Rozdział 28

1.8K 52 9
                                    

Nie byłam w stanie go skrzywdzić. To było wiadome od początku. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Z tego stanu wyrwał nas dźwięk odbezpieczanej broni, na co oboje spojrzeliśmy w kierunku hałasu. Dopiero teraz zauważyłam sporą grupkę facetów, którzy stali dookoła nas i nam się przyglądali. Był tam również Damian, który stał dumny jak paw, podczas gdy reszta patrzyła z podziwem. Tylko jedna osoba nie była zadowolona. Patryk.

- Złaź z niego. - Warknął do mnie.

- Bo co? - Podszedł do niego mój nauczyciel.

- Ludzie, wy nie widzicie co ona z nim robi? Komu on dał się ostatnio położyć?

- Stary, wyluzuj, ona go nie skrzywdzi. - Włączył się Adam, ten co tak śmieszkuje, że jesteśmy razem.

- A niby skąd to wiesz?? Spójrz, teraz trzyma nóż na jego gardle! - Krzyczał Patryk.

- Ale on jakoś się przed tym nie broni. - Wtrącił Michał. Spodobało mi się, kiedy chłopcy stanęli w mojej obronie, jednak Patryk nie opuszczał ręki z bronią. Siedziałam jak zaczarowana, ze stresu mocniej zacisnęłam dłoń na rękojeści noża. Poczułam delikatny dotyk na swoim nadgarstku, przez co podskoczyłam.

- Ej, to ja powinienem się bać. - Uśmiechnął się Wojtek. - Dasz mi wstać? - Powoli odsunęłam rękę z nożem od jego szyi i cofnęłam się na wysokość jego ud, żeby umożliwić mu wstanie. Kiedy się podniósł do pozycji siedzącej, wziął ode mnie nóż i schował go do kieszeni. - Mała, ja widzę, że się nie boisz. Jesteś przerażona. Wstań ze mnie..

- Nie. - Powiedziałam szybko, na co brwi skoczyły mu do góry. Spojrzałam na Patryka, który cały czas stał w otoczeniu chłopaków, gotowy na reakcję.

- On Cię nie skrzywdzi. - Zapewnił mnie Wojtek i powoli mnie objął.

- Przesadziłam, boję się. - Zadrżałam, na co mocniej mnie ścisnął.

- Nie bój się, nic złego nie zrobiłaś. - Rozmawialiśmy tak cicho, że było nie możliwe, że chłopcy nas usłyszą.

- Niech on stąd idzie, albo chociaż zabierze broń. - Mocno ścisnęłam jego boki. Miałam wrażenie, że zaraz się rozpłaczę.

- Patryk. - Warknął, na co podskoczyłam.

- Co? - Zapytał tamten jakby nie wiedział o co chodzi.

- Wypierdalaj stąd. - Położyłam głowę na barku Wojtka drżąc, na co przytulił mnie jeszcze mocniej.

- Co, dlaczego, przecież ja...

- Masz stąd wypierdalać, czego nie rozumiesz. - Podniósł głos. Założę się, że jakbym na nim nie siedziała, wstałby i znów go pobił.

- Dobra, rusz się. - Wyraźnie usłyszałam głos Damiana, który pchnął Patryka w stronę domu. Po chwili wszystkie głosy ustały.

Poczułam jak Wojtek odchyla się do tyłu, a ja lecę razem z nim.

- Już jesteśmy sami maleńka. Nie bój się. - Mówił kojącym głosem i zaczął mnie głaskać po głowie. Chyba tego właśnie było mi trzeba. Jednak tęskniłam.

- Nie nadaję się do tego.. - Powiedziałam zrezygnowana.

- Jasne, że się nadajesz, szło Ci rewelacyjnie. Byłem zaskoczony, w kilka dni takie postępy. A ten przewrót i zabranie mi noża? Nie sądziłem, że coś takiego zrobisz.

- Czemu on tak zareagował? - Podniosłam się lekko, jednak po chwili znów leżałam dociśnięta do jego klatki.

