Rozdział 4

2K 279 70
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


              Na długiej dwupasmówce co jakiś czas stały puste samochody. Niewielkie ślady zaschniętej krwi pokazywały drogę ucieczki ludzi, którzy porzucili swoje pojazdy, próbując uchronić swoje życie. W niejednych pozostawały plamy szkarłatnej cieczy, a w jeszcze innych całe ciała, najczęściej rozmiażdżone o kierownicę. Z niektórych pojazdów się dymiło, niektóre zatrzymywały swoją drogę na latarniach, słupach czy innych autach lub sygnalizacjach świetlnych, które migały jedynie pomarańczowym światłem. Natomiast pomiędzy urokliwymi budynkami roznosił się jedynie stukot butów i szelest broni należących do korpusu pułkownika Victora.

Na samym przodzie kierował się sam szatyn, u boku Charles i Harry. Simon wraz z dwójką kobiet osłaniali ze wszystkich stron zroszonego stoickim spokojem księcia i przytulonego do jego boku sługę. Victor kierujący całym oddziałem skierował się w spokojniejszą dzielnicę, gdzie jeden przy drugim stały w całkiem dobrym stanie domki jednorodzinne.

— Przeszukamy domy. Może znajdziemy kluczyki od auta albo nowy akumulator — rozkazał Victor, kierując się ku najbliższemu, najbardziej wysuniętemu budynkowi.

Był w dobrym stanie. Nie miał wybitych szyb, jak pozostałe, a w oknach albo na drzewie przy domu nie było widać oznak samobójców. Możliwe jest nawet, że mieszkaniec albo cała rodzina dalej żyli, ponieważ domek był dość spory. Dwupiętrowy, nawet całkiem zadbany. Najpewniej królobójcy nie mieli nawet możliwości wejść na teren posesji przez wysoki, zamknięty na kłódkę płot.

— Myślicie, że generał się pomylił? — zapytała cicho Evelyn, pośpiesznie przeskakując za resztą korpusu na ceglane, mocarne ogrodzenie. Praktycznie wszyscy ruszyli śladem ich pułkownika, badając budynek na początku od zewnątrz, rozglądając się po całym ogródku.

Charlotte pośpiesznie wdrapała się na wysoki płot, natomiast Scarlett miał już z tym lekki problem. Nie posiadał on niestety wygodnych do takich sportów glanów, jak wszyscy wojskowi. Jego nogi pokryte były gustownymi butami na lekkim obcasie, które nie były ułatwieniem we wspinaczce. Zdążył jednak ledwo położyć dłonie przy cegle, a już delikatna, kobieca dłoń pokryta czarną rękawiczką, wyciągnęła się ku niemu.

Krótkowłosa blondynka była na ten moment jedną osobą, której Scarlett w jakimkolwiek stopniu mógłby zaufać. Lubił on analizować ruchy ludzi wokół niego, każdy mały krok, czyn, słowo. Dlatego robił to też od samego początku tej śmiesznej i głupiej według niego wyprawy. Dzięki niej jednak doszedł do wniosku, że Charlotte była naprawdę kochaną i miłą dla niego kobietą, której z pełni serca zależało na tym, aby książę rzeczywiście był bezpieczny. Dość neutralną postawę wobec niego miał między innymi Simon czy Charles. Z największą wrogością od samego początku patrzyła na niego Evelyn wraz z Harrym, natomiast dla określenia głównego pułkownika, potrzebował chyba jeszcze odrobiny czasu.

— Dziękuję — posłał delikatny uśmiech w stronę Charlotte. Nie mógł jednak zobaczyć jej reakcji na ten urokliwy gest, ponieważ pośpiesznie zeskoczył z murka, podążając za resztą korpusu, kiedy to kobieta pomagał również Theo.

LYCORIS RADIATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz