Rozdział 9

2.3K 62 3
                                    

- Twoja kolej. - rozbrzmiewało mi w głowie. Nie mogłam się ruszyć, nie mogłam nic powiedzieć. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Otrząsnęło mnie szturchnięcie w ramię - Wybieraj. - nie odpuszczał.

Rozejrzałam się po całej grupie która patrzyła na mnie. Od początku wiedziałam którą dwójkę wybiorę, ale teraz dopadały mnie wątpliwości. Spoglądając znów w las powiedziałam - Wojtek i Michał. - Nikt nie był zaskoczony. Przy Wojtku stałam całą grę, a Michał stał po jego prawej, w ogóle się nie odzywając. I nikt ich do tej pory nie wybrał.

- No to idziemy. - Ruszyli w stronę lasu. Nic nie mówiąc poszłam za nimi i zatrzymałam się na skraju lasu czując na sobie spojrzenia całej grupy. Było ich całkiem sporo, na pewno więcej niż 10ciu. - Jak będziesz gotowa to biegnij. - Powiedział. Chyba nigdy nie będę gotowa...

Zebrałam się w sobie, zrobiłam jeszcze 2 kroki i zaczęłam biec tak szybko jak tylko mogłam. Liczyłam w głowie 1... 2... 3... Cały czas biegnąc. Znalazłam jakiś bardzo gęsty krzak. Szybko w niego wskoczyłam i pożałowałam. Nie dość że zaplątałam się w pajęczynę to jeszcze podrapałam gałęziami. Dziwne było to, że nie słyszałam jak tamci dwaj biegną. Takich olbrzymów na pewno słychać, a moje 10 sekund już zleciało dawno. 

Stałam przy tym krzaku i już po prostu na nich czekałam. Wtem krzak się zatrząsł i wybiegł z niego wielki dzik. Nie był zbyt przyjaźnie nastawiony, od razu na mnie ruszył. Nie dziwię mu się, w końcu mogłam zakłócić jego sen. Rozbawiło mnie to, bo czasem sama się tak zachowuję jak brat mnie budził.. Uciekałam ile sił w nogach, jednak zwierzę okazało się szybsze (no logiczne przecież). Szybko zwalił mnie z nóg, jednak nie czułam bólu. Poczułam go dopiero kiedy próbowałam go odepchnąć, a on zaczął mnie gryźć po rękach. Wydałam z siebie taki wrzask, że jakby ktoś właśnie stał przy bramie, którą wjeżdżaliśmy na teren lasu, to na pewno by usłyszał. Krew zaczęła mi ciurkiem lecieć po rękach, twarz pewnie też była trochę porysowana, a na pewno upaprana krwią. Miałam wrażenie, że walczę z tym kudłatym potworem całą wieczność. 

Nagle podskoczyłam na dźwięk serii strzałów. Dzikie prosię opadło na mnie całym ciężarem. Nie byłam w stanie go podnieść, albo chociaż wydostać się spod niego. Ręce na prawdę mocno mi krwawiły i nie miałam siły, zmęczona ucieczką.

- Znalazłem Cię. - Oznajmił mój wybawca.

- Świetnie, to może teraz mi pomożesz? - odpowiedziałam zirytowana.

- Przemyślę ten temat.. - cały czas się szczerzył.

Przestałam próbować przesunąć dzika, ręce opadły mi na ziemię. Już nie miałam siły się ruszać. Zobaczyłam tylko jak Wojtek przestaje się uśmiechać i szybko do mnie podchodzi ściągając ze mnie dzika. Brwi skoczyły mu na krótki moment do góry ze zdziwienia, jednak szybko pohamował emocje i nie dał po sobie nic poznać. Gdzieś w tle zaszumiały liście i usłyszałam drugi głos. Nie mam pojęcia o czym rozmawiali. Patrzyłam się w pomarańczowe niebo zabarwione zachodzącym słońcem, przysłonione liśćmi drzew. Tak pięknie szumiały.

Nagle otrzymałam solidnego plaskacza w twarz.

- Nie odlatuj mała! - Słyszałam czyjś głos, ale nie wiedziałam do kogo należał. - Kurwa mówię do Ciebie! - Poczułam jak świat wiruje. Wszystko mnie bolało, i nagle spadałam w pustą przestrzeń. 

Nie, jednak nie. Ktoś mnie niósł. Wojtek mnie niósł. Rozejrzałam się po okolicy - nie było już drzew. Gdzieś obok szedł Michał. Spojrzałam na moje ręce które były całe we krwi. Odleciałam znowu. 

WycieczkaWhere stories live. Discover now