O 5:20 stałem pod szpitalem gotowy do wyjazdu.
- Pożegnaj się z rodzeństwem i jedziemy- powiedział Vincent.
Podszedłem najpierw do Willa i go przytuliłem.
- Dasz radę Tony.
Potem obiołem Dylana który odwzajemnił uścisk. Najciężej było mi się pożegnać rzecz jasna z Shane. W uścisku trwaliśmy chyba z dwie minuty.
- Tony jedziemy.
W moim oczach pojawiły się łzy. Tak bardzo nie chciałem jechać. Odsunąłem się od brata i wsiadłem do auta. Dopiero w tedy pozwoliłem łzą płynąć. Ostatni raz zerknąłem na rodzeństwo Shane też płakał a po chwili Dylan go obioł a my ruszyliśmy.
- Ojciec zapisał cię do drużyny koszykarskiej.
~jedyna dobra wiadomość~
- Mhm.
Po kilku minutach byliśmy na lotnisku. Wsiadłem od razu na pokład prywatnego samolotu rzucając Vincentowi tylko szybkie "pa". Zająłem swoje miejsce i od razu założyłem słuchawki i puściłem muzykę. Samolot wystartował a mnie czekał długi lot.
Do ojca doleciałem na 15. Czekał na mnie na lotnisku i patrzył z pogardą.
- Hej tato.
- Na pierwszy rzut oka widać że o siebie nie dbasz.
- Dopiero co wyszedłem ze szpitala i zostałem kilka razy porwany nie miałem kiedy o siebie dbać.
- Nie wymiguje się !To jest żadne wytłumaczenie.
Wsiedliśmy do auta a kierowca ruszył. Było mega ciepło i przyjemnie.
- o 17 masz trening do 19 ale ty zostajesz do 20:30 załatwiłem ci jeszcze po tym indywidualny trening. Tak będzie codziennie oprócz piątku i soboty. W te dni masz robić trening sam. Plus będziesz miał lekcje w chmurze (nauczanie domowe).
Patrzyłem zaskoczony na ojca za to ten miał to gdzieś.
Kiedy dojechaliśmy do domu wszedłem z ojcem który od razu kazał mi iść na siłownię i zrobić trening pod jego okiem.
Mogę śmiało powiedzieć że to był najgorszy trening jaki miałem. Szybko się ogarnąłem i pojechałem na trening kosza. I tu byłem bardzo zadowolony bo chłopaki okazali się mega sympatyczni tak samo jak trener. Ale i tak zrobił nam straszny wycisk a mi po tym jeszcze większy.
Kiedy wróciłem do domu ogarnąłem się i położyłem spać.