Rozdział 53

1.4K 190 18
                                    


DZIEŃ 52 APOKALIPSY

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

DZIEŃ 52 APOKALIPSY

21:00

              Dopiero gdy wszyscy się rozeszli, Victor zdał sobie sprawę, co zrobił. Miał wątpliwości, czy aby na pewno postąpił odpowiednio. Całe życie wychowywany był w duchu republikańskim, całe życie mimo pokornego mówienia, że szanuje monarchistów, czuł do nich odrazę. Czuł się jak chorągiewka na wietrze, której pogląd na świat każdy nowy podmuch wiatru. Jednak po dłuższym namyśle, który przeprowadził leżąc w jego i Scarletta wspólnej sypialni, gapiąc się jedynie w sufit bezlitośnie, doszedł do jednego wniosku.

Nie żałował.

Czuł jednak potrzebę przeprowadzenia rozmowy. Chciał z kimś porozmawiać, na spokojnie i na wytchnieniu i tym osobą wbrew wszelkim pozorom okazał się sam w sobie książę, który wydawał się wyczuć desperację i emocje rozbijające ciało pułkownika, ponieważ wiernie na niego czekał.

Mrok powoli zapuścił się wokół rezydencji, spuścił gwiazdy na niewielkich nitkach na niebo, nasunął księżyc zza tafli niewielkiej, płynącej rzeczki, a cykady rozbijały ciszę w pobliskim lesie. Victor stawiał swoje niepewne kroki po zielonej, szeleszczącej mu pod stopami trawie, a wraz z jego krokami i hałasem, który rozniosły wcześniej przymykane przez niego drzwi, urokliwy owczarek niemiecki przykleił się do jego nogi, towarzysząc mu w całej, dość krótkiej drodze do brzegu odbijającej światło nocnego księżyca wody. Z lekkim uśmiechem na ustach pogłaskał rozweselonego psiaka po głowie, samemu jednak zaznaczając ślad swoimi krokami po trzeszczącym pomostku. Na samym końcu drewnianej zabudowy malowała się delikatna, drobna postać. Ramiona chudego chłopaka przykryte były jakimś poprzecieranym kocem, a długie, rozpuszczone, jasne włosy opadały wygodnie na ramiona. Victor gdyby się uparł i zapierał, że nie jest w stanie już po samym aspekcie długich, jasnych włosów, rozpoznać kim jest ów postać, łatwo mógł się upewnić po pryzmacie urokliwego szczeniaczka, który merdając ogonkiem, pocierał swój nosek o udo chłopaka.

Victor zatrzymał się tuż nad Scarlettem, który wyraźnie słyszał kroki drugiego mężczyzny, jednak nie odwrócił się w jego stronę, nie zaszczycając nawet przelotnym spojrzeniem. Szatyn westchnął na to zobojętnienie pod nosem, zapinając swoją ciemną bluzę, pod którą wiatr szalał jego jedynie cienką, jednokolorową koszulką. Spojrzenie wbił nikle w obraz tafli ciemnej, wręcz czarnej niczym otchłań tafli wody, oglądając jedynie, jak nieprzejęty całym światem blondyn powoli odrzuca malutkie kamyczki w rzeczkę, puszczając tak zwane "kaczuszki".

— Charlotte się wybudziła — mruknął nagle pułkownik, czując jedynie, jak jego samego przenosi dreszcz na sam wydźwięk echa, którym pobiegł jego głos. Scarlett nie odwrócił się w jego stronę nawet z tymi cichymi, niepewnymi słowami, które miały rzeczywiście jakkolwiek zwrócić jego uwagę. Victor widząc jednak jego nikłą znieczulicę, mruknął coś niezrozumiale pod nosem, przestępując z nogi na nogę. — Shane i Milo powiedzieli, że jej stan jest stabilny, ale musieli amputować całe przedramię. Będzie żyć, ale musi odpoczywać.

LYCORIS RADIATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz