Za kierownicą siedział Vincent koło niego Will a z tyłu koło mnie Hailie.
Głowa pulsowała mi z ból. Cicho syknąłem.
Rodzeństwo coś do mnie mówiło ale nic nie słyszałem i znowu zapadła ciemność.
Tym razem obudziłem się w swoim pokoju. Głowa dalej w chuj bolała.
Spróbowałem się podnieść ale po oderwaniu głowy od razu mi się w niej zakręciło i opadłem z jękniem na poduszkę.
-Gdzie jest Anthony Monet ?!-Tuuu !
Olałem ból i najciężej jak umiałem zszedłem na dół i stanąłem na schodach.
W salonie na kanapie siedział Will, Vincent i Dylan a przed nimi siedmiu wielkich facetów z broniami. Dwoje z nich trzymało Hailie i Shane.
-Nie powiemy. -powiedział chłodno Vincent.
- W takim razie oni zginą.
Ludzie którzy trzymali mojego bliźniaka i siostrę przyłożyli im broń do szyji.
- Nie !- krzyknąłem i wbiegłem do salonu.
Wszyscy patrzyli na mnie zaskoczeni. Mógł bym przysiąc że na twarzach rodzeństwa widziałem ulgę i chęć zamordowania mnie.
-Witam Anto..
- Daruj sobie. - przerwałem jak przypuszczałem szefowi tej pożal się boże mafii.
- Dobrze przejdżmy do sedna. Albo zabieramy ciebie albo zabijamy ich co wybierasz?
- Tony nie. Damy radę- Powiedział Dylan jednak na podjąłem decyzję.
-Weźcie mnie.
- Mądry chłopak. Możesz się pożegnać z rodzeństwem.
Przewróciłem oczami.
Najpierw pożegnałem się z Willem po tem z Dylanem później z Shane i Hailie a na koniec z Vincentem. Kiedy tkwiłem w jego objęciach wsunął mi coś do kieszeni bluzy. Było to bardzo małe.
- To nadajnik. Znajdziemy cię obiecuję.
- Dobra koniec zabierzcie go.
Wsadzili mnie do czarnego wana zatrzasnęli drzwi i ruszyli. Słyszałem stłumione krzyki Hailie i chłopaków którzy próbowali ją uspokoić. Po ten jeszcze Shane a po tem nic.
W aucie mnie przeszukali i znaleźli nadajnik i telefon za co uderzyli mnie trzy razy w twarz i dwa razy w brzuch. A nadajnik i telefon wyrzucili.
Bałem się że już nigdy ich nie zobaczę.