Nie odzywałem się do Shane już tydzień. Potrzebowałem to przemyśleć. Niby wiedziałem że nie ma opcji żeby mi coś zrobił a z drugiej strony jednak jak by na to nie patrzeć był niebieski ślad.
- Tony z racji tego że sporo ostatnio się u ciebie działo polecisz na dwa lata do ojca.
~Nie błagam tylko nie to ~
- Co ?!- krzyknęliśmy z Shane.
- Ojciec ma lepszą ochronę i będziesz na prywatnej wyspie. I przez te dwa lata nie będziemy mogli się kontaktować żeby uniknąć waszego niebezpieczeństwa.
Patrzyłem na Vincenta nie wierząc w to co słyszę. Mój brat chce mnie wysłać z dala od domu i bez kontaktu z braćmi do ojca na prywatną wyspę !
- Nie błagam.- mój głos się załamał.
Z ojcem miałem nie za dobrą relację. Nie czułem potrzeby poprawiania jej. Bo NIGDY nie sądziłem że mój własny brat zrobi mi coś takiego.
- Tony bez dyskusji. Lecisz jutro o 6 masz samolot. Masz się oszczędzać. To tyle. Podziękuj siostrze ona podsuneła mi ten świetny pomysł.
- Czemu ty go tak nie lubisz co ?! Co on ci takiego zrobił że przypalasz go moją zapalniczką tak żeby wyglądało że ja to zrobiłem a po tem robisz wszystko żeby się go pozbyć ?! - krzyczał Shane a po mojego policzkach spływały łzy.
- Czekaj co ?!
- Po tej akcji na plaży Hailie wzięła moją zapalniczkę i kiedy została na chwilę z tobą sama przypaliła ci skórę.
- A ty z kąt to wiesz Shane ?
- Gadała przez telefon z Moną i jej o tym opowiadała jak ja byłem w kiblu więc słyszałem.
Wszyscy spojrzeli na Hailie.
- Ja.... Nie chciałam po prostu Tony jest dla mnie zawsze nie miły.
- Rozumiem Hailie nic się nie stało.
~Nie no to są kurwa jakieś jaja~
- Shane pomóż Tonemu się spakować.
- Jadę z nim.
- Ja też. - powiedział Dylan.
- Nie wasza dwójka zostaje w Pelsylwani.
Zrobiło mi się ciepło na sercu (którego zdaniem nie których nie mam) że moim bracia byli gotowi ze mną tam jechać. Szkoda że było to nie możliwe.
Powoli wstałem i zacząłem z pomocą Shane pakować moje rzeczy a Dylan dalej próbował przekonać Vincenta i Willa żeby ze mną pojechali ale na marne.