Czterdzieści Jeden

551 67 0
                                    

Lauren

Wpadła do jednej z filiżanek na obrotowej karuzeli i usadowiła się na siedzisku ze skaju. Ociągając się, poszłam za nią, czułam ciepło jej skóry ukrytej pod płaszczykiem. Ledwo weszłam, a filiżanka zaczęła się obracać. Oczy piekły mnie od mrugających neonówek uwielbianych przez ludzi.

„Owszem, coś było nie tak". Byłam już tak blisko niej, mogłam jej dotknąć, czuć jej gładką skórę na swojej skórze – pragnęłam tego coraz bardziej z każdą godziną...

Usiadłam przy niej. Właśnie rozpinała górny guzik płaszcza, była pąsowa od policzków po szyję, po której spływała pojedyncza kropla potu. Nie mogła sobie poradzić z tymi guzikami, więc zwróciłam się ku niej i rozpięłam bez trudu dwa górne, dotykając przy tym – nie całkiem przypadkiem – jej piersi. Zadrżała. Każde muśnięcie jej skóry było dla mnie jak przyciśnięcie dłoni do gorącego pieca. Czułam bijące od niej ciepło, krew pulsującą w żyłach. Wymamrotała podziękowania.

Wyły syreny, podłoga się obracała dookoła osi karuzeli, a nasza filiżanka wokół własnej osi. Pręt zagradzający wejście zadrżał w mojej dłoni, mimowolnie ją objęłam. Myślałam, że będzie się opierać, ale nie zrobiła tego. Przeciwnie, przysunęła się bliżej, pozwalając mi przytulić się do piersi, układając karnie dłonie na udach.

Teraz czułam jej ciepło na obnażonych przedramionach – ciepło, które już dobrze znałam. Było inne niż ciepło ludzi, którzy stawali się moimi ofiarami – tamto znikało, gdy wysysałam z nich krew. Jej ciepło wzrastało, im byłam bliżej, a kiedy jej dotykałam, czerwieniła się i nie siniała.

Przed wieloma miesiącami postanowiłam, że ją posiądę, wezmę, sprawię jej rozkosz i wykorzystam wedle woli. „Jestem kobietą, która dotrzymuje słowa. A jej krew... Och, jej krew!" Była słodka, choć nie tak jak ta podawana na balach i przyjęciach, ale nie piłam jej dla smaku. Piłam, bo pragnęłam reakcji Camili. Chciałam, żeby jęczała cicho pode mną, kiedy przegryzałam jej skórę i żyły. Chciałam widzieć jej krew sączącą się po drobnych ramionach, spływającą po piersiach i sutkach, barwiącą blizny, które zostawił jej Zayn – blizny, które wciąż nie mogły się zagoić. Piłam jej krew, bo inaczej niż inne stworzenia, które raniłam, nie krzyczała, nie wyła, nawet wtedy, gdy celowo zadawałam jej ból.

Ten jej upór zawsze mnie intrygował – jej niezłomna i nieugięta wiara w to, co uznawała za moralne i właściwe...

„On mnie nie powstrzyma, nie zdoła mnie powstrzymać przed dotknięciem jej. Jak mógłby nam przeszkodzić? Rozerwać nas?"

Na jej ustach zagościł uśmiech, który zamienił się w chichot, gdy objęła mnie ciasno w pasie, piszcząc z uciechy, bo kręciło się jej w głowie. To było zaraźliwe. Ja też się uśmiechnęłam, mimo mej niechęci do głośnej rytmicznej muzyki i migoczących świateł.

Nie przewidziałam tego, co stało się później. Próbując przyciągnąć ją bliżej, musiałam niechcący połaskotać ją pod żebrem, bo wyrwała mi się z rąk, ale kołowy ruch sprawił, że głowa opadła jej z powrotem na moje ramię, odsłaniając szyję i niebieską pulsującą żyłę.

Oczy mi się zaczerwieniły, warknęłam cicho i otworzyłam usta, obnażając ostre kły. Poruszyłam nozdrzami, czując jej zapach, a w głowie zakręciło mi się tak mocno, jak powinno od takiej jazdy. „Ile bym dała za jedną kroplę jej niewinnej krwi..."

Przyłożyłam usta do jej szyi, myśląc tylko o dręczącym mnie pragnieniu. Byłam już niemal u celu, gdy mój głos – który milczał od tak wielu dni – zagrzmiał surowo:

„Nie!"

Łomotało jej serce. A ja zniknęłam.     

Mroczna Bohaterka x CamrenWhere stories live. Discover now