Rozdział Czternasty

139 13 4
                                    

Jesienna Róża

Książę zrobił, jak zapowiedział. Do następnej środy stoczyliśmy dwie kolejne walki: jedną wygrał on, a drugą skończyliśmy oboje powaleni na plecy. Publiczności nam nie ubywało, przeciwnie – budziliśmy autentyczne zaciekawienie. Dla moich koleżanek była to też okazja, żeby poza klasą porozmawiać z księciem.

W weekend po pierwszej walce Nathan nie przyszedł do pracy. Ponieważ nie zgłosił wcześniej nieobecności, mnie się oberwało od szefowej. Do środy sytuacja mniej więcej się unormowała. Początkowe zamieszanie i zachwyt, które towarzyszyły księciu jak cień, zaczynały przygasać. Tego samego nie dało się jednak powiedzieć o wrzawie wokół mojego tytułu. Przytyki Valerie stały się mniej bezpośrednie. Zaczęła teraz kpić z mojego bogactwa, ale to potrafiłam łatwo znieść.

Tego, co wydarzyło się w środę – nie.

Tik-tak...

Byłam w lesie, ale dźwięk, który nieustannie słyszałam, nie pochodził od drzew. Tykający zegar nigdy nie stawał, a chrapliwy dźwięk wydawany przez mężczyznę nigdy nie cichł. Nawet jeśli kobieta krzyczała, nie słyszałam jej. Jeśli mężczyzna śmiał się drwiąco, nie słyszałam tego. Widziałam za to jej włosy: ciemne i splątane; nogi miała rozsunięte szerzej niż on, na jednej ujrzałam  but, na drugiej – ubłoconą skarpetkę. Stała na palcach i żeby zachować równowagę, opierała się o jego klatkę piersiową. Im częściej jej widok prześladował mnie w snach, tym bardziej byłam przekonana, że widzę Camilę Cabello.

Czułam złość, ale i jej gniew. Zrobiłam dwa kroki naprzód, po czym kolana ugięły się pode mną i padłam na ziemię. Coś lepkiego otoczyło wewnętrzną stronę moich ud. Zdążyłam jeszcze zauważyć, że ruch mojego ciała wyraźnie zwalnia. Potem wokół zapanowała ciemność. Pod zamkniętymi powiekami malował się zarys pofałdowanej peleryny, odcinając się na tle przypominającej brzoskwinię plamy prześwitującego przez skórę słońca. Robiła wrażenie, jakby się oddalała. Malała stopniowo, aż wreszcie zniknęła zupełnie. Gdy to się stało, tykanie zegara i dźwięk lejącej się do umywalki wody zaczęły przybierać na sile. W końcu hałas stał się tak nieznośny, że obudziłam się i natychmiast usiadłam na łóżku.

Nie poszłam tego dnia do szkoły. Pięć minut po tym, jak się przebudziłam, dostałam migreny. Czułam się tak koszmarnie, że idąc na dół po tabletki przeciwbólowe, spadłam z ostatnich kilku stopni schodów. Gdy już z trudem dowlekłam się z powrotem na górę, spałam aż do obiadu. Nawet po wzięciu zimnego prysznica czułam się tak, jakby oślepiające światło ze snu wciąż paliło moją skórę. Włożyłam tylko bokserki i koszulkę na ramiączkach. Popołudnie upływało powoli, a ja nie dałam rady zrobić do szkoły nic z tego, co sobie obiecywałam. Zdołałam tylko zwinąć się na łóżku i analizować raz po raz swój sen. Wszyscy jego bohaterowie byli niesłychanie rzeczywiści. Zbyt rzeczywiści, bym mogła nie poświęcić im uwagi.

Około szesnastej zza okna dobiegły odgłosy otwierającej się bramy i samochodu parkującego na podjeździe. Serce podeszło mi do gardła. Rodzice wspominali, że mogą wrócić dziś wcześniej, ale ja dopiero od kilku minut powinnam być w domu. Rzuciłam się w stronę szafy. Wyciągnęłam z niej świeżą szkolną bluzkę i zaczęłam ją energicznie gnieść. Zadzwonił dzwonek. Drzwi na dole były zamknięte na łańcuszek, więc to ja musiałam wpuścić rodziców do środka. Cisnęłam bluzkę na stertę rzeczy do prania przed ich sypialnią i szybko wrzuciłam na siebie znoszony i coraz to bardziej skracający się szlafroczek. Chciałam wyglądać tak, jakbym właśnie się przebierała. Miałam ten ciuch od dwunastego roku życia. Pasek dawno gdzieś zaginął, więc nosiłam szlafroczek rozchylony. Kiedy byłam w połowie schodów, ponownie rozległ się dźwięk dzwonka.

Mroczna Bohaterka x CamrenWhere stories live. Discover now