Rozdział 20

2K 58 13
                                    

Kiedy weszłam do pokoju Wojtka, siedział na łóżku i przeglądał coś w swoim telefonie. Szybko go jednak odłożył i zaczął mi się przyglądać.

- Idziemy spać?

- A już zmęczona jesteś? Późno wstałaś.

- Jakoś tak... - Odpowiedziałam zmieszana.

- No dobra, chodź.

Usiadłam na brzegu łóżka, i wcisnęłam się pod kołdrę. Zauważyłam jak gaśnie światło i jak kołdra za mną szeleści. Leżałam tyłem do środka łóżka, czyli także tyłem do Wojtka.

- Nie spadniesz z tego łóżka? - Zapytał. - Tu jest dość wysoko.

Przysunęłam się zaledwie kilka centymetrów w stronę środka. Poczułam jak materac delikatnie się za mną ugina, a następnie silna męska ręka złapała mnie za brzuch i przysunęła do czegoś ciepłego. Leżeliśmy na łyżeczkę, po chwili mocniej mnie objął. Wyszeptał "przepraszam" w moje włosy i musnął wargami mój policzek składająć najdelikatniejszy pocałunek jaki istniał. Moje ciało przeszedł dreszcz i mocno drgnęłam. Przesunął głowę do mojego ucha "nie bój się" usłyszałam tym razem.

Chwilę leżałam i myślałam nad obecną sytuacją. Czy ja mu się faktycznie podobam jak mówił Michał? Czy ma uczucia? Czy przeprosił tak sobie o, czy jednak faktycznie jest coś na rzeczy? Te pytania nie dawały mi zasnąć. Poza tym wtulony we mnie facet to także coś nowego. Po czasie jednak zmorzył mnie sen.

Obudziłam się przed Wojtkiem. Tym razem to ja się do niego przytulałam, miałam głowę na jego klatce, która równomiernie się unosiła i opadała, a on mnie obejmował. Próbowałam delikatnie się wyplątać z jego uścisku, ale on go tylko poprawił.

- Nie uciekaj mi już z rana. - Powiedział zaspanym głosem.

Westchnęłam, po czym przestałam się więc wiercić i leżałam spokojnie wsłuchując się w bicie jego serca. Był teraz taki spokojny, zupełnie nie podobny do tego, którego widziałam wczoraj. Ciekawość jednak wzięła nade mną górę, ryzykowałam swoje zdrowie, czy życie, ale chciałam sprawdzić jak się zachowa po dzisiejszej nocy.

- Mogę Cię o coś zapytać? - Powiedziałam cicho.

- No jasne, pytaj, co tam?

- Ale obiecujesz że nie zrobisz mi krzywdy...? - Mój głos drżał z niepewności, miałam wrażenie, że zaraz się rozpłaczę.

- Obiecuję, nic Ci nie zrobię. - Mocniej mnie do siebie docisnął. - Chyba już nawet wiem o co chcesz zapytać...

- Dlaczego tak się zdenerwowałeś wczoraj o kró... Puchate skaczące zwierzątko? - Szybko znalazłam odpowiedni synonim, żeby nie wymawiać tego słowa. Coś w stylu "nie wolno używać słowa na k" ? Albo niczym Harry Potter: sam wiesz kto.

- Ponieważ bardzo nie lubię kiedy się mnie tak nazywa. Wiąże się to z moim nazwiskiem, które jest królikopodobne, a to przezwisko jest słodkie do porzygu i strasznie drażniące. - Odpowiedział. Starał się nie wybuchnąć, zachowywał spokój, jednak moja głowa prawie podskakiwała na jego klatce pod siłą i prędkością uderzeń jego serca. W środku się gotował, ale na zewnątrz udawał spokojnego.

- No dobrze, zapamiętam sobie jak się do Ciebie nie zwracać. Dzięki... - Teraz wpadł mi do głowy pomysł. Sprawdzanie teorii Michała. Już go wkurzyłam, zobaczymy co zrobi teraz.

Wtuliłam się w niego mocniej, głowę położyłam trochę dalej na klacie, a ręką go objęłam. I nie mogłam uwierzyć w to co się z nim działo. Relaksował się. Michał miał rację. Prawie go miałam w garści, powrót do domu był blisko.

Trochę się zsunęłam, do pozycji początkowej.

- A dlaczego tak zareagowałeś wtedy w tym psychiatryku...? Nie uderzyłam Cię tak mocno...

Zaśmiał się. Często mnie tym drażnił.

- Nie bolało mnie to. Nie spodobało mi się, że podniosłaś na mnie rękę. Nawet jeśli to było lekko. - Powiedział już poważniej.

