Sześćdziesiąt Dwa

539 56 0
                                    

Camila

Następnego ranka po burzy nie było już ani śladu. Przez okna wpadało słońce, Lauren rozsunęła zasłony i obudziła mnie przed wyjściem. Wybierała się na polowanie. Nie chciała być spragniona przed moją przemianą.

„Dziś jest ten dzień! Dzisiaj zostanę wampirem. Dzisiaj wszystko przypieczętuję".

Włoski na rękach stanęły mi dęba. Czułam ciepło na nogach ogrzewanych przez wpadające do pokoju słońce. Chwilę wcześniej były zimne od dotyku Lauren.

„Nie ma odwrotu".

Budzik na nocnym stoliku wskazywał dziewiątą. O wpół do dziesiątej ojciec i Sofi opuszczą Varnley, eskortowani przez Eaglena.

„Nie można się cofnąć".

Miną miesiące, zanim znów ujrzę siostrę. I nie widziałam się z mamą.

„Wszystko stanie się tej nocy".

Stanęłam na zimnej podłodze i otuliłam się prześcieradłem. Byłam naga. Ale po chwili zdałam sobie sprawę, że i tak nikt mnie nie widzi, więc rzuciłam prześcieradło na podłogę i przeszłam przez porozrzucane ubrania.

„Miałam niczego nie zapomnieć..."

Lustro w garderobie ukazało mi nagą dziewczęcą postać: wymizerowaną, o zapadniętych policzkach, które zaczerwieniły się, ale tylko na chwilę. Skóra napinała mi się na żebrach – jak nigdy dotąd. Biodra wystawały mi bardziej, niżbym sobie tego życzyła, a kolana były kościste. Była chuda – za chuda jak na kogoś, kto cieszył niegdyś oko mężczyzn krągłymi kształtami. Wszędzie miałam blizny i siniaki po torturach, jakim poddawała mnie Lauren. Miałam wielkie oczy, zawsze szeroko otwarte, zawsze przerażone tym, co jeszcze może się stać.

– Czy naprawdę tego chcesz, Camila? – zapytałam szeptem swojego odbicia w lustrze, dotykając dłonią ramienia. – Naprawdę?

Odbicie nie odpowiedziało, wpatrywało się tylko we mnie, rozchyliwszy lekko usta, by westchnąć.

„Mówiąc szczerze, nigdy nie miałaś nic do gadania", powiedział mój głos – tak wyraźnie, jakby ktoś stał obok mnie.

– Wiem – odpowiedziałam, odwracając się i zdejmując czystą bluzkę z wieszaka. Kiedy się ubrałam, postanowiłam wyszczotkować wilgotne splątane włosy, ale nic to nie pomogło, więc dałam sobie spokój.

W foyer panowała cisza. Lokaje składali mi ukłony, kiedy ich mijałam. Pokojówka wyjęła czarne róże z wazonów i zastąpiła je białymi liliami. Zwiędłe płatki róż ukryła między stronicami księgi leżącej na stoliczku.

Nic się nie zmieniło. Wszystko było jak zawsze. Nic się tu nie zmieni, oprócz mnie.

Dinah powitała mnie w kuchni szerokim uśmiechem zza dzbanka wypełnionego czerwonym płynem, którym kołysała na boki, barwiąc szklane ścianki na różowo. Z wesołymi iskierkami w oczach zapytała o moją siostrę. Gdy jej odpowiedziałam, że wkrótce wyjeżdża, oczy jej zmatowiały.

Wzięłam z półmiska jabłko, było czerwone jak krew, którą ona piła. Wbiłam w nie zęby, zastanawiając się, czy tak samo będę wbijała je w czyjeś ciało... Nie, ciało nie jest tak twarde. Przełknęłam kęs jabłka – słodkiego i soczystego – nawet go nie gryząc.

Cyfrowy zegar na ścianie wskazywał 9.26. Zastanawiałam się nad powrotem do foyer. „Powinnam się pożegnać. Lecz jak mam to zrobić... dopiero co przyjechali..."

W drzwiach kuchni pojawiła się rozpromieniona Ashley, a za nią radosny Shawn, który zachichotał i przyciągnął ją do siebie, przywierając do jej warg. Widziałam tylko ich rozmazane sylwetki na tle światła. Tuż za nimi szły Ally i Keana, które się ukłoniły. Powoli dotarło do mnie, że kłaniały się mnie. Spóźniony Brad rozpostarł gazetę na kuchennym blacie, przesuwając palcem po krawędzi każdej strony, po tytułach, fotografiach, kolumnach, które stapiały się ze sobą. Wychodząc stamtąd, przypomniałam sobie pierwszy poranek w Varnley.

Mroczna Bohaterka x CamrenWhere stories live. Discover now