Trzydzieści

679 67 13
                                    

Camila

Lauren nie było przez resztę dnia i doszłam do wniosku, że wybrała się na polowanie. Shawn nie zbliżał się do mnie, podobnie zresztą jak pozostali. Wcale mi się to nie podobało. Nie chciałam stracić jedynego wampira, którego mogłam zaliczyć do „przyjaciół".

Kiedy było jasno, pusty pokój nie wydawał mi się groźny. Było mi w nim nawet dobrze samej. Ale i tak siadałam raz po raz na parapecie i wpatrywałam się w ciemną krawędź lasu, czekając, aż z jego głębi wyłoni się ta postać.

„Co się stało z moim życiem? Powinnam rozpoczynać studia, a nie siedzieć zamknięta z potworami, które nie mają prawa istnieć".

A ten Zayn... Co on powiedział? Że powinnam umrzeć? Że chce mnie w ten sposób ocalić?

A do tego niedawne słowa Shawna: „Naprawdę łudzisz się, że wyjdziesz stąd sama...? Przecież już nie chcesz stąd odejść!".

Powinnam wiedzieć, czy chcę stąd odejść, czy nie, prawda? Ale nie wiedziałam i to mnie niepokoiło. „Nie wiem", myślałam, zamykając oczy, by zasnąć. „Naprawdę nie wiem".

Spałam. Tak mi się wydawało. Ale mimo to wiedziałam, co się wokół mnie dzieje, choć to nie była jawa.

Czułam chłodny wiatr na skórze, słyszałam jego poszum w trawie, słyszałam skrzypiącą podłogę. Słyszałam zgrzyt metalu o metal, od czego przeszły mnie ciarki po plecach, choć przecież spałam. Zaszeleściły firany, jakby otwarto okno i do pokoju wpadł powiew wiatru. Tykał zegar, słyszałam, jak kurz opada na meble. Nagle zrobiło się ciemniej, jakbym znalazła się za kurtyną. Słyszałam skrzypienie sprężyn materaca, ale nie otworzyłam oczu. Poczułam dotyk zimnej skóry na skórze, ale nie poruszyłam się, nawet nie chciałam wrzasnąć.

Czułam na sobie jego ciężar, czułam jego lodowaty oddech i palący wzrok. Czułam każdy cal jego karbowanej nieskazitelności wbijającej się łukiem w moje ciało, czułam żądzę, chuć, jurność... nie... pragnienie płynące w jego żyłach...

Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam, że ostatnie z wysokich okien – niemal tak wysokich jak ja i dobrze zazwyczaj zamkniętych – jest otwarte na oścież, a do pokoju wpada chłodny wiatr. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że coś jest nie tak. Otworzyłam usta, by krzyknąć.

Warknęła, zakrywając mi usta ręką. Chciałam ją ugryźć w palce, ale nie zdążyłam.

– Bądź grzeczna – zadrwiła, przysuwając się bliżej. Kątem oka dostrzegłam obłąkany pożądliwie błysk w jej krwistoczerwonych oczach. Wpatrywałam się w nią z niemym przerażeniem.

– Nie wygłupiaj się, dziewczynko. Tylko kropelka krwi. Jestem taka głodna. Spodoba ci się to...

Skrzywiłam się i rzuciłam pod nią, choć przygniatała mnie całym ciężarem, wbijając krocze w mój brzuch.

– Lauren! Złaź ze mnie! – wrzasnęłam, kiedy odsunęła dłoń. Wbijała we mnie wzrok ogarnięty żądzą krwi, czułam niemal suchość w jej gardle domagającym się rozpaczliwie zaspokojenia.

– Jak będziesz się drzeć, przysięgam, że cię zabiję, więc lepiej bądź cicho – szepnęła, patrząc mi prosto w oczy i starannie wymawiając każde słowo.

Spiorunowałam ją wzrokiem.

– A co z immunitetem? – Zawahała się, jej oczy nieco zmatowiały.

– Potrzebna mi twoja zgoda.

Mrugnęłam powiekami. Wypowiedziała to zdanie z żalem.

– Masz krew dawców.

Mroczna Bohaterka x CamrenWhere stories live. Discover now