Czterdzieści Pięć

555 71 1
                                    

Camila

„Tik-tak..."

– Wiedzą.

– Co?

– Wiedzą, że ze sobą spałyśmy. Służba im powiedziała.

– Ale...

– Mój ojciec wie.

Wstrzymałam oddech, poczułam skurcz strachu w gardle.

– Wydała nas. Annie nas wydała.

Kiwnęła smętnie głową. Przyciągnęła mnie do siebie.

– Co zrobi twój ojciec?

– Nie wiem.

„I lepiej, żebyś ty też nie wiedziała", dodał mój wewnętrzny głos. Zgodziłam się z nim milcząco. Zegarek Lauren lśnił w świetle padającym z wysokich okien w foyer, gdzie czekaliśmy.

„11.59..."

Było zimno, służba i domownicy stali za nami rzędem, czekając na przyjazd Jauregui i całej rady, która również wiedziała. Shawn wiedział. I Dinah... I król... Czułam na plecach surowe spojrzenia służących, ich nienawiść i pogardę. Stracili dla mnie cały szacunek. W ich oczach stałam się jedną z nich. Dziwką. Byłam zakładniczką księżniczki. Nigdy nie miałam poznać jej cieleśnie. Szczególnie teraz.

„Tik-tak..."

– Wracają z tej Athenei, czy tak? Może... może powinieneś mnie puścić.

Opuściła obejmującą mnie rękę, ale ujęła moją dłoń.

– Posłuchaj, Camila, moja dziewczynko... Przykro mi z powodu tej nocy... Nie powinnam była...

– Ja też nie! – rzuciłam. Była zaskoczony, gdy kiwałam wściekle głową, nie patrząc jej w oczy. Wyrwałam rękę z jej dłoni, pękało mi serce.

– To... – Nagle zadarła głowę, jej oczy zapłonęły czerwono, wydęła nozdrza. – Już tu są.

Znów złapała mnie za rękę. Drugą dłonią uniósła mi brodę i pocałowała delikatnie w usta. Puściła mnie, nogi uginały się pode mną, byłam obolała. Nagle znalazłam się w drugim końcu foyer, bez tchu, odepchnięta przez Lauren.

„Tik-tak..."

Gdzieś w głębi dworu zegar zaczął wybijać południe. Usłyszałam pierwsze uderzenie i liczyłam kolejne, nie sposób było nie słyszeć wielkiego zegara.

„Dwanaście".

Zadrżałam, czując w sobie bicie czasomierza, w żołądku miałam supeł.

Chciało mi się płakać, ale nie mogłam tego zrobić przed służbą.

„Jedenaście".

Lokaje stanęli po obu stronach drzwi, dłońmi w nienagannie białych rękawiczkach chwycili klamki, gotowi otworzyć drzwi w każdej chwili.

„Dziesięć".

Kręciło mi się w głowie ze strachu. Wyobrażałam sobie, w jaki sposób król zechce ukarać takie nieposłuszeństwo. Byłoby źle, gdybyśmy poszli ze sobą do łóżka w innych okolicznościach, a teraz, po tym, co się stało, po tym, jak Lauren rozgniewała króla i okryła go hańbą, nie można wykluczyć najgorszego.

„Dziewięć".

„Co może być gorsze od zakazu przebywania z Lauren, od tego, że nie będę mogła jej dotknąć?"

„Osiem".

„Nie może zmusić mnie do zostania wampirem, jeśli nie chce dać tacie pretekstu do wezwania na pomoc pogromców i zbirów. Ale przejście na ich stronę już mnie tak nie przeraża..."

„Siedem".

„Zmarnowałam tyle czasu, nienawidząc jej..."

„Sześć, pięć, cztery..."

– Lauren, co to jest Athenea?

„Trzy".

Nie odpowiedziała.

„Dwa".

– Lauren, kto mieszka w Athenei?

„Jeden".

Otwarto szeroko drzwi. Słońce ukryło się za gęstymi chmurami. Po schodach wchodziło trzydzieści postaci w opończach, wszyscy narzucili kaptury na głowy, by chronić skórę przed światłem dnia.

Na czele szedł król z marsową miną. Zerknęłam na Lauren, a strach zaciskał obręcz na moim sercu. Lauren patrzyła prosto przed siebie ponad głowami nadchodzących, którzy piorunowali nas wzrokiem. Miała obojętny wyraz twarzy.

Po moim policzku spływała łza, odwróciłam głowę. Przybysze zniknęli, rozglądałam się po foyer, gdy nagle wyrósł przede mną król. Pałał gniewem, a ja aż jęknęłam ze strachu, kiedy go ujrzałam. Chciałam uciec, ale tylko posłusznie dygnęłam przed nim.

Odwrócił się ku Lauren, która nadal wpatrywała się gdzieś w przestrzeń, choć straciła poprzednią obojętność.

– Lauren! – król nie wypowiedział tych słów, wysyczał je. – Spotkam się z tobą w Jauregui's Point.

Spojrzał na mnie.

– Już nigdy nie dotknie pani mojej córki, panno Cabello. W przeciwnym razie przestanie bić pani serce. Czy wyrażam się jasno?

Nie odpowiedziałam, a wówczas król wrzasnął:

– Tak czy nie?!

Kiwnęłam głową, łykając łzy.

– Nie jesteś głupia. Wiedziałaś, że nie wolno ci wiązać się z mym potomstwem. Wiedziałaś! – Zacisnął mocno usta. – Od tej chwili nie jest już pani wolna, panno Cabello. To koniec. Symbolem tego końca będzie ofiara złożona podczas Ad Infinitum. Lauren?

Lauren syknęła. Uniosłam głowę. Ucichła, lecz wpatrywała się we mnie tak żarliwe, że zabrakło mi tchu. A potem zniknęła wraz z ojcem. Znowu.

– Dziwka – usłyszałam czyjś głos.

Przede mną pod rękę z Shawnem stała Ashley. Na jej twarzy błąkał się niegodziwy uśmieszek. Shawn odwracał wzrok, lecz kiedy go pociągnęła za sobą, usłyszałam z jego ust jedno słowo:

– Suka.

Wszyscy mnie znienawidzili.

Mroczna Bohaterka x CamrenWhere stories live. Discover now