Rozdział Dziesiąty

174 13 1
                                    

Jesienna Róża

Najpierw warknięcia. Rytmiczne i nieprzerwane, niebaczące na niosący się echem skowyt. To tylko sen, mówiłam sobie; obraz przed moimi oczami stracił częściowo ostrość. Kolumny rozpłynęły się w ciemnościach, a ja ruszyłam w stronę źródła dźwięku. Szłam ku niemu, choć tak naprawdę miałam ochotę znaleźć się od niego jak najdalej.

Dwa stojące tuż obok siebie drzewa, niczym więzienne kraty. Pomiędzy nimi – zarys postaci, zgarbionej i groteskowej, strojem i włosami przypominającej kobietę. To ona właśnie, ciskając się o drzewa i atakując je, wydawała dźwięk, który usłyszałam.

Odłamki kory spadały na ziemię jak tartaczne wióry, gdy blada skóra raz po raz uderzała o pnie. Korę skrapiała krew sącząca się na leśną ściółkę z opuszek palców tej tajemniczej figury. Gdy jednak przemknęłam pomiędzy dwoma drzewami, poznałam skrywaną przez mrok przerażającą prawdę. Miałam przed sobą nie jedną postać, lecz dwie. Patrzyłam na odwróconego do mnie tyłem mężczyznę zgarbionego nad rzuconą na ziemię kobietą. Wokół jej ud widziałam ściśnięty materiał poszarpanej spódnicy. To na nią, nie na pnie drzew, nacierał mężczyzna.

Krążyłam wokół nich, starając się podejść bliżej, ale nie byłam w stanie zmniejszyć dzielącej nas odległości. Nagle jednak zaczęłam widzieć kobietę wyraźniej. Mogłam teraz dojrzeć jej włosy, tak ciemne, że niemal czarne. Zobaczyłam też jej oczy o niepokojąco znajomym, brązowym odcieniu przebijającym się szkliście przez łzy.

Resztę twarzy skrywał cień. Słyszałam jednak, że kobieta cierpi. Zamknęłam oczy, chcąc sylwetki zatopić w ciemności. Na próżno – ich kontury zdawały się żywcem wypalone po wewnętrznej stronie moich powiek. Wtedy dopiero przyszło mi na myśl, by krzyknąć. Tak też zrobiłam. Przerażającym, odrażającym, przyprawiającym o ciarki krzykiem. Nie moim. Jego dźwięk popędził w przestrzeń, odbijając się echem od ścian pustych korytarzy.

Zbudził mnie dobiegający z kuchni gwizd czajnika. Budzik wskazywał siódmą, ale ja ani drgnęłam. Następny. Jeszcze gorszy od poprzednich. Zamknęłam oczy. Próbowałam połączyć widok potarganych, kręconych włosów kobiety ze snu z prostymi lśniącymi włosami, jakie miała Camila Cabello. Łudziłam się, że skoro mam z tym trudność, oznacza to, że nie są one jedną i tą samą osobą. Wiedziałam, że nie dam dziś rady iść do szkoły. Wyśliznęłam się z łóżka, narzuciłam na siebie szlafrok i spojrzałam w lustro. Chciałam ustalić, jak bardzo muszę jeszcze pogorszyć swój wygląd.

Minimalnie. Już teraz wyglądam koszmarnie. Miałam opuchnięte oczy – niezawodny znak, że płakałam przez sen. Nos i policzki były silnie zaczerwienione od złapanego wczorajszego wieczoru kataru. Do tego strasznie potargane włosy.

Doczłapałam do kuchni, w której zastałam rodziców wyjmujących z teczek jakieś papiery. Powłócząc nogami, ruszyłam w stronę lodówki. Pozwalałam kapciom szurać głośno o podłogę. Rozważałam też pokasływanie dla lepszego efektu, ale i bez tego ojciec zaraz stanął mi na drodze i przyłożył dłoń do mojego czoła.

– Jesteś lodowata. – Spojrzał na mnie. – Myślę, że powinnaś dziś zostać w domu. Musiałaś się zaziębić przez ten wczorajszy deszcz.

Zauważyłam, jak matka lekko mruży oczy. Wiedziałam, że jeśli całość ma wypaść wiarygodnie, muszę teraz dorzucić szczyptę sprzeciwu.

– Ale tato, ja...

– Żadnych dyskusji. Po prostu zwalisz wszystko na wrednego księcia – zażartował. Jego oczy, również opuchnięte, mówiły jednak całą prawdę. Schylił się, by pocałować mnie w czoło, po czym wziął mnie za ramiona i obrócił z powrotem w stronę korytarza.

Mroczna Bohaterka x CamrenWhere stories live. Discover now