Rozdział 1

2.4K 311 70
                                    


             Gałki oczne szatyna o mało nie wypadły z jego oczodołów, kiedy usłyszał prośbę księcia

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

             Gałki oczne szatyna o mało nie wypadły z jego oczodołów, kiedy usłyszał prośbę księcia. Wpatrywał się w niego, jakby co najmniej przed chwilą objawił mu się sam stwórca, mówiąc, że jest wybrańcem, który ma uratować ten doszczętnie zniszczony świat. Jednak tak nie było, on jak cielak wpatrywał się w obraz księcia o wręcz dziewczęcej urodzie i jeszcze bardziej kobiecym imieniu. Można nawet stwierdzić, że przez ten czas policzył długość jego włosów, które sięgały prawie do ziemi.

Pośpieszne przełknął nerwowo ślinę, spoglądając do tyłu na swój równie zszokowany oddział. Victor nie był za monarchią, nie szanował wkładu rodziny królewskiej w kraj i ich głupich pomysłów, odbudowy gospodarki Genesis. Gdyby też nie jego zadanie i posada pułkownika, nigdy nawet nie klęknąłby przed kimś z krwią królewską.

A co dopiero ucałował jego dłoń.

Obliczając szybko swoją sytuację, zauważył, że zwyczajnie nie ma wyboru. Dano mu rozkaz opieki nad księciem, była to osoba wysoko postawiona, a on jako członek wojska, powinien nie dawać wstydu republikańskiej obronie kraju.

— Tak jest — szepnął jedynie, czym wywołał jeszcze większy szok ze strony swojego oddziału. On jednak nie zwrócił na to uwagi. Powolnie ujął delikatną, chudą dłoń otuloną pierścieniami i bransoletami. Czuł się dziwnie, kiedy jego wargi dyskretnie zetknęły się z książęcą skórą.

Scarlett nie był dla niego władcą. Nie uznawał go prywatnie za osobę, która mogłaby rządzić jego krajem, a on czułby się w nim bezpiecznie. Mimo to dziwny dreszcz przebiegł ciało pułkownika, który niemalże od razu odsunął się od zimnego niczym trup ciała arystokraty. Zasmakowanie skóry niedoszłego króla było przerażające, a jednocześnie dało mu poczucie, jakby zawarł tym czynem pakt z diabłem, jakby sprzedał swoją duszę właśnie temu, dyskretnie uśmiechającemu się chłopaczkowi.

Niczym chrześcijan, który oddał się w ramiona grzechów i diabła, wyrzekając wszystkiego. Zdradził w tym momencie swoją republikańską krew?

— Dziękuję ci, pułkowniku. Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie bardzo owocna — odezwał się w końcu długowłosy, podnosząc się powoli z miejsca. Brzmiał jak robot. Był przerażający i niesamowicie niepokojący. Jakby nie odczuwał żadnych emocji, nawet jego uśmiech był przebiegły.

Był człowiekiem o charakterze kota. Taki się wydawał. Nie był jak jego ojciec, którego Victor często widział w telewizji lub na spotkaniach z władzą republikańską, których akurat ochraniał. Nie był męski, pewny siebie, a jednocześnie zawsze uśmiechnięty i oddający ogrom wsparcia i miłości do swoich poddanych. Scarlett był oschły, a jego oczy wydawały się chować masę, ciemnych sekretów. Przebiegły, a jednocześnie wydający się być cholernym, spokojnym kusicielem, o czym też świadczył jego wygląd, niezbyt podobny do tego stereotypowego króla.

Victor zatopił wzrok w niebieskim oczach, które swoim blaskiem wydawały się mówić w innym języku całą historię, plany i zamiary tego siedemnastolatka.

LYCORIS RADIATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz