Rozdział 25

2K 52 5
                                    

<Emilka>

- Gdzie byłeś? - Spytałam przeciągając się.

- A załatwiałem pewne sprawy. Wstajesz już?

- A muszę? - Smutek był wyraźny w moim głosie.

- Pewnie że nie. Co więcej, mogę do Ciebie nawet dołączyć, jeśli chcesz. - Mrugnął do mnie.

- Nie, dziękuję. - Odpowiedziałam speszona.

- Nie jesteś głodna? Zdaje mi się, czy jadłaś ostatnio kilka dni temu?

Miał rację, nie miałam nic w ustach od dawna. Ale nerwy i stres sprawiały, że tego nie odczuwałam.

- Zaraz wrócę. - Powiedział i szybko wyszedł.

Niedługo później wrócił z całym talerzem kanapek. Już chciałam się na nie rzucić, jednak coś mnie zastanowiło.

- Co z nimi zrobiłeś?

Spojrzał na mnie zaskoczony. - A co bym miał z nimi zrobić?

- Nie wiem, zatrułeś, naplułeś, cokolwiek? - Dopytywałam.

Roześmiał się. - A niby po co bym miał to robić?

- Nie wiem. - Odpowiedziałam niepewnie.

- Jedz i nie marudź, zaraz wychodzimy.

Posłusznie zjadłam, ale nie więcej niż 2 kanapki. Mężczyzna popatrzył na mnie ze zdziwieniem kiedy odłożyłam na bok talerz, z którego nic prawie nie ubyło, ale tylko przewrócił oczami.

- Idź teraz do Michała. Przydadzą Ci się nowe opatrunki.

- To co będziemy robić?

- Zobaczysz. - Mrugnął do mnie.

Ubrałam się i poszłam do Michała. Zeszłam po schodach i udałam się w kierunku jego pokoju. Zapukałam do drzwi, które wkrótce się przede mną otworzyły.

- O, cześć. - Powiedział mężczyzna z uśmiechem.

- Hej, Wojtek mówił, że będę potrzebowała nowych opatrunków na dzisiaj... - Powiedziałam lekko niepewnie

- Tak, racja, wchodź. - Zaprosił mnie do środka.

- Nie wiesz co dla mnie szykuje? - Wypaliłam od razu po tym jak zamnkął drzwi.

- Niestety, ale nie mogę Ci powiedzieć. - Mrugnął do mnie.

- Ale coś wiesz? Powiedz mi, proszę, proszę, nic mu nie powiem! - Marudziłam, jednak był nieugięty.

- Nic Ci nie powiem i koniec kropka. - Cały czas się uśmiechał. Lubiłam go, zawsze był pomocny, czułam, że jest osobą godną zaufania. I do tej pory mnie nie skrzywdził. - Za to Ty możesz mi powiedzieć dużo rzeczy - Mrugnął do mnie. - Boli Cię coś?

Chwilę myślałam, ale odpowiedziałam przecząco.

- Rozbierzesz się? - Zapytał z łobuzerskim uśmiechem. - Czy to ja mam Cię rozebrać? - Puścił mi oczko, ale dobrze wiedziałam, że mnie nie skrzywidzi.

- Poradzę sobie sama, ale dziękuję za chęć pomocy. - Uśmiechnęłam się, po czym zdjęłam koszulkę. Dokładnie mnie obejrzał, ani razu nie robiąc niczego nieprzyzwoitego. Profesjonalista.

- Twoja klatka bardzo ładnie się goi. Jak pewnie zauważyłaś nic nie szyłem, bo rany tego nie wymagały. Jeszcze kilka razy posmarujemy to maścią która trochę przyspiesza gojenie, oraz oczyszcza rany z bakterii i nie powinny Ci zostać po tym nawet blizny. Cudowny wynalazek. - Zaśmiał się. Posmarował kilka zadrapań. Chwilę po tym przystąpił do oglądania rąk, kiedy już się ubrałam. - Tutaj już trochę gorzej, ale szwy się przyjęły, zakażenie się nie wdało. Wojtek mówił, żebym to owinął, ale nie ma zbytnio potrzeby. Druga ręka już trochę gorzej widzę... To na wszelki wypadek zabandażujemy, ale jutro już nie będzie takiej potrzeby. - Obie ręce posmarował tą maścią i prawą zawinął w nowy opatrunek. - Gotowe. - Oznajmił po chwili.

WycieczkaNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