Koło 11 dojechaliśmy na gokarty. Mieliśmy być o 10:30 ale oczywiście Shane był głodny i musieliśmy zajechać do maka.
Wchodzimy na tor zakładamy kaski i wsiadamy do gokartów. Nie obeszło się bez wyścigu i oczywiście wygrałem ja bo jak że by inaczej. Bawiłem się świetnie. Uwielbiałem spędzać z nim czas. Mimo że robiliśmy to bardzo rzadko.
Wracając ścigaliśmy się do domu. Pomińmy że prawie wjechałem w auto przede mną. Dzięki czemu Shane wygrał. Oczywiście się wywaliłem i motor spadł mi na nogę.
Dobrze że to było jakieś zadupie i nikt tego nie widział.
Przed domem stał zadowolony shane. Zaparkowałem obok i oparłem się na lewej nodze.
- Wisisz mi maka- spadaj.
- Ta
Wsiadam z motoru i dopiero w tedy poczułem lekki ból prawego kolana. Jednak to olałem.
Weszliśmy do domu śmiejac się z głupoty Shane. Poszliśmy do swoich pokoi a wieczorem mieliśmy spotkać się u mnie w pokoju na noc filmową.
Siadam na łóżku biorę szkicownik i zaczynam szkicować jakieś motory i takie tam. Nawet nie wiem kiedy usnąłem.
Obudziłem się wieczorem. Na zewnątrz było już ciemno. Kiedy chciałem wstać kolano zaczęło mnie tak boleć że nie byłem w stanie nim ruszyć. Łzy spływały po moich policzkach a ból nie ustawał.
- Tony ?- mówi wystraszony Shane.