Rozdział Osiemnasty

128 11 0
                                    

Jesienna Róża

– Nie i nie! Nie ma mowy! – Dobiegł do mnie niosący się korytarzem głos księcia, gdy szłam do małej jadalni na nietypowo wcześnie podane śniadanie. Szósta czterdzieści pięć. Od miesięcy nie byłam na nogach tak wcześnie. Czułam się tak zmęczona, że z trudem udawało mi się iść prosto. Nie pofatygowałam się, żeby wyprostować włosy; nie miałam nawet siły, by posłużyć się magią. Mówiąc krótko, potrzebowałam kawy. Rozpaczliwie.

– Nie! Nie zmusicie mnie! Może nie zauważyliście, ale nie jestem już dzieckiem!

– Dokładnie rzecz biorąc, do stycznia jesteś niepełnoletnia – odparł nieznany mi, kanadyjsko brzmiący głos. Zamarłam w pół kroku. Nie miałam najmniejszej chęci spotkać kogoś poza rodziną i lady Elizabeth, a nieufny ton gościa wskazywał wyraźnie, że nie jest on sługą.

– Nie bądź taki pedantyczny.

– Chyba się zgodzisz, że lepiej być drobiazgowym niż martwym?

– Nie dramatyzuj.

– Fallon, twój ojciec, twój wuj i ciotka, mój ojciec i ja sam uważamy, że tego wymaga twoje bezpieczeństwo. Czy to nic dla ciebie nie znaczy?

– Nie! Przyjechałem tu właśnie po to, żeby tego wszystkiego uniknąć!

Zamknęłam oczy, wzdychając bezgłośnie, po czym pokonałam ostatni odcinek korytarza, podeszłam do uchylonych drzwi i zajrzałam do jadalni. Fallon stał zwrócony plecami w moją stronę. Zaniepokoiło mnie to, że wciąż ma na sobie T-shirt i spodnie od dresu, bo za niespełna pół godziny powinniśmy jechać do szkoły.

Wtem poczułam szturm kilku jaźni na moje bariery ochronne. Intruzi mocowali się z nimi brutalnie i uporczywie. Kres położył temu dopiero kojący dotyk świadomości Fallona. Gdy pojawił się on, pozostali wycofali się niczym morski odpływ, pozbawiając mnie jednak przy tym dużej porcji energii.

Nie miałam już żadnych wątpliwości co do tego, kim są ci, którzy przybyli do księcia.

– Róża! – zawołał ten ostatni. Usłyszawszy go, weszłam ostrożnie do środka. Nie miałoby sensu ukrywanie, że stoję tuż za drzwiami.

Trzymając się blisko księcia, podeszłam do stołu obficie zastawionego jedzeniem i kubkami z kawą. Pod ścianą, oparci o długi okienny parapet, stali trzej mężczyźni. Sprawiali wrażenie, że zajmują większość pomieszczenia. Czwarty stał wyprostowany pomiędzy smukłymi, wysokimi wazonami, które w zestawieniu z jego potężną posturą wydawały się teraz niewielkie. Gdy wysunęłam się zza księcia, mężczyzna zbliżył się do mnie i pokłonił, podobnie jak i trzej pozostali.

– Moja księżno – pozdrowił mnie ciepłym głosem, po czym – ku mojemu niemałemu zaskoczeniu – ujął moją dłoń i ucałował miejsce na palcu, na którym nosi się pierścień. – Wyrosłaś, księżno, na piękną kobietę. – Wyprostował się, a ja stałam czerwona jak burak nie tyle z powodu usłyszanego komplementu, ile dlatego, że mężczyzna ten najwyraźniej mnie znał, ja tymczasem nie miałam pojęcia, kim jest.

Wiedziałam jednak, jaką pełni funkcję. On i pozostali trzej mężczyźni byli członkami Athan Cu'die – królewskiej gwardii przybocznej.

Zawsze dostosowują się bezbłędnie do potrzeb Atheneów. Czują się dobrze zarówno na pierwszym planie, jak i gdy działają dyskretnie przez nikogo nieobserwowani. Sprawdzą się w sytuacjach oficjalnych pośród przepychu, a gdy zajdzie potrzeba, wtopią się niepostrzeżenie w służbę. Wszyscy strażnicy i cała kadra wojskowa, od prostego posłańca po najwyższego z admirałów, odpowiadają bezpośrednio przed Athan Cu'die i jej głównodowodzącym, Adalwinem. Większość członków gwardii wynosi przynależność do niej z domów rodzinnych. Już jako dzieci ćwiczą obok koronowanych głów, ponieważ umacnia to poczucie feudalnej więzi. Zginą za swych zwierzchników, jeśli taki otrzymają rozkaz.

Mroczna Bohaterka x CamrenWhere stories live. Discover now