Rozdział Piąty

167 15 6
                                    

Jesienna Róża

Kiedy zbliżałam się do domu, w Brixham panował spokój. Pora była już zbyt późna dla turystów i dzieciaków wracających ze szkoły, a ulice i podjazdy pod domami czekały dopiero na samochody pracujących. Jakikolwiek ruch zauważyłam tylko naprzeciw swojego domu: po drugiej stronie ulicy ojciec cicho opowiadał synowi o nocnej zmianie na targu rybnym. Za białym płotem otaczającym nasz ogród panowała jednak zupełna cisza. Gdy frontowe drzwi zamknęły się za mną z trzaskiem, wyraźnie słyszałam, jak po pustych korytarzach domu rozchodzi się brzęk kluczy.

Babciu, dlaczego moi rodzice mieszkają tak daleko od Londynu? Przecież oboje tam pracują.

– Dlatego, moje dziecko, że twój ojciec nie lubi londyńskiego towarzystwa.

– Jak on może go nie lubić?

Wciąż z mieczem u boku weszłam na górę. Moje myśli nadal krążyły wokół przyjazdu księcia. „Dlaczego?", brzmiało najważniejsze pytanie. Gdy ród Athenea coś robił, zawsze miał swoje powody. Nie wątpiłam, że i tym razem jest nie inaczej. Wsunęłam miecz pod łóżko, a moje myśli powędrowały dalej. Wróciły krążące po Londynie szepty: Extermino się gromadzą...

Moja dłoń ciągle opierała się na klamrze pasa z pochwą. Wyciągnęłam miecz spod łóżka i przeniosłam go w wąski odstęp pomiędzy głową łóżka a szafką nocną. Doda mi otuchy w pustym domu.

W lodówce znalazłam kilka pojemników. Do ich pokrywek przyklejono karteczki z nagryzmolonym moim imieniem. W pierwszym, do którego zajrzałam, znalazłam coś wyglądającego na sos pomidorowy. W drugim – świeży makaron bezjajeczny. Ze stojącego na górnej półce kolorowego pudełka w owocowy wzorek wyciągnęłam kilka grzybów i cebulę. Z jednego z haków ponad blatem kuchennym zdjęłam ciężką miedzianą patelnię.

Miałam przed sobą jedną z oznak tego, że po moim imieniu następowało nie nazwisko, a nazwa domu rodowego; tego, że nazywałam się nie Summers, lecz Al-Summers. Moja rodzina z pewnością nie należała do słabo sytuowanych. Patelnia Mauviel, którą napełniałam właśnie wodą, kosztowała grubo ponad trzysta funtów. Mój ojciec uwielbiał gotować, więc mieliśmy bardzo rozbudowaną kolekcję akcesoriów kuchennych – wszystkie bez wyjątku tej właśnie firmy. Każdego dnia pod nasze drzwi dostarczano skrzynkę warzyw i owoców z miejscowej farmy ekologicznej. Blaty kuchenne lśniły nowością. Zostały ledwo co założone, mimo że poprzednie mieliśmy tylko rok.

Nie byliśmy rozrywkowym, pełnym wrzawy trzydziestoosobowym londyńskim domem ani areną nieustającej defilady arystokratów jak dwór Atheneów na wyspie Vancouver. Była to jednak wyłącznie kwestia wyboru mojego ojca.

Też mi znakomity wybór.

Już po krótkiej chwili makaron był ugotowany, a po kolejnej – jeszcze krótszej – zjedzony. Zaczęłam kartkować świeżego „Timesa" i jego mędrcowski odpowiednik, „Arn Etas". W żadnym nie znalazłam doniesień na wiadomy temat. Nawet w „Quaintrelle" nie było choćby wzmianki. Dziwne. Sądziłam, że przeprowadzka księcia zostanie jakoś opisana, zwłaszcza w ostatniej z gazet, która rok wcześniej z sadystyczną dokładnością opisywała szczegóły rozstania księcia z jego australijską dziewczyną.

Włożyłam talerz do zmywarki, którą nauczyłam się obsługiwać dokładnie rok wcześniej. Wtedy moi rodzice po raz pierwszy wyjechali służbowo. Uśmiechnęłam się do pustego pokoju. Skoro książę uznał, że zniewagą było nieużywanie tytułu, to co pomyślałby o tym? Dama szlachetnego rodu Mędrców, gorzej nawet – księżna – sama gotuje i sprząta, a potem zrzuca z siebie szkolny mundurek i sama przebiera się w zwykłe ubranie. Nie do końca dworskie obyczaje...

Nie tak powinno to wyglądać... Powinnam chodzić do elitarnej szkoły, uczyć się polityki oraz prawa i szykować na pierwsze wystąpienie przed radą. Normalnie przypadałoby w moje szesnaste urodziny, a więc wkrótce, w listopadzie.

Nie zamierzałam się tam pokazywać. Nie było to obowiązkowe. Wobec mojej nieobecności miejsce po mnie zajął Athenea. Podejmował decyzje za mnie i był to układ korzystny dla obu stron. Oni mieli więcej władzy, a ja mogłam trzymać się z dala od dworu. Nikomu nie przychodziło do głowy protestować.

Usiadłam przy biurku i włączyłam laptopa. Obok postawiłam kubek mocnej herbaty, która wypełniła pokój zapachem jaśminu i jednocześnie sprawiła, że kąt ekranu zaparował. Złożyłam spódnicę i bluzkę i ułożyłam je na skrzyni w nogach szerokiego łóżka. Otworzyłam teraz mahoniową szafę stojącą w narożniku pokoju – jedyny mebel z St. Saphire, o którego przewiezienie udało mi się uprosić rodziców. Przesunęłam dłońmi po materiale wiszących wewnątrz ubrań. Były tam kwieciste sukienki i czarne spodnie do pracy. Obok przeznaczonego na zimę szkolnego swetra wisiały fałdowane spódniczki w każdym możliwym kolorze. Na samym brzegu tkwiły osłonięte pokrowcami z tworzywa, za małe teraz na mnie, suknie balowe; obok nich – gorsety, lekko tylko drutowane, ale i tak dość ciasne, by utrudniać oddychanie. O jedzeniu w nich można było zapomnieć.

Wiedziałam, że w jednym z pokrowców wisi bladożółta suknia dworska i sięgające łokci białe rękawiczki. Komplet z nimi stanowiła para satynowych butów z białymi kokardami. Miałam na sobie ten zestaw, kiedy jako dwunastolatka odwiedziłam dwór. Nie była to moja pierwsza wizyta na nim ani też moje pierwsze spotkanie z Atheneami. Moja babcia była z nimi w końcu blisko związana. Jednak to wtedy po raz pierwszy rozmawiałam tak naprawdę z dziećmi monarchów. To wtedy uświadomiłam sobie, kim jestem i kim się stanę. Wszystkie dziewczynki wpatrywały się we mnie z zazdrością, dorośli z czcią odnosili się do mojej babci, a do mnie zaczynało docierać, co to znaczy należeć do domu Al-Summers, rodu, który przewyższali tylko sami Atheneowie. Bliżej rodziny królewskiej nie dało się być.

Czy on pamięta te tygodnie, które księżna z wnuczką spędziły w jego domu?

W innym pokrowcu, ukrytym za pozostałymi, wisiała czarna suknia.

Suknia z dnia żałoby. Ten dzień pamięta na pewno.

Odsunęłam od siebie pokrowce, a wyciągnęłam z szafy luźną, workowatąsukienkę. Włożyłam ją i skuliłam się na fotelu przed laptopem. Zaczęłamprzymierzać się do napisania bardzo długiego emaila. Do Jo, Mędrca iprzyjaciółki. Że też musiała być tak daleko akurat wtedy, kiedy tak bardzo jejpotrzebowałam.    

*****************

Dobranoc małpki :* 

(Na górze Brixham)

Mroczna Bohaterka x CamrenWhere stories live. Discover now