Rozdział 63

1.2K 35 7
                                    

Obudziłam się w nocy. Nie było obok Wojtka. Pewnie poszedł do kuchni albo do łazienki. Przekręciłam się na drugi bok i poszłam dalej spać.
Obudziłam się znowu. Tym razem Wojtek mnie obudził.
- Wstawaj, mała. - Powiedział łagodnym głosem.
- Mhh, kogo mordujemy? - Spytałam zaspanym głosem. Bez powodu by mnie przecież nie budzili o tak nieludzkiej porze! Na zewnątrz było jeszcze ciemno.
- Nikogo nie mordujemy. - Zaśmiał się. - Wstawaj no... - Lekko mnie szturchnął w bok.
- Obudź mnie za godzinę. - Szczelniej okryłam się kołdrą.
- Jak chcesz. - Powiedział, po czym wyszedł z pokoju. A ja na nowo pogrążyłam się w głębokim śnie.
Tym razem obudził mnie jakiś szum. Było już jasno. Trochę trzęsło. Co jest... Otworzyłam szerzej oczy, po czym je dokładnie przetarłam. Około 30cm nade mną był sufit. Byłam w jakimś pudełku? Nie, było jasno. Spróbowałam się przeciągnąć, ale pod nogami i rękami także poczułam opór. Spojrzałam w lewo. Ściana. Spojrzałam w prawo. Szyba. Szyba?? Leżałam w jakimś dziwnym pudełku, obitym gąbką, pod kocem, jedna ściana była przeszklona. Wychyliłam się trochę bardziej, żeby coś więcej dojrzeć. Jednak nie pudełko. Byłam w aucie. I jechaliśmy. Tylko dziwnie wielkie to auto. A jak wysoko. Ciężarówka? Jechałam ciężarówką?
- Proszę proszę, kto tu się obudził! - Usłyszałam czyjś głos. Wszystko do mnie docierało dzisiaj z wielkim opóźnieniem. Na siedzeniu pasażera siedział Rafał. On do mnie mówił. Kierowcy nie widziałam.
- Co się stało? - Spytałam zaspanym głosem.
- No jak to co? Jedziemy na wakacje! - Powiedział ktoś pode mną. Pode mną? Spojrzałam w dół. Na drugim łóżku siedział Michał z Wojtkiem i grali w karty. - Nie chciałaś się obudzić, więc musiałem Cię tu przynieść, bo koniecznie chciałaś ze mną jechać. - Wzruszył ramionami mój chłopak.
- Aha... Ile już jedziemy?
- Około 6ciu godzin. Jesteśmy na Węgrzech. - Odpowiedział kierowca, którym okazał się być Adam.
- Ojej. Spałam przez 6 godzin?
- A to coś nowego w Twoim wykonaniu? - Spytał Wojtek, na co wszyscy się zaśmiali.
Ile będziemy jechać?
- Około 4 dni. Jak dobrze pójdzie.
- A czemu nie lecimy samolotem? Byłoby szybciej, nie?
- Bo musiałbym budować lotnisko.
- A nie wystarczy, że kupisz samolot i będziesz startował z innego lotniska?
- A jak "ukradkiem" wprowadzę tam kilkadziesiąt dziewczyn?
- Dobra, masz rację.
- Wiem.
- I co robicie przez tyle dni jazdy?
- W zasadzie to nic. My z tyłu się bawimy, oni jadą, potem zmiana.
- To musi być nudne. - Stwierdziłam niezadowolona. Mogłam jednak nie jechać.
- Nie, no co Ty! Bawimy się świetnie! Przeważnie. - Zaśmiał się Michał.
- Skoro tak...
Mylili się. Było nudno bardzo. Raz Wojtek nawet dał mi poprowadzić wielki samochód, ale trochę za bardzo się bałam. Dowiedziałam się też, że przed nami i za nami też jadą chłopaki, tylko w osobówkach. Taka obstawa, dość konkretna. Trochę nieswojo się czułam z tymi wszystkimi dziewczynami za ścianą, ale starałam się o nich nie myśleć. Dobrze opanowałam grę w makao i pokera, bo jak nie mieliśmy co robić, to graliśmy w karty. A że ja ciągle nie miałam co robić, to grałam na okrągło, tylko moi rywale się zmieniali. Najgorzej było z toaletą. Postój co 4 godziny, a prysznic... Wolę o tym nie wspominać. Brr.
Po 4 dniach samochód się zatrzymał.
- Co, kolejny postój? - Przeciągnęłam się na swoim górnym łóżku.
- Nie. Powiedział zadowolony Wojtek, co bardzo przykuło moją uwagę. - Jesteśmy na miejscu.

WycieczkaWhere stories live. Discover now