Trzydzieści Osiem

564 67 4
                                    

Lauren

„Za dużo jej powiedziałaś, Lauren", odezwał się w mojej głowie wyraźnie niezadowolony Shawn.

„Gadasz jak mój ojciec", odpowiedziałam.

„Im więcej jej mówisz, tym boleśniej ją ranisz. A żaden z nas tego nie chce".

„Nie wiem, czego chcę, Shawn. Ale Camila zadała mi pytanie, więc udzieliłam jej odpowiedzi. Nie wspomniałam o Wyroczni, prawda? Powiedziałam jej tylko o Athenei".

Shawn westchnął. „Tylko jej nie rań. Ona jest delikatna. I to nie tylko fizycznie".

Poczułam gniew. „Myślisz, że tego nie wiem? Myślisz, że byłabym gotowa ją zranić?"

Wiedziałam, że zastanawia się, co odpowiedzieć. A kiedy się w końcu odezwał, mówił ze smutkiem: „Przez wiele lat nawet by mi to do głowy nie przyszło, ale teraz sam już nie wiem".

Poczułam falę bólu i żalu. Przypomniałam sobie matkę, w głowie rozbrzmiewał mi jej radosny śmiech.

„Nie mieszaj w to śmierci mojej matki. A poza tym sam nie jesteś bez winy. Ranisz ją, zbliżając się do niej".

„I kto to mówi", obruszył się.

„Nic do niej nie mam", odparłam zaskoczona.

„To może zajrzyj w głąb siebie", wyrzucił z siebie Shawn. „Nie myśl, że nie widziałem, jak się do niej dobierasz. Flirtujesz z nią, uwodzisz ją i spędzasz z nią więcej czasu niż ktokolwiek z nas", naburmuszył się.

„Nieprawda", zaprotestowałam. „Nie wiem, o czym gadasz, więc wynoś się z mojej głowy!"

Obróciła ku mnie tę maleńką delikatną twarzyczkę i zmarszczyła czoło, zupełnie jak ja, widząc moje dłonie zaciskające się na kierownicy. Nie miałam pojęcia, o czym on, do cholery, mówił. Nie miałam dla niej uczuć Shawna. Choć jedno było pewne: spoglądałam na nią inaczej niż przed trzema miesiącami.

„Za dużo jej powiedziałaś, Lauren".

Na jej buzi pojawiło się zatroskanie, gdy zauważyła gniewny wyraz mojej twarzy, który oznaczał tylko tyle, że jestem zajęta innymi sprawami. Ogarnęły mnie wątpliwości jak po rozmowie z ojcem.

„Zadała mi pytanie, więc udzieliłam jej odpowiedzi. Nic więcej".

Westchnęłam ciężko. Wiedziałam, że nie tylko Shawn słyszy moje myśli.

„Zrobiłaś coś znacznie gorszego, dziewczyno", odezwał się inny głos, który należał do Ll'iriada Alyi Athenei, króla Athenei.

„Świetnie, po prostu świetnie". Moje podejrzenia, że ojciec zezwala na podsłuchiwanie mnie, właśnie się potwierdziły i tylko ze względu na szacunek należny monarsze odpowiedziałam: „Wasza Wysokość".

„Księżniczko Lauren", zwrócił się do mnie protekcjonalnym tonem. „Wolno mi zapytać, czy zdajesz sobie sprawę z konsekwencji własnych poczynań?"

Westchnęłam poirytowana, zastanawiając się, czy Fallon ma równie radykalne poglądy jak jego ojciec na temat nieinformowania Camili o czymkolwiek. „Ma się rozumieć".

Kolejny głos. Wyglądało na to, że wszyscy uczestnicy posiedzenia najwyższej rady słyszą moje myśli. Instynktownie wzniosłam w głowie mur obronny, ukrywając sekrety głęboko w podświadomości.

„A jeśli tak, Wasza Wysokość, jeśli zdajesz sobie sprawę z konsekwencji, to dlaczego ujawniłaś jej to, co usłyszeliśmy?"

W moich żyłach pulsował gniew. „Nie ujawniłam niczego o wymiarach. Choć zrobiłabym to, gdybym tylko mogła. Zasługuje na to, by wiedzieć".

Jeszcze jeden potężny głos. Ten rozpoznałam bez trudu – to był ojciec: „Lauren!".

Uśmiechnęłam się złośliwie. Brakowało mi dla nich cierpliwości – dla nich i dla tej idiotycznej polityki. „Nie możecie ukrywać przed nią wszystkiego przez wieczność. Jest ciekawa świata, ciekawa wszystkiego i nic na to nie poradzę. Jeśli będziecie odmawiać jej prawdy, pogłębicie jej nienawiść, a musimy ją mieć po naszej stronie, jeśli Przepowiednia się spełni i Cabello znajdzie pretekst".

Czułam, że w ojcu wszystko się zagotowało. „Lauren, jak śmiesz! Przeproś!"

„Nie, nie mam zamiaru przepraszać za prawdę". Nie będę przepraszała za to, że nie godzę się na wygodny status quo, jakie chce zachować najwyższa rada rządząca wszystkimi wymiarami.

„Cofnij to albo...", syknął.

Wiedziałam, że przeciągam od dawna napiętą strunę, ale teraz było już za późno, żeby się cofnąć. „Albo co? Wiesz, że mam rację. Tylko nie możesz albo nie potrafisz się z tym zgodzić. Matce byłoby za ciebie wstyd!"

Ojciec ryknął, ryknął tak potężnie, że jego głos dał się słyszeć we wszystkich otwartych umysłach w Varnley i wokół Varnley. Nagle urwał i przemówił tylko do mnie:

„Od jutra nie tkniesz tej dziewczyny, Lauren. Nie będziesz jej piła i nie tkniesz jej nawet palcem. Niczym".

Opuściłam obronne mury, żeby wszyscy mnie słyszeli, i rzuciłam w odpowiedzi: „Pierdol się".

Usłyszałam wstrząśnięty poszept z sali rady. Nawet Camila, choć jest bezsilnym człowiekiem, wyprostowała się i otworzyła szeroko zaniepokojone oczy.

Wjechałam na podjazd przed miejską willą Charliego, gdzie mieliśmy się spotkać, i wyłączyłam silnik. Spojrzałam na Camilę, która wyglądała przez okno, chwyciłam ją za rękę i przyciągnęłam do siebie.

– Witaj z powrotem w Londynie, Camila.

Mroczna Bohaterka x CamrenWhere stories live. Discover now