pożądanie doprowadza wampiry do stanu niepojętego dla ludzi. Nie starzeją się jak my, ale jak kamienie: wietrzeją stopniowo, kruszą się niezauważenie. Powiadają, że kamień trwa wiecznie, tak jak one.

Znalazłam ten fragment w jednej z książek w bibliotece. Był to poradnik dla ludzi schwytanych przez wampiry – jego istnienie dało mi pierwszy prawdziwy powód do śmiechu od tamtej nocy z Zaynem.

Nie byłam już człowiekiem. Byłam dhampirem – cieniem wampira. I zamierzałam nim pozostać.

„Co ty? Bawisz się dzisiaj w poetkę?", pytał mój wewnętrzny głos, chichocząc złośliwie. Zignorowałam go.

Byłam w Varnley już od pięćdziesięciu czterech dni. Upłynęły niemal dwa miesiące. Szłam do kuchni przez pusty salon. Zadrżałam, czując zimny przeciąg. „Idzie zima", pomyślałam.

Zatrzymałam się, słysząc jakiś poszept.

„Doprawdy, Camila, powinnaś lepiej strzec swoich myśli".

Głos był cichy, łagodny, ale i złowieszczy. Czy to kobieta?

Rozejrzałam się gorączkowo, szukając wzrokiem osoby, do której należał. Wzniosłam w głowie potężne mury, skupiając się na chłodnym przeciągu i niczym więcej.

„Za tobą, Camila".

Odwróciłam się na pięcie. Nic.

– Kim ty, kurwa, jesteś? – wrzasnęłam z furią w głosie.

„Wiem, co zaszło między tobą a Shawnem, ty mała ludzka zdziro!"

Ktoś uderzył moją głową o ścianę. Zamroczyło mnie, zamrugałam oszołomiona. Kiedy odzyskałam wzrok, ujrzałam przed sobą jakąś twarz.

– Co jest, do cholery?! – krzyknęłam. – Ashley?

Przycisnęła mnie do ściany, jej oczy miały jasnobrązowy kolor przemieszany z okropnym szkarłatem, jej źrenice kurczyły się, gdy tęczówki zmieniały barwę na czarną i z powrotem.

– Całowałaś się z nim, ty parszywa dziwko! Wiesz, że mi się podoba, a mimo to całowałaś się z nim! Myślisz, że kim ty, kurwa, jesteś?!

Stałam przez chwilę zupełnie ogłupiona, a potem poczułam gniew.

– Nie jestem dziwką! A ty, kim ty, kurwa, jesteś?!

Chwyciła mnie mocniej za ramiona, wbijając paznokcie w skórę.

– Nawet nie zaprzeczasz! Dlaczego to zrobiłaś, do cholery?! – Skrzywiła się, marszcząc nos. – Nie powinno tak być, że jakiś człowiek wchodzi do tego domu, popłacze sobie i dostaje to, co chce!

– Myślisz, że tak jest? To coś ci powiem... – Ja również wykrzywiłam gniewnie twarz. – Z własnej woli nie spojrzałabym na żadnego z was! Więc może idź i zapytaj Shawna, co zrobił, bo ja go z pewnością nie prowokowałam! – Uśmiechnęłam się do niej złośliwie i szarpnęłam się. Nie przyszło mi do głowy, że Ashley może być naprawdę zła i że ten gniew może doprowadzić ją do pragnienia. Krwi. Nie przyszło mi do głowy, że Ashley mogłaby mnie skrzywdzić.

– Kłamiesz! Twoje wspomnienia mówią wszystko. Podobało ci się to, nie? Najlepszy pocałunek na świecie! Ale nie będzie już następnego! Trzymaj się z daleka od Shawna albo...

Uniosłam brwi.

– Albo co?

Dotknęła palcem mojego policzka. Miała fioletowe paznokcie, ostre i mocne jak szpony. Przesunęła paznokciem po policzku, przecinając skórę, otwierając krwawiące zadrapanie. Włożyła palec do ust, zlizując z paznokcia krew.

– Słodka... Sama już nie wiem... ale może podzielę się ze wszystkimi radosną wiadomością, że jedna z moich sióstr spędziła ostatniej nocy mnóstwo czasu w twojej sypialni. Jestem pewna, że wszyscy się ucieszą, że biedna zgwałcona Camila miewa się już znacznie, znacznie lepiej.