- Jest głupi, nie przejmuj się nim. Uważał, że na serio zrobisz mi krzywdę. - O ironio...

- A czemu mi nie powiedziałeś, że wyjeżdżasz?

- Z bardzo prostego powodu. Nie puściłabyś mnie. Pojechałem zaraz po tym, jak zostawiłem Cię Damianowi.

- A jak to wygląda?

- Co? - Zapytał zdziwiony. - Wyjazd? - Przytaknęłam. - No więc... Najpierw pakujemy wszystkich na naczepę, nieraz bywają problemy na granicach, bo celnicy się czepiają, ale za sprawą odpowiednich dokumentów zawsze przejeżdżamy, po kilku dniach jesteśmy na miejscu. Robimy pokaz, czekamy aż pieniążki się zaksięgują na koncie i wracamy.

- I często tak?

- Przynajmniej raz w miesiącu.

- Yhm. - Jęknęłam.

- Idziemy do domu? Łóżko będzie przyjemniejsze do spędzania czasu niż trawa. - Zaśmiał się.

- A dzisiaj Damian nie będzie się nade mną znęcał? - Spytałam z nadzieją w głosie.

- Oj nie nie, dzisiaj jesteś moja. - Powiedział z łobuzerskim uśmiechem. - Wstawaj, idziemy do domu.

Niechętnie odkleiłam się od ciepłej klatki i wstałam na nogi. Chwilę po tym Wojtek do mnie dołączył, objął mnie i ruszyliśmy w stronę domu. W salonie jak zwykle siedzieli chłopcy i o czymś rozmawiali. Podeszliśmy do nich i zajęliśmy wolne miejsce na kanapie.

- No i jak się czujesz ze świadomością, że dziewczyna Cię pokonała? - Spytał Adam z figlarnym uśmieszkiem.

- Ja? Dobrze. - Odpowiedział spokojnie Wojtek. - Ona dała radę, w przeciwieństwie do Ciebie. - Po pokoju przeszła fala śmiechu, tylko Adam się nie śmiał.

- Patrzcie, co znalazłem. - Odezwał się Michał i udostępnił na ekranie telewizora rzut ze swojego telefonu. Nagłówek artykułu głosił "Zaginęło 50 osób. Poszukiwania trwają od 2 tygodni." W dalszej części można było wyczytać: "Dnia 5.10.2018 roku wyruszyła spod szkoły w Łodzi wycieczka, której celem było miasto Praga w Czechach. Zaginął autobus znanej i dotąd niezawodnej firmy przewozowej "Żuk" marki Mercedes-Benz o numerach rejestracyjnych WE 18C43V razem z 50 osobami, w tym 3 nauczycieli, plus jeden kierowca. Nie znaleziono żadnych śladów, świadków, czy podejrzanych. Poszukiwania w dalszym ciągu trwają. Nie odnaleziono nikogo z zaginionych."

- Przez najbliższe 10 lat będziesz poszukiwana. - Powiedział Adam. - Później uznają Cię za zmarłą i będziesz mogła żyć normalnie. To znaczy na tyle normalnie jak się z nami da. - Wszyscy zachichotali.

Patrzyłam się osłupiała w treść artykułu który czytałam już 4ty raz. Nie przyswajałam tego, że jestem zaginiona, że cała rodzina mnie szuka, że za mną tęsknią. Było mi przykro, jednak po dłuższej chwili rozmyślań stwierdziłam, że przez ostatnie dni moim jedynym zmartwieniem były jedynie treningi. Nie martwiłam się rodzicami, kłótniami, nauczycielami, szkołą... Wszystko ode mnie odeszło, jakbym zaczęła nowe życie. Czy na pewno chciałam wracać? Czy na pewno było mi tu tak źle? Dopiero teraz zaczęłam się nad tym racjonalnie zastanawiać. To było najgorsze. Życie tutaj zaczynało mi się podobać.

Wycieczkaजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें