Trzydzieści Sześć

754 67 0
                                    

Camila

Minął miesiąc, odkąd zamordowano Zayna. Zrobiło się znacznie chłodniej. Po rzezi w foyer wszystko znormalniało, o ile to, że się jest zakładniczką wampirów, można uznać za normalne. Ashley przeprosiła mnie (nie wiem, co Lauren jej powiedziała, ale poskutkowało) i wycofała się z szantażu. Shawn trochę się uspokoił i niczego już ze mną nie próbował, choć nadal czułam się niezręcznie w jego towarzystwie, bo zastanawiałam się przez cały czas, co czułam wtedy, kiedy go całowałam. A Lauren? Lauren trzymała się z daleka.

Przebrałam się w gruby dres. Po kilku ostatnich nocach wiedziałam już, że kołdra nie wystarcza. Zaciągnęłam kotary i jęknęłam, widząc, co się dzieje za oknem. Pogoda się pogarszała, a w całym domu czuć było wilgoć. Zbierało się na deszcz. „Znów", pomyślałam. „Nie pamiętam takiego deszczowego roku. W ogóle nie było ciepło, a teraz jest już praktycznie zima".

Zwinęłam się pod kołdrą i znieruchomiałam, ogrzewając się własnym ciepłem. „Czy nie mogliby, do cholery, napalić? Albo zafundować sobie centralnego ogrzewania?" Lecz nawet ciepło nie ustrzegłoby mnie przed zbliżającym się snem...

W powietrzu wisiał odór śmierci, mocniejszy od unoszącego się nad doliną zapachu zgnilizny i wilgoci. Jej stopy zagłębiały się w mokrej ziemi z obrzydliwym mlaśnięciem, skraj peleryny szorował po mokrych liściach. Nie zwracała na to uwagi. Miała pilniejsze rzeczy na głowie. Nic nie czuła przez tę wilgoć. „Dlaczego łowcy nie mogli wybrać jakiejś suchej nocy?"

W tej chwili była prawdziwym zbirem. Na jej twarzy pojawił się zwierzęcy grymas. To było takie wyzwalające! Żadnych praw, żadnej moralności, żadnych zobowiązań! Mogła polować do woli, mogła zadawać się, z kim chciała, mogła zajrzeć do Varnley albo zbiec do Rumunii. Pozbycie się wszelkich norm dawało mnóstwo korzyści.

Tyle tylko, że zawsze coś ją powstrzymywało. Pozbycie się norm oznaczało pozbycie się godności. Wielu zbirów pozostających na wolności ukryło się w lasach Varnley, gdzie nic im nie zagrażało, choć od zasobnego w zwierzynę łowną Londynu dzieliła ich zaledwie godzina szybkiego biegu. Żyli jak zwierzęta wśród zwierząt, co wydawało się nieco... cóż... drastyczne.

Przystanęła. Dostrzegła coś kątem oka. Tej nocy wzrok miała doskonały, wyostrzyła go sobie świeżą krwią, którą piła nie tak dawno. Jakieś sto jardów przed nią zamajaczył cień, a właściwie trzy, które zatrzymały się na granicy posiadłości. Zarzuciła kaptur na mokre od deszczu włosy i ruszyła przed siebie z najwyższą ostrożnością.

Kiedy się do nich zbliżyła, usłyszała przyciszone głosy – tak ciche, że ledwo wyławiała poszczególne słowa.

– Pamiętaj, Giles, że potrzebujemy zbirów... jak chcesz zadrzeć nogę przy tej suce Cabello, trzymaj mordę na kłódkę.

Wykrzywiła się zdegustowany. Co za wulgarność! Ale nie spuszczała z nich wzroku, naciągnęła mocniej kaptur i sięgnęła do kieszeni, wyjmując list opieczętowany przez zbirów.

– Dobry wieczór, panowie. – Zaskoczeni pogromcy sięgnęli pod peleryny, wyjmując spod nich błyskające srebrzyście szpile. Przewróciła oczyma. – Schowajcie te kołki. Nie jestem wrogiem.

– Więc przedstaw się i powiedz, z czym przychodzisz, wampirze! – zapytał ten, który stał w środku. Postąpił o krok i zachwiał się na granicy lasu. Ukrył szpilę pod płaszczem.

– Moje imię nie ma znaczenia. A przychodzę do was. Przysłano mnie zamiast Finiana i Aleiksa, którzy są niedysponowani.

„Tak, zadbała o to wczoraj, kiedy się dowiedziała o planowanym spotkaniu". Podeszła o krok, pilnując, by nie odsłonić twarzy, i podała pogromcy list. Łowca przyjrzał się pieczęci i kiwnął głową. Odebrała pismo i schowała je pod płaszczem.

Mroczna Bohaterka x CamrenWhere stories live. Discover now