Urodziny

192 4 0
                                    

Wchodzę do domu. Hailie razem z Willem i Vincentem stała przy drzwiach i prawdopodobnie chciała rzucić we mnie ciastem ale udało mi się zrobić unik i nie dostałem na szczęście. 

- No Dylan miałeś ich przytrzymać żeby solenizanci dostali ! - woła Hailie. 

- Czyli to był zamach na naszą dwójkę ? - pytam siadając na kanapie. 

- Trochę nie wyszło ale tak. 

Shane siada obok mnie. Reszta rodzeństwa podchodzi do nas z trzy piętrowym torcie. Na mojej stronie był motor a na Shane oczywiście jedzenie ale co łączyło nasze części to była butelka wódki. 

- Kurwa zajebisty - mówię i ledwo powstrzymuję śmiech. 

- Zgadzam się. 

Dmuchamy świeczki. Ale one zaświecają się znowu więc dmuchamy jeszcze raz ale znowu to samo. Opieram się o oparcie kanapy a shane jak to shane dalej dmuchał bo debil nie ogarną że to są specjalne świeczki które nie gasną. 

- Czemu nie dmuchasz ?-pyta po chwili. 

- Ciężko mi trochę oddychać więc zdmuchnie za mnie. - kłamię. 

Nic nie poradzę że cholernie zabawnie wyglądało to jak się męczył z tymi świeczkami. Biorę telefon i go nagrywam. 

- Shane to są świeczki które nie gasną - mówi po kilku minutach Hailie. 

- Są takie ?! 

- Tak - mówię ledwo hamując śmiech. 

Dom był ładnie ozdobiony co za pewne było pomysłem Hailie. Ozdoby były czarne,złote i srebrne. Nie powiem wyglądało to ładnie. 

Will pomaga Hailie pokroić tort a Dylan przynosi mnóstwo żarcia i kładzie na stoliku przed nami. 

Wszyscy siedzą na kanapie po mojej prawej Hailie a po lewej Shane koło bliźniaka Will a koło Hailie Vincent. 

- Co oglądamy ? - pyta Hailie. 

Shane i ją od razu przenosimy na siebie spojrzenia. Oboje dobrze wiedzieliśmy co chcemy obejrzeć.

- Szybkich i wściekłych- mówimy w tym samym czasie. 

- Okej. 

Wszyscy oglądamy śmiejąc się żartując i wygłupiając się. Shane i Dylan rzucali do siebie popcornem i próbowali łapać w usta co nie zbyt im wychodziło. 

- Ja i Shane dołączamy do drużyny koszykarskiej. - wypaliłem 

- Serio ?! - pyta Hailie. 

- Tak - mówi Shane i obejmuje mnie ramieniem. 

- Gratulacje. 

Wracamy do oglądania jednak po chwili 8 części usnąłem. 


Obudziły mnie mocne promienie słońca. Leżałem na kanapie w salonie. Nikogo innego nie było. Wstałem i poszedłem do swojego pokoju się ubrać. Założyłem krótkie czarne spodenki i luźną koszulkę założyłem buty do kosza wziąłem piłkę i wyszedłem z domu. Boisko było bardzo nie daleko więc już po chwili tam byłem. 

Grałem tak już trzy godziny kiedy nagle poczułem uderzenie w tył głowy. 

Obudziłem się w jakiejś piwnicy. Obok mnie leżał..... Nie kurwa nie. Obok mnie leżał Shane. Miał ranę postrzałową na głowie. W moich oczach pojawiły się łzy. 

- Shane ! Shane obudź się ! Nie rób mi tego ! Nie zostawiaj mnie błagam ! - wołałem próbując obudzić brata jednak na marne. 

Łzy płynęły po moich policzkach. Przytuliłem go. Nie dochodziło do mnie że go straciłem. Nigdy już nie usłyszę jego śmiechu, koszmarnych żartów których nigdy nie rozumiałem, nigdy nie pojadę z nim na nocną wycieczkę do maka, nigdy już nie będę się z nim ścigał i nigdy nie będę grał z nim w kosza. 

Do pomieszczenia wbiega Will, Vincent i Dylan. Dusiłem się łzami dalej przytulając nie żyjącego brata.  

Rodzina Monet ~Tony~Where stories live. Discover now