Rozdział 27

1.8K 50 7
                                    

Dni mijały mi na treningach. Codziennie uczyłam się nowych rzeczy i widziałam swoje postępy, jednak to poczucie zostawało szybko gaszone przez mojego trenera - Damiana. Codziennie również zastanawiałam się, gdzie jest Wojtek, jednak dzień miałam tak przepełniony zajęciami, że nie miałam na to zbyt wiele czasu. Ile razy bym się nie spytała Damiana, czy chłopaków, za każdym razem mnie zbywali. Mój dzień zaczynał się i kończył na siłowni. Rano szybkie śniadanie, mordercza rozgrzewka, kilka minut na obiad, a potem cały dzień wysłuchiwania uwag i wykonywania poleceń trenera, na koniec jak dałam radę dojść do kuchni, szybka kanapka i upragnione po całym dniu na nogach łóżko. Nie zdążyłam nawet pomyśleć, gdzie mój rzekomy chłopak zniknął, jak tylko dotykałam miękkiej pościeli, od razu zasypiałam. Kiedy zdarzył się cieplejszy dzień, miałam zapewnioną rozrywkę w postaci biegania na powietrzu. Czyli ze 2 razy, bo w końcu jesień, ale zawsze oderwanie od monotonii biegnięcia w miejscu. Nigdy nie dostałam dnia dla siebie. Codziennie trening, trening, trening. Byłam mocno zmęczona, ból rozrywał mi mięśnie, jednak Damian nie odpuszczał i cisnął mnie gorzej niż babka od historii. Nie było mowy o wolnym, o tym, żebym pointegrowała się trochę z chłopakami. A w życiu! Trening czyni mistrza, więc ćwiczymy. Oczywiście ciągle się wykładałam i nigdy nie udało mi się w żaden sposób chociaż przez chwilę poczuć, że idzie mi dobrze. W ten sposób minęło mi 11 dni. Tak było do czasu.

Obudziłam się sama. To dziwne, przecież codziennie ktoś do mnie wpadał i zrywał z łóżka skoro świt. A teraz nikt nie budził. Godzina na pewno była dużo późniejsza, niż ta o której przeważnie wstawałam, ponieważ było już bardzo jasno. Podejrzewam, że koło godziny 10. Pomimo nieustającego bólu w mięśniach zwlekłam się niezgrabnie z łóżka i coś mnie tchnęło, żeby wyjrzeć przez okno. Dojrzałam między budynkami sylwetkę białego tira, którego wcześniej tutaj nie było. Zaraz. Był tutaj. Widziałam już tutaj ten samochód. Wojtek mówił, że przywozi zaopatrzenie. Ale taki wielki? I znowu? Niby musieli co jakiś czas uzupełniać zapasy, praktycznie nie wychodzili ze swojego domu. Jednak coś mi nie grało. Po chwili go zobaczyłam. Odznaczał się na tle innych chłopaków, pomimo, że stał tyłem. Kręcił się między nimi, z niektórymi rozmawiał. Wojtek. Wrócił.

Złapałam pierwsze lepsze rzeczy, które wpadły mi w ręce i wybiegłam jak szalona z pokoju, zbiegłam po schodach i wybiegłam z domu. Kątem oka zauważyłam chłopaków, którzy się pewnie zastanawiali co to za tornado przeleciało przez pokój. Biegłam, jednak kilkanaście metrów przed nim się zatrzymałam. Dlaczego to zrobiłam? Po co biegłam? Jednak tęskniłam? Nie było mi tu bez niego źle.

- No nie przywitasz się ze mną? - Dobiegł mnie dobrze mi znany głos. Od razu poczułam dziwne uczucie w żołądku. Powoli do niego podeszłam, a kiedy już stałam dość blisko, brwi skoczyły mu do góry. - No co, boisz się? - Zapytał z figlarnym uśmieszkiem.

- Gdzie byłeś? - Zapytałam niepewnie.

- W pracy. - Wzruszył ramionami.

Spojrzałam na naczepę tira, która w środku była dość brudna, choć na zewnątrz była czysta, biała. Dostrzegłam, że ma jakby dwa poziomy. Wtedy do mnie dotarło.

- Wywiozłeś ich? - Zapytałam drżącym głosem. Zostałam tu sama.

- Taka praca. - Odparł podchodząc do mnie i zamykając mnie w uścisku. Drgnęłam, gdy mnie dotknął. W głowie miałam pustkę, a serce coś ściskało. - Stęskniłem się. - Szepnął mi we włosy, przez co żołądek wywinął fikołka. Co się ze mną działo? Delikatnie i niepewnie odwzajemniłam uścisk, jednak nie było w tym takiego uczucia, jakie facet właśnie mi teraz okazywał. Trwaliśmy tak kilka sekund. - Co jest? - Spytał cicho, po czym trochę się odsunął.

- Nic. - Odpowiedziałam speszona.

- Ktoś zrobił Ci krzywdę? - Zapytał poważnie.

- Co? Nie, chłopcy byli mili...

- Ale..? Widzę, że coś jest nie tak, powiedz mi o co chodzi. - Niecierpliwił się.

- W zasadzie to nie wiem... Nie gadajmy o tym teraz. Jak było? - Próbowałam zmienić temat.

- Jak było? - Zapytał zdziwiony. - Jak zawsze... Długo, ciepło i drogo. - Uśmiechnął się. - Kiedyś Cię tam zabiorę. - Mrugnął do mnie. Przeszedł mnie dreszcz. Po co? - A Ty się czegoś nauczyłaś? - Zaskoczył mnie tym pytaniem.

- Nie wiem... Damian nie chwalił mnie za często. Mówił, że bardzo ciężko się ze mną pracuje. - Powiedziałam trochę zrezygnowana, na co się roześmiał. - Co Cię tak bawi?

- Mówienie tak miało Cię zmobilizować do lepszego działania. Żebyś nie pomyślała przypadkiem, że za dużo już umiesz i zaczniesz odpuszczać treningi. Sam nam nieraz tak tłumaczył, że jest z nami ciężko, jednak zawsze była ta chęć, żeby mu pokazać, że jednak codziennie jesteśmy lepsi. Z Ciebie na pewno jest dumny. - Uśmiechnął się. Kochałam ten uśmiech.

- Czy ja wiem... Dość często leżałam przez niego na deskach i w sumie to za dużo się nie biłam... - Nagle z nikąd skutecznie zablokowałam lecącą w moim kierunku pięść, po czym wyprowadziłam cios w żebra napastnika.

- Widzisz, mała, jednak coś umiesz. - Odchrząknął Wojtek.

- Czemu chciałeś mnie uderzyć?? - Krzyknęłam oburzona.

- Nie chciałem. Wiedziałem, że to zablokujesz. Chciałem Ci tylko udowodnić, że mam rację.

Zdenerwowałam się. Ruszyłam na niego, jednak tym razem to on skutecznie blokował moje ciosy, chociaż udało mi się kilka razy go uderzyć. Gdzieś w tle mignął mi Damian, jednak byłam zbyt zajęta walką o obronę honoru. W głowie rozbrzmiewały mi słowa mojego mentora: "Nie skupiaj się na tym. Rób to naturalnie. Uwagę skup na przedmiotach, które pomogą Ci wygrać.". Odpuściłam trochę zadawanie ciosów i szukałam czegoś dookoła, co mogłoby mi pomóc, jednak nic takiego nie mogłam znaleźć. Jednak gdzieś mignął mi nóż, przymocowany do paska Wojtka. Po chwili wiedziałam, że na pewno tam był, i nie zmieniał położenia, podczas rytmicznych ruchów chłopaka. Widać było, że nie wkładał dużo siły w ciosy. Sprawdzał mnie. A ja zaczęłam odpuszczać, dając mi przewagę. "Odpuść, niech czuje, że wygrywa. Kiedy pomyśli, że ma nad Tobą znaczną przewagę, zaatakuj, bo nie będzie się tego spodziewał." znów rozbrzmiały mi w głowie bardzo mądre słowa, do których się stosowałam. Nagle poczułam mocne uderzenie w nogi. Stosował tą samą technikę co Damian. Ciekawe który którego uczył. Leżałam już na ziemi, kiedy mnie dopadł i znów zaczął wyprowadzać ciosy, które równie skutecznie blokowałam. Na jego twarzy już nie widniał figlarny uśmieszek, tylko mieszanka podziwu ze skupieniem. Nie możliwe, że było mu ciężko. Wiedziałam, że siłą i techniką go nie pokonam, dlatego musiałam zacząć kombinować. Przypomniał mi się pewien chwyt stosowany w KravMadze, ale nie miałam pewności, czy zadziała, bo na treningach udało mi się zaledwie kilka razy. No ale zawsze warto spróbować. Jedną ręką chwyciłam jego nadgarstek, drugą złapałam i odsunęłam jak najbliżej mojego biodra i mocno go wypchnęłam biodrami. Nie sądziłam, że się uda, a jednak. Przeleciał nade mną i walnął o ziemię, a siła obrotu sprawiła, że znalazłam się tuż nad nim, z jego nożem, przy jego szyi. Widziałam przez ułamek sekundy cień strachu w jego oczach, jednak gdybym się dobrze nie przyjrzała, nic bym nie dostrzegła. Trwaliśmy w tej pozycji przez chwilę, oboje zaskoczeni. On, że coś takiego potrafię, ja, że coś takiego mi się udało i nie wierzyłam, że dam radę. A teraz? Życie mojego oprawcy w moich rękach. Jeden ruch i będę wolna. Wiedziałam, że skończy się to tym, że chłopcy natychmiast mnie rozstrzelają. Ale może jednak warto? 

WycieczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz