Dwadzieścia Siedem

675 68 3
                                    

Camila

– Camila, czas wstawać! – śpiewny głosik dobiegał gdzieś z daleka. Jakaś mała rączka głaskała mnie po kolanie. Wracała mi świadomość. Otworzyłam oczy i ujrzałam roześmianą jasnowłosą dziewczynkę o brązowych tęczówkach. Taylor. – Spałaś jak prawdziwy człowiek! Bardzo, bardzo długo!

Otwarłam szerzej oczy, rozwiewała się mgła. Ale ciągle kręciło mi się w głowie, choć zorientowałam się, że leżę na łóżku na miękkich poduchach pod bolącymi plecami. Miałam usztywniony nadgarstek, choć bez temblaka. Lauren, Shawn i Ashley stali w pobliżu, odwróceni do mnie plecami.

– Camila się obudziła! – Taylor rzuciła się na mnie, obejmując mnie cienkimi jak zapałki rączkami, wbijając mi kolana w brzuch. Jęknęłam, czując ból w całym ciele. Taylor ściskała mnie za szyję i całowała w policzki. Potem w szyję. Uraziła mnie, dotknęła jakiejś rany, chciałam zawyć z bólu, ale tylko pisnęłam. Odwrócona plecami trójka spojrzała na mnie z przestrachem, Ashley podbiegła do łóżka i ściągnęła ze mnie Taylor.

– Taylor! Nie widzisz, że sprawiasz jej ból?!

Oddychałam ciężko, a ból ustępował powoli. Taylor nadąsała się, zadrżały jej wargi. Wybiegła z pokoju, szlochając. Spoglądałam za nią, a potem zaczęłam się podnosić cal po calu, opierając się na usztywnionej ręce. Lauren ani drgnęła, jakby bała się podejść. Przyglądała mi się przez chwilę lodowatym wzrokiem, a potem odwróciła oczy ku oknu. Shawn układał poduszki za moimi plecami. Pamiętając o tym, co się wydarzyło na balu, odsunęłam się od niego o cal. Nie zauważył.

– Napij się – powiedział, podając mi szklankę wody. Miałam tak sucho w gardle, że wypiłam ją jednym haustem. Nalał mi następną z dzbanka na nocnym stoliczku. – Camila, tak mi przykro z powodu tego, co cię spotkało...

Zakrztusiłam się, chciałam pokręcić głową, ale nie byłam w stanie. Zapadła niezręczna cisza.

– Pójdę po Galena – mruknęła Ashley i wyszła z sypialni. Nikt nie odzywał się przez dobrą minutę. Dzięki pomocy Shawna zdołałam usiąść. Nagle do pokoju wszedł król, a za nim wysoki, postawny mężczyzna, który był zapewne tym Galenem. Za nimi pojawił się Eaglen.

– Powinnam była umrzeć – wykrztusiłam, a Shawn i Lauren wymienili znaczące spojrzenia. Galen ujął moją zdrową rękę i zbadał mi puls, dotykając dwoma palcami nadgarstka. Chciałam mu się wyrwać, ale nie puścił mnie i rzucił karcące spojrzenie. Shawn uśmiechnął się uspokajająco. Pozwoliłam temu Galenowi badać mnie dalej, a nawet wykonałam jego polecenie, kiedy kazał mi zaciskać i prostować usztywnioną dłoń. O dziwo, wcale mnie nie bolała.

– Jak się czujesz? – zapytał.

„Zbrukana?" „Beznadziejnie chora?"

– Zesztywniałam – mruknęłam.

– Nic dziwnego. Byłaś nieprzytomna przez trzy dni. – Otworzyłam usta. „Przez trzy dni? Tak długo?" – Przez jakiś czas będzie obolała – mówił dalej Galen, zwracając się do króla i Eaglena. – A nadgarstek musi być usztywniony przez dwa tygodnie. Rany będą się goić nieco dłużej, ale poza tym nic jej już nie grozi. – Odszedł od łóżka i szepnął coś do króla. Wydawało mu się, że nic nie słyszę, ale słyszałam każde jego słowo: – Jej stan psychiczny na dłuższą metę to zupełnie inna sprawa. Obawiam się, Wasza Wysokość, że nie pozostanie to bez wpływu na jej decyzję o zmianie.

Odchrząknęłam.

– Ale jakim cudem w ogóle przeżyłam?

Znów wymieniali spojrzenia, ale nikt nie chciał się odezwać.

Mroczna Bohaterka x CamrenWhere stories live. Discover now