- Wiesz, mi też się to nie spodobało. - Próbowałam być odważna.

- Ale Twoje zdanie nie ma tutaj nic do rzeczy. - Powiedział chłodno. Znów był na mnie zły.

Jak załagodzić sytuację...?

- Czyli nie mogę Cię bić?

- No przecież że nie.

- A tak? - Szturchnęłam go palcem między żebra.

Spodziewałam się jakiejś reakcji, ale nie był ani zły, ani zadowolony. Jego twarz wyrażała zdziwienie zaistniałą sytuacją.

- No co, nie masz łaskotek? - I zaczęłam go dziabać wszystkimi palcami, na co podskoczył. - O, jednak masz. - I z uśmiechem zabrałam się do dalszej roboty.

- Nie rób tak. - Odpowiedział po chwili.

- Dlaczego? - Zapytałam. Nie miałam pojęcia, czy teraz był zły, czy co z nim było.

- Bo to boli. Poza tym źle to robisz. Powinnaś bardziej... Tak. - I rzucił się na mnie. Nie miałam szansy uciekać, ani się bronić, więc poddałam się łaskotkowym torturom. Kiedy w końcu mnie puścił, a ja otarłam łzy śmiechu, nastąpiła druga seria ataku. Tym razem już błagałam, żeby przestał.

Kiedy w końcu mnie puścił, zobaczyłam najpiękniejszy uśmiech jaki w życiu widziałam. On się uśmiechał. I to nie tak łobuzersko, czy szyderczo jak przeważnie. Tym razem to było szczere. Kiedy zdziwienie zagościło na mojej twarzy, jego uśmiech zniknął.

- Ty się umiesz uśmiechać. - Powiedziałam to z nutą zachwytu w głosie.

- Jak każdy. - Wrócił łobuzerski uśmiech i puścił mi oczko. Czar prysł.

- Masz ładny uśmiech. - Powiedziałam uśmiechając się. Serio? Czemu prawię mu komplementy? Żenujące...

- Dziękuję. - Odpowiedział. Uśmiech na chwilę powrócił. - Mam coś dla Ciebie. - Ubieraj się i chodź. Powiedział po czym wstał.

Zacząć się bać?

Zeszliśmy po schodach, po czym wyszliśmy na świeże powietrze.

Zaczynało się już robić ciepło, ale nie wiem która była godzina. Kawałek od domu zobaczyłam ich. Natalię, Przemka, Bartka i Sebastiana. Zaczęłam biec w ich stronę zostawiając Wojtka za sobą, nawet się nie obejrzałam i nie myślałam o nich w tej chwili. Wpadłam z rozpędem na wszystkich, nie mogłam uwierzyć, że ich widzę. Mieliśmy może 5 minut dla siebie, powiedziałam im o wszystkim: o dziku, o zachowaniu chłopaków, o czym rozmawiałam z Wojtkiem. Kiedy już miałam dochodzić do momentu, jaki mam plan, jak wykorzystać Wojtka do ucieczki, podszedł do mnie i zarzucił mi rękę na ramię. Zaskoczył mnie, ale nie robił tego pierwszy raz. Zrobił to na pokaz.

- Już pogadaliście? Nie chciałem wam przerywać, ale... Czas to pieniądz. - Mrugnął do mnie. Do czego zmierzał?

- Czemu dałeś nam tak mało czasu? Tyle ich nie widziałam...

Obrócił mnie w stronę ciężarówki, która stała za budynkami, której wcześniej nie zauważyłam.

- Niedługo jadą. - Powiedział mrocznie.

- Nie... Nie zrobisz tego. - Mówiłam prawie przez łzy

- Dobrze wiesz, że zrobię. - Powiedział obojętnie.

- Nie wierzę, nie, nie zrobisz tego. - Zaczęłam płakać na dobre.

- Mała, to było wiadome od początku. - Powiedział wywracając oczami.

- Nie, nie, nie, nie! - Zaczęłam krzyczeć. - Nie rób tego, proszę Cię, nie rób! - Desperacko próbowałam coś zdziałać. Rozejrzałam się po przyjaciołach. Byli równie przerażeni, co ja.

- Przestań.. - Chciał mnie do siebie przyciągnąć, ale się nie dałam.

Zaczęłam biec do już wcześniej zamierzonego celu. Motocykl z kluczykami niedaleko domu. Korzystając z wiedzy pozyskanej od tego człowieka, sprawnie odpaliłam maszynę i pojechałam na już znaną mi drogę.

WycieczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz