Dwa

1.3K 116 18
                                    


Dedyk dla Samodzielnaaa


   — Mogę udawać, że zupełnie cię nie słyszę?

   John Watson przystanął w pół kroku całkowicie zaskoczony. Sherin, zła, że w ogóle śmiano ją obudzić, rzuciła mu nieprzychylne spojrzenie.

   — Proszę? Przecież nic nie powiedziałem.

      Sherlock siedział w kuchni przy swoim mikroskopie, zupełnie odcięty od świata zewnętrznego, więc jasnym było, że nastolatka kieruje te słowa do niego.

   — Myślisz. Ja to słyszę bardzo wyraźnie. Kim jest ta dziewczyna i czego tutaj szuka? — dodała przedrzeźniając go. — Mam nadzieję, że nie zostanie zbyt długo, bo pewnie któryś z nas będzie musiał przenieść się na kanapę.

    Watson patrzył na nią szeroko otwartymi oczyma. Odwrócił się na pięcie w stronę Sherlocka, popatrzył na niego przez chwilę, wrócił wzrokiem do młodej blondynki, i znów spojrzał na Holmesa. I tak kilka razy. Albo ta dziewczyna jest czarodziejką, pomyślał, albo kilka lat temu narodził się nowy Sherlock.

     W głosie dziewczyny nie brzmiał tak wyraźny akcent francuski jak przypuszczał, że będzie. W zasadzie był ledwie wyczuwalny.

     Dziewczyna nie była ani czarodziejką, ani nowym Holmesem. Po prostu rozmowa dwóch mężczyzn zdążyła obudzić ją na tyle wcześnie, by mogła odgadnąć jej temat. Później udawała tylko, że ma naprawdę głęboki sen i jest wszystkiego nieświadoma.

    — Mogę wam dać pewną radę na przyszłość? — Nie czekała na odpowiedź żadnego z nich. — Nigdy, ale to nigdy, nie sprawiajcie, że obudzę się wcześniej niż mój organizm tego chciał.

    Wstała z kanapy z gracją przyczajonego kota. Wyglądała jak drapieżnik, który zaraz ma rzucić się na swoją ofiarę. I były to pierniczki w małej, porcelanowej miseczce, która stała obok skórzanego fotela. Podeszła do niej na boso (jej buty magicznie gdzieś zniknęły) i powąchała ostrożnie jednego z pierniczków w lukrze. To również upodobniło ją do kota.

    Sherlock, zerkający na nią z kuchni, zaczął się zastanawiać czy dziewczyna korzysta również z kuwety jak kot, zamiast toalety. Może jeszcze zacznie lizać się po ciele na kanapie w towarzystwie jego klientów, których wprawi to w osłupienie. Będzie musiał to kiedyś wykorzystać. Nawet jeśli takie zachowanie nie leży w codziennościach blondynki. Szybko zorientował się za to, że nastolatka wprost uwielbia te małe lukrowane cosie, które przyniosła pani Hudson.

    John zdecydowanie za dużo czasu zmarnował na obserwowanie jej, co teraz okropnie sobie zarzucał. Zamiast tego mógł przecież dokończyć wpis na blogu. Jego czytelnicy uwielbiali coraz to nowe... raporty ze spraw detektywa-konsultanta. Zabrał więc laptop do pokoju na górze, w którym urzędował, i zabrał się do pisania.

    Dziewczyna zaś skończyła przeżuwać ostatni pierniczek i teraz uważnie przyglądała się dniu salaterki, jakby tam znajdowało się ich więcej – tyle że niewidzialnych i nienamacalnych. Rzuciła smętne spojrzenie Sherlockowi, jakby od początku wiedziała, że jej się przygląda.

     — Gdzie będę spać? — zapytała.

     W końcu to było bardzo ważne pytanie. To, gdzie śpimy wpływa znacząco na nasze samopoczucie. Raz spała na dworcu kolejowym i obudziło ją mocne szturchnięcie policjanta. Wkurzyła się na tyle, że przerwano jej sen, iż wylądowała na komendzie. Zdawałoby się, że francuska policja powinna być bardziej wyrozumiała dla delikatnych dam. Przeliczyła się mocno. Spała też pod gołym niebem na biwaku nad jeziorem, gdzie wybrała się w raz z przyjaciółmi w czasie wakacji. Nad ranem obudził ją deszcz, przez co nie tylko jej włosy były do niczego, ale i humor na resztę dnia.

     — Sądziłem, że jesteś bardziej inteligentna. To oczywiste, że tam gdzie do tej pory.

   Przechyliła głowę na lewą stronę, jakby faktycznie się nad czymś zastanawiała.

   — A może po prostu zajmę twoją sypialnię. Słyszałam, że i tak mało śpisz.

    Ich krótką wymianę zdań przerwało ''dzień dobry'' spod drzwi. Upuściła salaterkę, która potoczyła się po wypłowiałym dywanie. Sherin udała, że mdleje. Zaskoczony Holmes natychmiast wstał od stołu, chcąc sprawdzić stan nowej współlokatorki.

   — Przepraszam... Nazywam się Eryl Davis. — Gość był nieco nerwowy. — Wczoraj w nocy ktoś próbował mnie zabić. Oczywiście wiedziałem, że od kilku dni ktoś mnie obserwuje, ale...

    Holmes zupełnie zignorował młodego mężczyznę, próbując ocucić dziewczynę.

    — Zgiń, przepadnij — wymamrotała w końcu, mając dość poklepywania po policzku. — Nie pozwól aby ten człowiek mnie zapamiętał.

    — Raczej zdajesz sobie sprawę, że mdlejące damy szybko zapadają w pamięć.

    — Myślisz, że doświadczy amnezji, jeśli porządnie walnę go w głowę tą nieśmiertelną salaterką? — Podniosła się chwiejnie przy pomocy Holmesa. — Jego głos nagle zaczął mnie okropnie irytować, a tylko grzecznie się przywitał.

    — Poczekaj, aż usłyszysz Andersona — mruknął jakby do siebie.

    Młoda kobieta zilustrowała uważnie gościa na Baker Street 221B i stwierdziła, że nie tylko głos jej nie odpowiada. Mimo że mężczyzna był młody i przystojny, w jego twarzy dostrzegała zło, którego świat doświadczył tylko w mniejszej części. Przymknęła oczy. Żałowała, że symbole Miry są tak dobrze ukryte. Takie zło mogło wydostawać się tylko od nich.

    — Wiesz co, Holmes? Nagle zapragnęłam, żeby mnie jednak zapamiętał.

   Sięgnęła po salaterkę u jej stóp i rzuciła nią w przybysza.

Gdy Sherlock Spotyka Sherin |Mocna KOREKTADonde viven las historias. Descúbrelo ahora