Otworzyłam usta.

– Nie zrobisz tego!

Wzruszyła ramionami.

– Nie zrobię, jeśli będziesz się trzymać z daleka od Shawna. Miłego dnia, Camila, ty dziwko! – Uśmiechnęła się słodko, odwróciła na pięcie i zniknęła, zostawiając mnie zupełnie skonsternowaną.

„Szantażuje mnie!"

Wiem, co zazdrość robi z ludźmi. Ale nie przypuszczałam, że Ashley jest taka sama.

„Nie mam wyboru".

Otarłam krew z policzka i wzięłam kilka głębokich oddechów, żeby się uspokoić. Opanowanie jest najważniejsze. Ruszyłam powoli w kierunku, z którego, jak mi się wydawało, przyszłam, nie przestając głęboko oddychać. Miałam nadzieję, że zadrapanie na policzku nie jest aż tak widoczne, ale na wszelki wypadek zakryłam wstydliwie włosami pół twarzy. Kiedy weszłam do kuchni, nikt tego nie skomentował, choć Lauren bez przerwy wpatrywała się we mnie.

***

– Chodź się pobawimy – prosiła Taylor, trzymając mnie za kolana. Odsunęłam ją, wpatrując się w drzwi. – Camila... – marudziła. – Proszęęęęę...

– Taylor – rzuciłam poirytowana, kiedy chwyciła mnie za rękę. Siedziałam na najniższym schodku w foyer i nie chciałam się ruszyć. – Powtarzam ci, że nie mam dziś ochoty, okay? – Wyrwałam dłoń z jej zadziwiająco mocnego uścisku, a Taylor zrobiła płaczliwą minę. Ale wcale nie było mi jej żal, jak zazwyczaj. Miałam zbyt wiele własnych problemów.

Taylor poprosiła mnie wcześniej, żebyśmy poszukały razem jej niań – których oczywiście nie znalazłyśmy – a ja zrezygnowana zgodziłam się nią zająć, póki nie skończy się posiedzenie rady. W foyer nie było nikogo – nawet lokajów, którzy zawsze trzymali się w pobliżu drzwi. Musieli być potrzebni na posiedzeniu. Ale to akurat nie było moim zmartwieniem.

Martwiłam się tym, czego dowiedziała się Ashley. Jeśli zdołała dowiedzieć się ode mnie wbrew mojej woli o Shawnie, to nie mogłam mieć pewności, że nie wykradła mi myśli o ojcu.

– Będę wrzeszczeć, jeśli nie pójdziesz się ze mną bawić, Camila!

– Posłuchaj, Taylor, wezmę cię na barana, jeśli tylko przestaniesz marudzić, okay?

Kiwnęła główką i aż pisnęła z zachwytu. Westchnęłam ciężko, podniosłam ją z ziemi i posadziłam sobie na ramionach. Krzyczała radośnie, kiedy kręciłam z nią piruety, i dusiła mnie małymi rączkami. Przystanęłam po chwili, bo zakręciło mi się w głowie. Znów poczułam zimny przeciąg i zastanawiałam się, czy posiedzenie dobiegło końca.

Ściany zatrzymały się, jednak uszy wypełniał mi ciągle cichy śmiech. Ale nie był to śmiech Taylor. Taylor tak nie chichotała – protekcjonalnie, urywanie.

Odwróciłam się powoli, zsadzając Taylor na ziemię. Oba skrzydła wejściowych drzwi były szeroko otwarte, w progu stały trzy postaci okolone ostatnim światłem dnia. Jedna z nich trzymała na rękach okrwawione ciało, nieszczęsną bezwładną ofiarę z boleśnie powykręcanymi rękoma.

Zatrzymałam wzrok na mężczyźnie stojącym w środku. Jego szkarłatna peleryna powiewała na wietrze. W foyer rozległ się obłąkany śmiech. Taylor schowała się za moimi nogami.

– Jakoś nie chcesz umrzeć, prawda, Camilo Cabello?

Otworzyłamusta i krzyknęłam.    

Mroczna Bohaterka x CamrenWhere stories live. Discover now