Rozdział 44

4.2K 272 2
                                    

Po około 2 minutach obok mnie stanął czarny samochód. Wiedziałam, że to taksówka, więc bez wahania wsiadłam do auta.

- Dzień dobry, poproszę na ulicę Waszyngtona 51. - powiedziałam do zakapturzonego mężczyzny.

- Oczywiście -zaśmiał się i odwrócił .

Miał na sobie czarną maskę albo kominiarkę, nie widziałam dokładnie.

- Oj przepraszam! - powiedziałam zakłopotana. -chyba pomyliłam samochody, myślałam, że jest pan taksówkarzem - zaśmiałam się.

- Ari, spokojnie, nie pomyliłaś niczego. Czuj się bezpiecznie - powiedział czułym głosem.

Usłyszałam tylko uruchamiany silnik i dźwięk automatycznego zamykania drzwi samochodowych. Nie rozumiałam o co chodzi? Skąd ten ktoś znał moje imię? Może podałam na infolinni. W sumie to nic nie pamiętam, byłam za bardzo roztrzęsiona.

- Czyli jest pan taksówkarzem? To dobrze. Myślałam, że się pomyliłam. Mam strasznie zalatany i emocjonujący dzień. - wytłumaczyłam swoje nierozgarnięcie.

- Wszystko rozumiem. - powiedział mężczyzna.

Wydawało mi się, że kojarze ten głos.

- Przepraszam czy my się przypadkiem nie znamy? - zapytałam.

Zawsze byłam ciekawska.
Mężczyzna odwrócił głowę spojrzał na mnie od góry do dołu i pokiwał przecząco głową. Zorientowałam się, że jedziemy w złą stronę. Chciałam jak najszybciej być w domu.

- Przepraszam, ale ja chciałam jechać na ulicę Waszyngtona. To w drugą stronę. - zauważyłam.

- Wiem, ale szybko muszę zahaczyć o dystrybucje. Przepraszam za kłopot -poinformował mnie i pogłośnił muzykę. Zapalił papierosa. Nagle zrobiłam się bardzo senna i nie wiedziałam, kiedy usnęłam.

Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu, które nie wyglądało na mój pokój. Byłam otępiała! Próbowałam się podnieść z łóżka, ale czułam delikatny niedowład nóg i byłam przywiązana czymś do oparcia. Zaczęłam się denerwować. Gdzie ja do cholery jestem! Strasznie bolała mnie głowa. Czułam się jakbym przed chwilą dostała żelaznym żelazkiem w łeb.

Nie świadoma tego co własnie się dzieje, postanowiłam sprawdzić, która godzina. Zaczęłam przeszukiwać kieszenie spodni, lecz tam nie znalazłam telefonu. Napewno był w torebce, której przy sobie nie miałam. Wtedy oprzytomniałam! Cholera zostałam porwana! Ten człowiek, kominiarka, czarne auto i ten papieros. Wszystko układało się w całość! Tylko pytanie po co?

W pomieszczeniu było strasznie ciemno i zimno! Niby siedziałam na łóżku...ale i tak czułam chłod! W końcu byłam strasznie cienko ubrana. Zaczęłam się trząść ze strachu i zimna.

Nagle zapaliło się światło. Do pomieszczenia wszedł ten sam mężczyzna. Nadal miał na sobie kominiarkę.

- Ooo... widzę że już wstałaś Misiu! Mam dla ciebie śniadanko. - usiadł koło mnie i przejechał swoją wielką dłonią po mojej głowie.

- Co do cholery się tutaj dzieje?!- zaczęłam się rzucać i krzyczeć. - chcę wyjśc!!! Wypuść mnie zboczeńcu!!! Zaraz zadzwonię na policje!!! Nie wyjdziesz z więzienia do końca życia! - wrzeszczałam jak opętana.

Mężczyzna wstał i poszedł po coś do szafki. Przez chwilę czegoś szukał. Później odwrócił się i wrócił na swoje miejsce. W ręce trzymał szarą taśmę.

- Oj kochanie! Już jesteś tylko moja! -pogłaskał mnie po policzku i pocałował przez kominiarkę. - myślałem, że nie będę musiał jej używać, ale jeszcze nie rozumiesz, że pragniesz mnie tak samo jak ja ciebie! - oderwał kawałek taśmy i przykleił mi ją na twarz.

-Odpierdol się do cholery!!! WY..PUŚ...- tyle zdążyłam powiedzieć.

- A co do policji to raczej nie będziesz miała się jak z nimi skontaktować. - wyjął z kieszeni mój telefon - ooo... Ari dostałaś kilka SMS-ów. Dwa odemnie, ale to później ci przeczytam. Jeden od mamy i Caleba. Przeczytać? - pokiwałam twierdząco głową. - to najpierw od mamy "Aria gdzie ty jesteś? Jest już ranek, a ty nadal nie wróciłaś z turnieju! Martwię się!". Kocha cię, napiszę, że jesteś bezpieczna. A co napisał Caleb? Tego dowiesz się w swoim czasie. Ja muszę jechać wyrzucić gdzieś ten telefon. Nikt nie może nam przeszkadzać! Od teraz jesteś MOJA Ari. Będziesz krzyczeć moje imię i błagać o to żebym zawsze był z tobą. - znowu pogłaskał mnie po głowie i wyszedł.

Czyli co? Zostałam porwana? Teraz do końca życia będę siedziała na tym łóżku z taśmą na gębie u boku tego psychopaty?!

NIEEE!! Nie mogę tu zostać.
Zaczęłam kombinować. Najpierw postanowiłam zdjąć taśmę, którą miałam zalepione usta. Jedynym wyjściem było manewrowanie językiem. Zaczęłam się oblizywać i wypychać taśmę. Trochę czasu nad tym spędziłam, ale udało się! Teraz zostało mi zdjąć te kajdanki.

Byłam rozciągnięta, więc z łatwością dotknęłam je ustami. Na początku próbowałam odblokować je zębami. Niestety wszystki starania poszły na marnę. Miałam jeszcze jeden pomysł. Niestety nie zdążyłam go zrobić, bo pan tajemniczy wrócił.

- Tylko nie zaklejaj mi ust! Już nie będę krzyczeć! - powiedziałam na przywitanie.

- Mądra dziewczynka! Wiedziałem, że zrozumiesz że jesteśmy sobie przeznaczeni!

-----------------
Dobry wieczór Zajączki🐰
Jak podoba się rozdział? Trochę krótki, ale wybaczcie😕
Co myślicie o porwaniu dziewczyny? 😢
Uda się jej z tego wyjść czy będzie żyla długo i szczęśliwie z tym przystojniaczkiem?👉👌
Czekacie na kolejny rozdział?
Pozdrawiam Oli 👏💟

New ClassmateWhere stories live. Discover now