Rozdział 59

1.2K 174 24
                                    


DZIEŃ 61 APOKALIPSY

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

DZIEŃ 61 APOKALIPSY

21:58

                  Ktoś by pomyślał, że Scarlett odbudował się po tej traumie. W końcu spał z Victorem, nie dając po sobie poznać, że w ogóle w jego psychice rozcierało się jakiekolwiek zgorszenie do wszelakich sfer intymnych. Wyglądał, jakby to wszystko zostało dla niego przeszłością, a on zdążył odbudować swoje zburzone poczucie bezpieczeństwa w obcych ramionach.

Sęk w tym, że nawet w chwili, gdy noc spowiła już całe, postapokaliptyczne Amaryllis, zacierając ciszę wśród wąskich korytarzy zamku, gdy kroczył nimi, trzymając mocno dłoń mężczyzny, któremu jakimś cudem zaufał, czuł, że jego poczucie bezpieczeństwa nie zostało zburzone, ponieważ nigdy nawet nie istniało.

Mimo to sam książę przejawiał się swobodą, przynajmniej po mimice twarzy. Wraz z Victorem powolnym, niezgrabnym krokiem sunęli po lśniących płytkach zamkowych korytarzy, zostawiając na nich mokre ślady z wody, która kapała z ledwo co umytych, długich włosów księcia. Zmęczenie zacierało ich ciała od kostek aż po czubki sterczących, mokrych włosków, a jednak to nieme zadowolenie iskrzyło na twarzach oraz przebijało się w nieznacznych, cichych rozmowach, które umykały między nimi. Dzisiejszy dzień tak minął im tak niespodziewanie szybko, że nim się obejrzeli a z przyjazdu o godzinie prawie ósmej rano, zrobiła się dwudziesta wieczorem. A to wszystko za sprawą przyjemnej, spokojnej atmosfery, którą rozbudzała w nich mama Theo. Kobieta uraczyła ich kilkoma filiżankami z herbatą, ciepłym posiłkiem oraz albumem zdjęć z dzieciństwa Theo oraz Scarletta, co niesamowicie konfundowało dwójkę nastolatków. Szczególnie gdy dorosła część ich skromnej drużyny ochoczo przeglądała kolejne strony, podkreślając to, jak niegdyś słodkimi, pełnymi życia i uśmiechu skowronkami była dwójka chłopców. Mimo jednak swobodnej, wręcz rodzinnej aranżacji w powietrzu podczas rozmów umknął również plan pojutrzejszego dnia. Plan pierwszego etapu, a przynajmniej próby zagórowania nad republikaninami. Plan, z którym Scarlettowi ciężko było się pogodzić.

Mimo że duma biła go zraniona ze wszystkich stron za tę decyzję, nie mógł się nie zgodzić.

Po długiej, rozluźniającej wszystkie jego spięte podróżą mięśnie kąpieli oraz rozdzieleniu się wszystkich ich przyjaciół do odpowiednio zaaranżowanych pokoi, jego myśli zajmowały się zupełnie inną sferą życia, niż próba pogodzenia się z faktem przebrania go za kobietę. Jego umysł o wiele bardziej zatracał się w otchłani przepaści, kiedy jego i Victora kroki skręciły w odpowiedni korytarz, na którego końcu już dostrzegł te jedne, konkretne drzwi. Miał nadzieję, że już nigdy więcej nie będzie musiał wracać do pokoju, którego ściany przesiąknięte były jego szlochem, łzami i błaganiem o pomoc. Momentalnie chude, zadbane palce nastolatka zacisnęły się na ściskanej już doszczętnie mocno dłoni Victora, który przez ten czas zachwycał się na głos tym, jak piękny w rzeczywistości był pałac.

LYCORIS RADIATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz